W historii polskiego kina "Rok..." zajmuje bardzo ważne miejsce - jest jedynym obok "Niebieskiego" Krzysztofa Kieślowskiego filmem rodzimego twórcy nagrodzonym Złotym Lwem na festiwalu w Wenecji. Mimo tej prestiżowej nagrody i popularności Zanussiego, film nie jest zbyt znany - w telewizji jest emitowany bardzo rzadko (podczas gdy niektóre klasyki naszej kinematografii można obejrzeć na różnych stacjach kilka razy w ciągu roku), nie został też dotąd wydany na DVD (co miało miejsce w USA). Nie rozumiem, dlaczego o filmie zapomniano - nie zasłużył on sobie na taki los. Jest to subtelny obraz miłości rodzącej się między Polką i amerykańskim oficerem tuż po II wojnie światowej. Piękno uczucia zostaje skontrastowane z powojenną rzeczywistością: biedą, przestępczością, śmiercią, akcja rozgrywa się w zdewastowanym mieście na ziemiach zachodnich, wśród zrujnowanych budynków, odrapanych ścian. Polacy, którzy przybyli do miasta po zmianie granic są sobie obcy, dopiero zaczynają się poznawać i budować życie od nowa. Uczucie głównych bohaterów jest w tym świecie bardzo trudne (i przeszkody bynajmniej nie stanowi bariera językowa). W jednej ze scen Emilia mówi Normanowi, że ta miłość nie ma sensu, jest bez szans. I faktycznie - przegrywa z szarą rzeczywistością. Smutny, ale bardzo piękny film.