Szczerze mówiąc, nie znalazłem ani jednej sceny, przy której można się było choć uśmiechnąć, o śmianiu nie wspominając. To, czego tu brakuje najbardziej, to autentyzm. Jak się ogląda "Samych swoich" to nie ma się wątpliwości, że znajdujemy się w tamtych czasach i miejscu, tutaj trudno oprzeć się wrażeniu, że obserwujemy bandę przebierańców w jakimś skansenie w czasach obecnych. Dokładnie tak samo jak w "Znachorze". Jak to jest, że za komuny umieli kręcić znakomite filmy, a teraz kręcą same ramoty. P.S. I ten język. Polscy aktorzy nadal myślą, że by mówić po "zabusku" (tak jak po wiejsku, śląsku, czy góralsku), wystarczy trochę poseplenić.