*Spoilery*
Ciekawym jest fakt, że przez cały film ani razu nie została zwrócona uwaga, na faceta, który całe swoje życie i wszystko co miał poświęcił rodzinie. Momentami było mi go serio szkoda. Śmieszne było to, że jednym z przełomowych momentów przemiany tej kobiety było to, że gość zauważył fakt, że nie kupiła mu sera. O losie. Jakże groteskowo to brzmi. Nie wiem, może ja jestem jakiś głupi, ale dla mnie cała ta historia głównej bohaterki jest co najmniej śmieszna i te całe jej "problemy" można by rozwiązać po prostu otwierając buzie i o nich mówiąc na głos, a nie liczyć na to, że wszyscy się domyślą o co chodzi. A ona uznała, że po co tam, lepiej zdradzić męża. No cóż. Taki ten film flagmatyczny strasznie.
Proszę nie wiązać z tym feminizmu. :< Feminizm nie polega na tym, że niczego się nie umie zrobić, nie wie nic o świecie, wisi na hajsie męża i obraża wieczorami. "- Sprzedajmy wakacyjną chatę! - Nie! - Sprzedajmy! - Zastanowię się. Ok, sprzedajemy. - WTF, dlaczego sprzedajemy chatę, poebao? Foch." XD Co za kretynka. Biedny facet. Myślałam, że bohaterka jakoś się rozkręci, ale nie, musiało pójść typowo w zdradę. Jezu, dlaczego w filmach to jest ok? Co za sucz. Rozumiem, że takie baby istnieją, i to pewnie w dużych ilościach, ale film byłby o wiele ciekawszy, gdyby go opowiedzieć z punktu widzenia męża. Albo nawet puzzla. ehhhhh