(...) „Rok tygrysa” to film o pojedynku ze sobą, ale też z innymi mężczyznami. Tom próbuje pozbyć się tajemniczego motocyklisty − tak naprawdę holograficznego modelu, toksycznej autoiluzji, zrodzonej przez rozgorączkowaną głowę. Później staje też do walki z Larsem. To scena bardzo homoerotyczna, pełna chuci: bijatyka stanowi test charakteru i temperamentu seksualnego. Iben uraczył nad kolejnym studium męskości − lepszym niż jego poprzednie filmy, bo ryzykownie niedopowiedzianym. W jego nowym filmie to właśnie tajemnica jest w mężczyznach najbardziej pociągająca.
Dialogi są w „Roku tygrysa” przesadnie oszczędne, a całość wydaje się dłuższa niż jest w rzeczywistości. Ewentualne momenty nudy mają łatać wizyty w miejscach kultowych dla queerowego Berlina (Muzeum Gejowskie, cruising bar Ficken 3000). Kilka intrygujących, wrzących od napięcia scen i ciekawa konstrukcja fabularna sprawiają jednak, że do finału dobrniemy bez bólu. Nie zdziwiłbym się, gdyby za kilka miesięcy „Rok tygrysa” wzbogacił ramówkę Ale kino+ lub Cinemaxu.
Pełna recenzja: #hisnameisdeath