Długo czekałem na ten film. Najpierw zaciekawił mnie zwiastun, bo choć zapowiadał znaną nam historię amerykańskich nastolatków, którzy muszą gdzieś na końcu świata walczyć o swoje życie, to jednak brak oczywistego mordercy wydawał się być intrygujący. I choć zabójcze pnącza mogły wydawać się pomysłem niezwykle naciąganym, to jednak sposób w jaki pokazano je w trailerze, był całkiem przerażający i przekonujący. Była to również miła odmiana od wyeksploatowanych do granic możliwości pomysłów na morderców kanibali, czy psychopatów, którzy nie wiedzieć czemu uwzięli się na bohaterów i za wszelką cenę chcą ich pozbawić życia. Ponieważ "Ruiny" były oparte na powieści Scotta B. Smitha, więc w oczekiwaniu na premierę sięgnąłem po nią, by przekonać się czy warto w ogóle interesować się tą historią. Książkę przeczytałem jednym tchem, przerywając tylko w drastyczniejszych miejscach, by ochłonąć z wrażenia. Do kina jednak wybrać się nie mogłem, bo cudowny polski dystrybutor wprowadził „Ruiny" w zaledwie 25 kopiach i do trójmiejskich kin film ten w ogóle nie trafił.
Jeśli wierzyć wydawcy książki i temu co napisano na okładce, sam mistrz gatunku Stephen King powiedział, iż powieść Smitha to "najlepsza powieść z gatunku horroru ostatniego dziesięciolecia. Ruiny to jeden wielki krzyk przerażenia". Film na jej podstawie miał więc mocne oparcie, tym bardziej, że za scenariusz był odpowiedzialny autor książki, w związku z tym istniała spora szansa, że nie zaprzepaści on potencjału jaki miała ta historia i nie zniszczy tego co już raz stworzył. Za produkcję natomiast odpowiadało studio DreamWorks, które słabych filmów raczej nie wypuszcza. Jaki okazał się sam film? Po prostu przyzwoity. "Ruiny" to sprawnie zrealizowany i nieźle zagrany horror, który dobrze trzyma w napięciu i który dobrze się ogląda. Historia rozwija się bez większych zgrzytów, dialogi są naturalne, a zabójcze pnącza przedstawione w taki sposób, że nie budzą śmiechu i nie robią przez przypadek z tej produkcji niezamierzonej parodii. Znalazło się w tym obrazie również kilka mocniejszych scen, które jednak nie są aż tak brutalne jak można by było się tego spodziewać.
W porównaniu do książki nastąpiło sporo zmian, choć wszystkie główne wydarzenia jak i kierunek całej historii zostały zachowane. Zmieniła się kolejność zgonów, kilka wydarzeń przebiegło w trochę inny sposób, pojawiły się nowe sceny, a kilka drobniejszych wydarzeń odpadło, co akurat wcale nie wyszło źle, bo powieść Smitha (szczególnie w połowie) była trochę za bardzo wydłużona i takie skomasowanie wydarzeń dobrze zrobiło tej produkcji. Poza tym dzięki wszystkim tym zmianom, pomimo iż mniej więcej wiedziałem w jakim kierunku zmierza ta opowieść, oglądałem ją nadal ze sporym zainteresowaniem. Niestety twórcy zmienili również zakończenie na bardziej filmowe i jednocześnie gorsze niż to książkowe. Także końcowe, najbardziej krwawe sceny zostały wygładzone i przez to nie są już tak szokujące i tak niezwykle intensywne jak te występujące w powieści. Czytając ostatnie 100 stron musiałem bowiem robić co chwila przerwy, bo opisane wydarzenia tak silnie działały na wyobraźnię. W filmie Smitha takie przerwy nie będą nam potrzebne.
6/10
"horror, który dobrze trzyma w napięciu i który dobrze się ogląda."
chyba oglądaliśmy 2 różne filmy. Tego nie da się przecież oglądać. Choć to chyba bardziej kwestia gustu. Aczkolwiek uważam, że daleko mu do klasyków kina grozy. Tu grozy nie uświadczyłem.
Książki nie czytałem. Natomiast jeżeli chodzi o film, to ja raczej mam negatywne odczucia.
Do filmu mnie również zachęcał trailer oraz chęć ujrzenia w akcji morderczych pnączy. Rzadko w filmach atakują rośliny, a kiedy zobaczyłem ujęcie z pnączami wychodzącymi spod skóry przypomniały mi się najlepsze sceny z filmu "Porywacze ciał" Ferrary.
Pomysł na utrzymanie bohaterów w jednym miejscu, w pobliżu tej rosliny był naprawdę dobry. Zmienione zakończenie też uważam za dobre (nie znam oryginalnego zakończenia, ale to było dosyć pomysłowe i w miarę wiarygodne [- najbardziej typowy epilog jaki horror może zaoferować]). Natomiast gorzej z istotnymi elementami - bohaterowie przeciętni albo antypatyczni, zachowanie miejscowych groteskowo wyolbrzymione, a same rośliny pomimo możliwości jakie im dano niezwykle bierne (uważałbym to za plus, gdyby nie pokazano wcześniej ich szybkości).
Sęk w tym, że same pnącza nie wzbudzają grozy - akurat moim zdaniem zostały przedstawione śmiesznie. Grozę wzbudzają drastyczne sceny serwowane przez samych ludzi. Nie mogłem wytrzymać sceny z ratowaniem osoby, która tam spadła, zwłaszcza tych trzasków. Potem doszły jeszcze sceny ...:::[SPOILER]:::... samookaleczania i amputacji. ...:::[SPOILER OFF]:::... Moim zdaniem, jeżeli najmocniejsze sceny filmu wyglądają mniej więcej w ten sposób, to sam film niewiele się różni od produkcji z kanibalami, czy innych filmów gore fundujących zabawę w drastyczne okaleczanie ciał. Mimo pomysłu, ja bym raczej nie polecił.
1/5