Film może być odskocznią od szablonowych filmów wojennych lub oscarowych "dzieł" o Holocauście, bo pokazuje zaplecze wojny. Wstrząsającej, bo współczesnej. Kiedy wszystkim się zdawało, że po zburzeniu muru berlińskiego, cały świat i ludzie staną się dobrzy. A tu ludobójstwo na Czeczenach na oczach świata i kiedy Rosjanie bombardowali Grozny, kanclerz Schroeder podpisywał właśnie kontrakt na udziały w spółce Gazprom.
Pominę dalsze polityczne i historyczne tło, bo moim zdaniem nie jest ono przesłaniem tego filmu. Istotą jest to, co się dzieje za liniami frontów. Oczywiście film pokazuje tylko fragmenty tego życia, nawet dość wstrzemięźliwie obrazując prawdziwy dramat ludzi i prawdziwe okrucieństwo (nie ma scen rozrywania ludzi samochodami, nie ma rozjeżdżania czołgami, wiązania drutami, nie ma obozów filtracyjnych, nie ma "zaczystek", nie ma zbiorowych gwałtów na czeczeńskich mężczyznach (!), nie pokazano gwałtów na reporterkach, nie pokazano tysięcy Czeczenów błąkających się po bezdrożach w szoku po urazach wojennych...), ale jest w tym filmie mimo wszystko spora dawka realizmu, którego dopełnieniem są śpiący urzędnicy ONZ ;).
Dość pompatyczny, a jednocześnie nietuzinkowy (np. dość nieoczekiwane zdanie: "Nie chroń go, bo potem sobie nie poradzi", albo jak czeczeński chłopiec tańczy po czeczeńsku przy zachodniej melodii), ale bardzo dobrze oddane codzienne życie uchodźcy, zgliszcza wojenne, są też momenty prawdziwej grozy (dziecko chowa się za kamieniami kiedy obok przejeżdża kolumna wojskowa - bardzo dramatyczne ujęcie), zdjęcia walk ulicznych też mrożą krew w żyłach, choć to tylko urywki.
Jeśli jednak oczekujemy aktorstwa do którego jesteśmy przyzwyczajeni, to raczej Di Caprio tam nie zobaczymy ;). Jest to aktorstwo klasy B, ale mnie osobiście ono w tym filmie nie drażni. Bardziej denerwuje mnie nadmierne niczemu niepotrzebne gwiazdorzenie w filmie typu "Nienawistna ósemka".
"Rozdzieleni" to film, przy którym można pomyśleć - i to jest w nim najbardziej wartościowe. Mnie naszła refleksja o tym, że wszyscy kiedyś byliśmy dziećmi... Nawet Hitler... Poza tym mój syn ma dokładnie 19 lat - tyle samo co Kolia...
Tak, że warto zobaczyć, choć głowy nie urywa.