Pochodzi z okresu, kiedy "tymi złymi" w Westernie nie byli już tylko (albo wcale) Indianie. Bardzo ciekawa fabuła bez zbędnych dłużyzn. Postaci wielowymiarowe, Robert Mitchum w jedynej (moim zdaniem) dobrej roli, odmiana w repertuarze Marylin Monroe. Otto Preminger (w przenośni) nie szczędzi tu nikogo, nawet dziecka. Nie podobał mi się jedynie finał. Gdyby film miał inny koniec, dałbym dziełu Premingera 10/10, a tak jest tylko 8/10.