Czy polski dubbing osiągnął już dno? Czy jeszcze spada?
Jak słyszę teksty "Zal (...) ciemiężyciel i w ogóle złamas" albo "Kron krwawił (...) aż wykitował", to zastanawiam się, co jest dla tłumacza punktem wyjścia do opracowania dialogu?. Polski dubbing mówi językiem gimbazy. Czy to na pewno dobry sposób na uczynienie mało smiesznch scen, śmiesznymi?
Bo ja się nie zaśmiałem.
Polski dubbing nie jest znowu najgorszy, akurat w tym przypadku dopasowano dialogi do poziomu animacji.
Obawiam się, że to jednak brak poczucia humoru. Dubbing był dobry. Jego poważnym mankamentem był Mozil (czy jak jemu tam), ale same teksty były jak najbardziej dopasowane do filmu i nie było przesycenia takimi luźnymi zdaniami o jakich wspominasz. To po prostu miał być film na luzie i taki jest.
Dlatego obejrzałem wersję oryginalną z napisami. Masz całkowitą rację. Reżyserzy polskiego dubbingu niszczą filmy tym chorym gimnazjalnym slangiem. Nie wymagam żeby ktoś ukwiecał zwroty jak Mickiewicz, ale uszanujmy nieco nasz język.
Najgorsze jest to, że momentami tłumaczenie nie ma nic wspólnego z oryginałem - jest jakąś chorą, radosną twórczością tłumacza, który na dodatek nie zna języka polskiego, sądząc po ilości błędów językowych (nawet w deklinacji).