Film jest fenomenalny, a negacja krytykantów tego filmu wynika z ich bojaźni wywołanej niekwestionowalną lecz z wielkim mozołem kamuflowaną przez każdego wierzącego prawdą, że Bóg istnieje owszem, ale tylko w naszych marzeniach. Zgadzam się z opinią wypowiedzianą w tym filmie, że chrześcijaństwo nie załamałoby się nawet pod ciężarem takiego dowodu jak znalezienie zwłok Jezusa - w ostateczności kościół przyznałby, że Jezus nie zmartwychwstał, lecz to jeszcze nie wyklucza istnienia Boga. Jakoże kościół to potężna instytucja budowana przeszło dwa tysiące lat, potrafi wybrnąć nawet z największych opresji - w imię obrony prawdy dalece wątpliwej, opartej tylko i wyłącznie na wierze ( już samo użycie pojęcia "prawda" dla określenia w pełni subiektywnego faktu jest wielkim nadużyciem). Krótko mówiąc: pojęcia "prawda" i "wiara" kolidują ze sobą. Dowodów na nieistnienie Boga ( lub raczej boga) jest mnóstwo, ale co z tego, jak strach przed śmiercią jako ostatecznym końcem, pragnienie życia wiecznego w pięknym niedoopisania niebie przykrywa trzeźwy rozum, skłaniając do wybiórczej zamiast rzetelnej i holistycznej analizy. Wydawałoby się, że w XXI wieku- w dobie królowania nauki- baśniowe wyjaśnienie genezy powstania świata nie ma racji bytu. Nic bardziej mylnego. Dopóki człowiek nie pokona egzystencjalnych lęków, dopóty będą istnieć religie żerujące na tych lękach, mamiące miliardy ludzi. Właściwie to najczęściej ludzie sami się mamią. Ale skoro im tak dobrze... To już zależy od filozofii życiowej oraz wyznawanych wartości: bo jeżeli dla kogoś najważniejsza jest uczciwość wobec siebie względem nauki, prawda obiektywna a nie subiektywna, ten nie przyjmie iluzorycznego wyjaśnienia jakim jest bóg.
Cóż uważam, że to Twoja opinia jest bardzo subiektywna. „Negacja krytykantów tego filmu wynika z ich bojaźni wywołanej niekwestionowalną lecz z wielkim mozołem kamuflowaną przez każdego wierzącego prawdą, że Bóg istnieje owszem, ale tylko w naszych marzeniach.” – moja opinia bynajmniej nie wypływa z tego typu wątpliwości, ponieważ niejednokrotnie się przekonywałam, że to, w co wierze jest zupełnie słuszne. Film nie jest zagrany rewelacyjnie, fabuła jest sztampowa, a główna bohaterka… Cóż, moim zdaniem pretensjonalna i odrobinę papierowa. "Dowodów na nieistnienie Boga ( lub raczej boga) jest mnóstwo" - podaj mi, choć jeden. "Kościół to potężna instytucja budowana przeszło dwa tysiące lat, potrafi wybrnąć nawet z największych opresji - w imię obrony prawdy dalece wątpliwej, opartej tylko i wyłącznie na wierze" – proszę o przykłady. "Bo jeżeli dla kogoś najważniejsza jest uczciwość wobec siebie względem nauki, prawda obiektywna a nie subiektywna, ten nie przyjmie iluzorycznego wyjaśnienia, jakim jest bóg." – uważam, że nie ma prawdy idealnie obiektywnej, zaś sama nauka nie jest nieomylna. Twierdzenia, które kilka lat temu uważało się za słuszne są obalane. Nauka nie jest nieomylna – opiera się na sile rozumu ludzkiego, który przeciez często daje się omamic, którym żadzi ambicja i zwykle rozterk, który jest zawodny i błądzi - jak sam napisałeś. "Baśniowe wyjaśnienie genezy powstania świata"- przecież to oczywiste, że Kościół nie upiera się przy tej wersji. To prosta opowieść pisana tysiące lat temu, dla prostych ludzi, których myślenie abstrakcyjne było znacznie słabiej rozwinięte od naszego. Myślisz, że pojęliby, gdyby Autor Natchniony zaczął pisać im o atomach? Szanuje twoje poglądy, ale szczerze Ci współczuje. Musisz być naprawdę samotnym człowiekiem.
'To prosta opowieść pisana tysiące lat temu, dla prostych ludzi, których myślenie abstrakcyjne było znacznie słabiej rozwinięte od naszego. Myślisz, że pojęliby, gdyby Autor Natchniony zaczął pisać im o atomach?'
No właśnie. Cale mnóstwo dyskusji ateistów na temat Biblii nie bierze pod uwagę okoliczności powstania tej księgi. Paradoksalnie ludzie nastawieni materialistycznie rozpatrują ten tekst w większej próżni i abstrakcji, niż przyjmujący istnienie ducha katolicy.
A mi sie film bardzo podobał, a w Boga wierze i do kościoła chodzę. Jeśli klasyfikujesz ludzi na tych, którym się nie podobał (bo wierzą w Boga) i na tych,, którym się podobał (cała reszta) to coś z Tobą nie tak. To nie jest kwestia wiary w Boga tylko gry aktorskiej i fabuły...no chyba, że sie myle ;].
Ja się zgadzam z opinią o ciele z filmu, ale z innych powodów. Uważam, że jeśli ktoś wierzy, a nie recytuje formułki, to przeformułuje sobie pewne pojęcia, a nie brutalnie odrzuci fakty albo zostanie natychmiast ateistą. Dlatego ojciec Lavelle jest dla mnie przykładem najgorszego możliwego rozwiązania. Nie chodzi mi tu o moralną krytykę samobójstwa. Chodzi mi o to, że jego wiara była bardzo kruchym systemem zamkniętym. Wystarczy ruszyć jednym palcem, i runie. Taką wiarę trzeba przekształcać w sobie, albo będzie taniec na linie całe życie.
Właśnie oglądam na Polsacie i najbardziej przeszkadzają mi reklamówki. To typowy film, który działa jak przysłowiowy kij w mrowisku. Ma na celu wywołanie silnych emocji. Dla mnie nie stanowią dowodu żadne wykopaliska, że Bóg istnieje lub nie. Bóg istnieje, bo chce i jest tym, kim chce być niezależnie od woli ludzi. Sądzę, że Bogu nie zależy na tym, aby ludzie rozumieli wszystko co on robi. Powiem więcej, nie możemy tego zrozumieć, bo jesteśmy tylko ludźmi. Dla mnie dowodem, że Bóg istnieje jest to, że istnieje świat i prawa przyrody, które działają. Bóg jest tym kim chce być, a nie tym kim byśmy chcieli, żeby był. Zgodnie z wolą Boga jedni mogą być przekonani, że on istnieje, a inni na odwrót. Swoją drogą Ziemia Święta jest jedna wielką beczką prochu, że aż trudno uwierzyć.
Cóż - ja akurat mam na odwrót (może dlatego że stary już jestem i zmęczony zmaganiami z życiem i wszechobecnym strachem o jutro i przyszłość potomstwa) tak że życie wieczne bardziej mnie przeraża niż cieszy - wolałbym aby po prostu dano mi odpocząć i zapanowała upragnina nicość...ale w Boga wierzę...