bezpłciowy, całkowicie przewidywalny, nudny, miałki, hollywoodzki do szpiku kości. Do tej pory myślałem, że są to cechy jedynie polsatowskich „megahitów”… W czasach kiedy hollywood stara się odchodzić od utartych przez lata schematów i próbuje, z różnym skutkiem, robić filmy choć troszkę ambitne, Brack Eisner (reżyser „Sahary”) uszył filmową szmatę, stworzył arcygniota, który bezczelnie reklamowany jest jako "Nowy Indiana Jones". Świętokractwo!
Idzcie do kina tylko w przypadku, gdy jesteście studentami szkoły filmowej, by dowiedzieć jakich mechanizmów i schematów używają twórcy najbardziej szmatławych amerykańskich wysokobudżetowych produkcji, gdyż ten
film jest podręcznikowym przykładem na to, jak robi się filmy dla motłochu. W przeciwnym razie nie dotykajcie tego filmu nawet patykiem.