Do niedawna byłem nastawiony do anime bardzo sceptycznie. Kojarzyło mi się zresztą z emitowanymi w polskiej telewizji serialami nie najwyższych lotów (Gigi, Kapitan Tsubasa, Yataman itp.). Przeżyłem ponad 30 lat życia, nie mając pojęcia, że istnieje ktoś taki jak Hayao Miyazaki. Początkowo, kiedy filmy wyreżyserowane przez tego pana zaczęły pojawiać się w 1. setce filmwebu byłem zaskoczony. Bynajmniej nie pozytywnie. Nie lubię czegoś krytykować, jeżeli tego nie poznam, dlatego zacząłem sięgać po anime. Najpierw ”Ghost in the Shell” - nie był to dobry wybór na początek, trzeba lubić sci-fi, żeby film tego typu przypadł do gustu. Ja bardziej niż sci-fi lubię fantasy dlatego bardzo spodobał mi się ”Spirited Away” Miyazakiego. Później obejrzałem jeszcze ”Grobowiec świetlików”. Dobry ale przygnębiający.
”Ruchomy zamek Hauru” utrzymany jest w podobnej stylistyce co ”Spirited Away”. Podobnej a zarazem bardzo innej. Podobał mi się ale ciut mniej. Bardzo ładny był od strony wizualnej, ciekawy fabularnie, choć na mój gust w koncówce zbyt pogmatwany. Zdaję sobie sprawę, że japoński spojrzenie na świat różni się od europejskiego a ja należę chyba do tych europejczyków, którzy nigdy tak do końca nie zrozumieją specyfiki Dalekiego Wschodu. Potrafię już docenić dobre anime ale raczej nie stanę się jego fanem. 7/10