Takiego dna nie widziałem już przeszło parę dni.
Nie wiem kto tak nakręcił wokół tego całą szopkę, że niby to taki dobry film.
Beznadzieja, ten film to taki gniot, że, aż się w głowie nie mieści.
Stawiam ten film na równi z komediami romantycznymi które tak licznie powstają w
ostatnim czasie.
Przede wszystkim problemem jest naciągana fabuła. Czy już nie można zrobić dobrego
dramatu ?
Nie polecam !!!
Mógłbyś wytłumaczyc, gdzie fabuła jest naciągana? Nie jestem fanem tego filmu, natomiast nie lubię takich niedomówień.
Widzę to tak, początek dawał temu filmowi wielkie nadzieję, pomyślałem, że może to nie będzie kolejna kicha, scena na studniówce jeszcze dawała radę choć jak dla mnie to było kolejne pokazanie na siłę, że film jest "mocny" (scena zakładu czy się pocałują była ukazana bardzo konkretnie). Ludzie zapominają, że mocne sceny często nie są na + dla filmu, mnie to nawet obrzydzało (nie, nie jestem homofobem, po prostu nie chce na to patrzeć). Generalnie później było już tylko gorzej, bardzo płytko przedstawione postacie, gość już po pierwszej rozmowie z obcą osobą z sieci, staję się od niej "uzależniony". Kolejna sprawa to motyw tej gry, naprawę to już ostra porażka, takie rzeczy były dobre w latach 90tych w filmach klasy D. W dodatku dużo chorych scen tak jak ta w operze, to było chyba najbardziej naciągane. Później to już w ogóle kompromitacja, ciągle to samo, gadka szmatka, dialogi tak denne, że, aż się nie chciało ich słuchać. Szkoda mi klawiatury na opisywanie tego filmu. Mam nadzieje, że choć trochę Ci naszkicowałem co o nim sądzę. Moje uszanowanie.
profil psychologiczny ludzi, którzy nie cierpią/ nie lubią 'Sali samobójców' jest z grubsza podobny - to ludzie, którzy generalnie nie przejmują się za bardzo niuansami w życiu, niezbyt może nawet koncentrują się na innych (empatia), dlatego każdy kolejny problem bohatera 'Sali...' będzie dla takich widzów coraz bardziej wydumany.
Nie, nie prawda. Jestem osobą wybitnie empatyczną i wrażliwą na ludzkie problemy. Film po prostu był słaby. Gra aktorska - ok (do mnie osobiście nie przemawiały te animowane wstawki, ale to kwestia gustu). Ja osobiście cały obraz odebrałam tak: jestem butnym nastolatkiem, mam kasiastych rodziców, więc wszystko mi wolno. Mamusia i tatuś poświęcają mi za dużo czasu, więc zamknę się w pokoju i wywalę lustro w szafie, a później uzależnię się od Internetu. Bo tak i już. Zachowania bohatera nie są w ogóle uzasadnione, brakuje mi w tym jakichś sensownych rozmów pomiędzy Sylwią i Dominikiem, czegoś co pokazałoby, że faktycznie, Dominik swoim postępowaniem coś pokazuje, że widz będzie się z nim solidaryzował w cierpieniu i rozumiał jego motywy. Natomiast dostałam film napakowany pseudomądrościami skrzywdzonych nastolatków, które są głębokie jak woda w kiblu i nadają się na opis na gg przeciętnej trzynastolatki.
Uważasz, że mamusia i tatuś poświęcali mu ZA DUŻO czasu?
No to mamy odpowiedź, dlaczego nie zrozumiałaś idei tego filmu.
przed chwilą napisałam epopeję, w której udowodniłam, że rodzice poświęcali dominowi WYSTARCZAJĄCO DUŻO CZASU
1) byli w najważniejszych momentach jego życia
2)troszczyli się o niego
3) wychodzili razem do opery
4) a jakie zamieszanie zrobili, gdy dominik przyszedł pobity!
5) czy wasz ojciec kiedykolwiek grtał z wami w idiotyczną grę na play-station?
no właśnie.
nie można oczekiwac od rodziców, że całe zycie poświęcą swojemu dziecku.
oni tez mieli swoje życie i karierę, która dopiero kwitła.
btw. co ma powiedzieć moja przyjaciółka, której rodzice mieszkają za granicą i "starają się" dzwonić przynajmniej raz dziennie, a wszystkie obowiązki jej mamy (prowadzenie domu+ wychowywanie młodszego brata) spadły na nia?
jakoś nie zamnęła się z internetem w pokoju i nie zaczęła się ciąć.
zacytuję wypowiedź matki dominika "w d*pie mu się poprzewracało. miał wszystko"
Twoja przyjaciółka, owszem, ma przekichane, ale tak to jest, jak za robienie dzieci biorą się ludzie, których zwyczajnie na to nie stać. Z kolei rodzice Dominika przegięli w drugą stronę. Uważali, że zapewnienie mu dobrej szkoły, szofera, zajęć pozalekcyjnych i pójście do opery to szczyt rodzicielstwa. Zauważ, że gdy chłopak zamknął się w pokoju, nie potrafi przyznać sami przed sobą, że to złożony problem i jego rozwiązywanie może potrwać długi czas. Najważniejsze było, żeby podszedł do matury, bo "co ludzie powiedzą". Robienie kariery i rodzicielstwo w parze nie idą, a zwykła rozmowa i wyjście na spacer są o wiele bardziej wartościowe niż nowa komórka czy komputer.
wytłumacz mi, dlaczego kariera nie idzie w parze z rodzicielstwem?
owszem, rodzina jest ważna, ale nie po to idziemy na studia, szukamy dobrej pracy i awansujemy, żeby później z tego rezygnować!
upieracie się przy tym, ze rodzice poświęcali mu za mało czasu, a moim zdaniem, poświęcali wystarczająco.
dziwicie się, ze rodzice stawiali mu wymagania (np. ta nieszczęsna matura). chłopa miał "szklarniowe" warunki, a nie potrafił tego docenić.
A nie, nie. Ja nie twierdzę, że musimy rezygnować z kariery. Równie dobrze możemy zrezygnować z posiadania dzieci, tudzież rodzinę zakładać wtedy, kiedy już czujemy się spełnieni zawodowo. Albo robisz jedną rzecz perfekcyjnie, albo robisz wszystko i zarazem nic. Wydaje mi się, że jeśli człowiek chce się spełniać i zawodowo i w rodzinie, zawsze któraś dziedzina zostaje w pewien sposób zaniedbana.
No dobrze, może i rodzice czasu chłopakowi poświęcali wystarczająco dużo, ale jakość tego poświęconego czasu była po prostu mierna. Chłopak przez te szklarniowe warunki wyrósł na kruchą, słabą istotkę, która przy pierwszym życiowym niepowodzeniu złamał się totalnie. I co, twierdzisz, że w tym momencie rodzice odnieśli sukces wychowawczy i przysłużyło się chłopakowi to jeżdżenie limuzynką, drogie gadżety i wyjścia do opery? Z dzieckiem trzeba rozmawiać, uczyć, wpajać jakieś sensowne zasady, pokazywać, na czym świat stoi i że nie zawsze jest kolorowo. Dominik natomiast był szczylowatym księciuniem, który uważał, że z powodu posiadanej kasy jest panem świata i nic złego nigdy go nie spotka.
Może jestem staroświecka, może i mój punkt widzenia nie ma racji bytu w naszym jakże postępowym i nowoczesnym świecie, ale wpojono mi, że rodzina jest na pierwszym miejscu i ponad wszystko. Bo jeśli wszystko inne w życiu się nie uda, rodzina jednak zawsze pozostanie, będzie stać za mną murem i mnie wspierać. I nie oddałabym tego za żadne pieniądze.
cóż...myślę, ze można się spełniać w dwóch różnych rolach. Jakoś można znaleźć szczęsliwe dzieci rodziców spełnionych zawodowo.
co do dominia, zgadzam się w 100%, dlatego wcale mi nie żal tej postaci i nie usprawiedliwiam jego postępowania
Wiesz, to chyba jeszcze wszystko zależy od tego, w jakim zawodzie się pracuje. Można się spełniać będąc nauczycielem i owszem, to można jak najbardziej pogodzić z życiem rodzinnym. Ale jak ktoś chce się spełniać na przykład jako biznesmen, uczestniczyć w wyścigu szczurów i się "dorabiać", to jakoś mi się nie wydaje, żeby to szło w parze ze szczęśliwym życiem rodzinnym, czego właśnie przykład mamy w filmie.
ale biznesmeni którzy wygrali wyścig szczurów wylegują się w basenie i mają dużo czasu, w życiu na wszystko może znaleźć się miejsce.
no właśnie nic ;) dlatego spełnienie zawodowe może iść doskonale w parze z udanym życiem rodzinnym. o tym czy rodzina jest szczęśliwa czy nie, decydują jej członkowie, ich zachowanie, wzajemne odnoszenie się do siebie i zrozumienie, że każdy ma własne życie. Dlaczego to od rodziców tak się wymaga żeby interesowali się nastoletnim dzieckiem (które nie jest niemowlęciem i może się sobą zająć) ale nikt nie wspomni o tym, że nastolatek ma się interesować życiem zawodowym rodziców i np. powodzeniem w ich hobby którym mogą być np. kręgle.
Nastolatek będzie się interesował życiem rodziców, pod warunkiem, że ci właśnie rodzice nauczą go wzajemnego dbania o siebie i interesowania się. Biznesmeni biorący udział w wyścigu szczurów nie mają czasu wychowywać dzieci. Z kolei biznesmeni którzy wyścig szczurów wygrali zazwyczaj są już zbyt starzy, zmęczeni i zniszczeni życiem, żeby rodzinę zakładać. Facet po czterdziestce co prawda dziecko jeszcze spłodzi, ale kobiety mają tu bardziej skomplikowaną sytuację. Więc: wyścig szczurów nie idzie w parze ze szczęśliwym życiem rodzinnym. Sukces zawodowy - może. To zależy od wykonywanego zawodu właśnie.
pierwsze zdanie- nie prawda. To zależy od człowieka. nieprawda- na dzieci czas jest zawsze, plemniki są produkowane na bieżąco, facetów nie dotyczy menopauza. A bogaty, starszy bizesmen raczej nie zwiąże się z kobietą w podobnym wieku- bo po co :P? unikam uogólnień i dopuszczam różne ewentualności ale myślę że to ja mam racę. skąd pomysł że wyścig szczurów nie idzie z udanym życiem rodzinnym ? Jeżeli mamy doczynienia ze zrównoważoną i zorganizowaną jednostką jak najbardziej :D
Dobra, ludzie różni są, ale chyba lepiej wpajać jakieś wartości, może akurat coś się z nich wyniesie. Dwa - czemu człowieka sukcesu utożsamiasz automatycznie z mężczyzną? Owszem, samiec dziecko spłodzi zawsze, ale kobieta ma w tym zagadnieniu bardzo ograniczone pole do manewru, bo zanim się dorobi tego wielkiego bogactwa, to straci możliwość rozrodu.
Czemu wyścig szczurów nie idzie w parze z życiem rodzinnym? Otóż na przykład temu, że fizycznie niemożliwym jest oddawać się w 100% pracy, dodatkowo odwozić i przywozić dzieci ze szkoły, chodzić na wywiadówki, pomagać im w lekcjach (moja 7-letnia kuzynka lekcje odrabia i po 3 godziny dziennie i nie ma bata, trzeba pomóc), do tego jeszcze znaleźć czas na wspólny odpoczynek, zabawy, rozmowy. Już nie liczę sprzątania w domu, gotowania obiadów czy chociażby wyjazdów służbowych. Doba jest zbyt krótka, organizm ludzki zbyt zawodny, zmęczenie za szybko bierze górę nad chęciami.
Ja nie twierdzę, że tak jest zawsze, bo wiadomo, że wyjątki istnieją, ale w większości przypadków jednak ktoś, kto poświęca się rodzinie, nie ma możliwości rozwoju zawodowego, a ktoś, kto stawia na pracę, zaniedbuje kontakty z bliskimi.
no ;)
Właśnie nie utożsamiam tylko tak zaczęłyśmy o tym biznesmenie i to kontynuuję. Trochę głupio. Ale przyznasz że kobiet które osiągnęły sukces, taki naprawdę wielki kasowy sukces jest zdecydowanie mniej, czyż nie? Może to właśnie dlatego że to one bardziej interesują się rodziną, od wieków utarło się że są w kuchni (chociaż wolę wersję salonu) i wiele dziewczyn nawet nie ma ambicji albo uważa za nierealne osiągnąć jakieś sukcesy. mam nadzieję że twoja kuzynka nie ma trudności tylko porprostu za dużo jej zadają. masakra- 3h? biedne te nasze współczesne dzieci :P
Nie, trudności nie ma. Po prostu klasa jedzie jakimś dziwnym tokiem nauczania wymyślonym przez Kogoś Bardzo Mądrego (ale nie mam pojęcia kogo), bardzo szybko przerabiają materiał. Kuzynka wręcz przeciwnie, dzieckiem jest mądrym i wszystko łapie w lot. I wyobraź sobie teraz ile czasu nad lekcjami spędzać muszą dzieci, które takie lotne nie są.
Bo kobieta (może nie każda, ale większość) choćby nie wiem ile w życiu osiągnęła, spełniona będzie czuć się dopiero jak będzie posiadać rodzinę i dzieci. Tak nas stworzyła natura a z naturą nie wygrasz.
ja wiem kim był ten Ktoś Bardzo Mądry- to jakiś cwany podstępny gad!
Masz rację nie da się zwalczyć natury i nawet ja, zagorzała przeciwniczka dzieci która twierdziła że to tylko brud i wrzask, zostaję po 20 roku życia rozczulana przez te takie kolorowe małe buciki :)
Zła ta natura, bo ja dzieci nie znoszę wprost i jak je widzę, to najchętniej wytłukłabym co do jednego, ale wiem, że kiedyś i mnie trafi i pewnie skończę w pieluszkach :)
Dokładnie. Ja nie wiem, czego główny bohater od nich chciał? Moim zdaniem za bardzo go wręcz rozpieszczali - prywatna szkoła, to jedno, ale prywatny kierowca, któremu młody może robić awanturę o byle co? Moim zdaniem film byłby lepszy, gdyby główny bohater faktycznie miał powody do odgrywania roli pokrzywdzonego księcia i wielkiego "emowania". Ale rozpieszczanie to jedno, wiele jest przypadków, gdzie rodzice wrzucają w dziecko każdy pieniądz, ale nie zajmują się jego problemami. Tymczasem tutaj było widać ich autentyczną troske i prawdziwą miłość, których może do końca nie potrafili pokazać. Zresztą, kiedy Dominik już przesadził to właśnie swoich rodziców rozpaczliwie wołał - to chyba o czymś świadczy. Musiał zrobić największy idiotyzm, żeby uzmysłowić się, że naprawdę cały czas był ważny dla swoich rodziców.
Chociaż z drugiej strony dlatego ten film pokazuje w przekonujący sposób mentalność "emo". Jeśli chociaż niewielki procent z tych dzieciaków ma rzeczywiste powody, żeby się ciąć, to stawiam osobie, która mi to udowodni piwo. :) Dominik takich powodów nie miał, ale ubzdurał sobie, że jest nieszczęśliwy, nawet do końca nie wiedział dlaczego i postanowił się ciąć. To, obok dobrej gry aktorskiej i niektórych naprawdę mocnych scen podwyższa w moich oczach ocenę tego filmu. Tyle że ja to odebrałam zupełnie inaczej niz krytyce, których recenzje czytałam - o samotnym, niezrozumianym, pokrzywdzonym przez los nastolatku.
lol jak nie miał. Najpierw został prawie wydymany i narobili o nim filmików, a potem mu ta typiara z gry ubzdurała, że wszyscy są przeciw niemu. Rodzice byli z nim rzadko przecież były momenty, że wiele dni nie wiedzieli co się z nim dzieje - po 10 się skapneli że on siedzi sam w pokoju i nie wychodzi.
No, moim zdaniem nie miał. Mało to kto robi sobie obciach przed całą szkołą? Pewnie, że sytuacja szkolna była dla niego skrajnie nieciekawa, ale to chyba lepiej zmienić szkołę niż się ciąć? A z tą dziewczyną to nadspodziewanie łatwo się zaprzyjaźnił i nadspodziewanie łatwo jej uwierzył.
Łatwo - tak, ale raczej nie nadspodziewanie.
Łatwo, bo dała mu wiarę w siebie i tego akurat w tym momencie bardzo potrzebował.
każdy inaczej przeżywa to, co go spotyka - po jednym takie "problemy" spłyną jak po kaczce, a drugi się załamie i wpadnie w depresje.. a psychika nastolatka jest krucha niestety; nastroje zmieniają się z minuty na minutę, gdy hormony szaleją - i racjonalne argumenty wtedy nie docierają ;]
Tak się interesowali, że nie zauważyli, że przez 10 dni nie wychodził z pokoju ;). Czyli co, interesowali się nim intensywnie co 10 dni?
Widać, że nie zrozumiałaś koncepcji filmu - to, że poświęcali mu dużo czasu wynikało z tego, co ONI chcą robić, a nie on. Oni chcieli chodzić do opery (bo przecież trzeba się pokazać i dziecku pokazać kulturę), oni przyszli "na siłę" na studniówkę, z której ich "grzecznie" wyprosił. To, że się o niego troszczyli i to zanadto również odbijało się trochę na jego psychice. Oczywiście - ten bohater jest rozwydrzonym nastolatkiem, ale potrzebował zrozumienia, a nie czasu rodziców (z tym też bywało różnie, bo ciągła praca itd. została ukazana). Gdy on chciał z ojcem pograć, to co się stało?Ten chwycił za pada i automatycznie go mu odrzucił, bo się spieszył. Film porusza również kwestie osobiste jego rodziców - matka przychodzi zmęczona, lub pijana. Jest mowa o tym, że ze sobą nie rozmawiają. Oni bardziej do niego mówią, niż słuchają. Mieli swoją karierę, ale się w niej również zatracili. Dominik miał wszystko ustawiane przez nich (nawet "po znajomości" chcieli go zeswatać z córką ważnej osobistości) i posiadał materialną przyszłość, ale nie miał zrozumienia i o tym jest głównie ten film. Następnym razem polecam oglądać w skupieniu.
A powinna:P głupi żarcik. Ciekawy jestem jak te wszystkie emo dzieci by się zachowały w 39 roku jak wybuchła wojna. Czy też by mówili "ojej niedobrzy Niemcy wy nas nie rozumiecie".
wybacz, ale ciągnięcie dzieciaka na sztywniacką operę (nie mam nic przeciwko operze, chodzi o całą otoczkę państwa ministrostwa) i kretyńskie nakłanianie go, żeby się umówił z córką ważnego kolegi tatusia, to nie jest spędzanie czasu z dzieckiem. Jak dla mnie chodziło wyłącznie o pochwalenie się synkiem.
"Poświęcanie wystarczająco dużo czasu" to dość śliskie określenie tego o czym w filmie mowa. Tu nie chodziło o czas spędzany razem a o brak kontaktu rodzic-potomek. To rozmowa, wzajemne otwarcie, zrozumienie buduje więź miedzy rodzicami a potomstwem. Granie w Playstation, chodzenie do opery czy oglądanie filmu to tylko "kontakt" - trwanie przy sobie. Moim zdaniem film mówi właśnie o braku kontaktu a nie braku poświęcania czasu.
Wiem że się nie znamy, ale wyjdziesz za mnie? Zgadzam się z tobą co do tego filmu. Możesz odmówić oczywiście :)
Poziom twoich wypowiedzi jest na poziomie gimnazjum a nawet podstawówki, jedyne co posuwasz to pewnie twoja ręka.
Proponuję ograniczyć sie tylko do usuwania postów omena. Dyskusja z nim jest niecelowa.
Zapewnie wychował się w środowisku w którym ten jest lepszy ten kto bardziej zarzuci drugiego wulgaryzmami. Nie ma znaczenia co masz w głowie, jakie masz pasje, czy coś ciekawgo możesz przekazać lub pokazać. Wartość stanowi u niego pławienie się w wulgaryzmach. Myślę, że w realnym życiu ponosi dotkliwe tego konsekwencje.
Czy trzymając swoją córeczkę na kolanach patrząc w jej oczy widzisz w jej oczach strach, że będzie przez całą noc gwałcona? Zły dotyk zabija.