To może pójdźmy w analogie: Steven Spielberg's Transformers, Peter Jackson's District 9, Wachowski's Ninja Assassin.
Ode mnie jeszcze Steven Spielberg's Goonies. Czasem też piszą, że od twórców "cośtam" albo "cośtam innego" a potem okazuje się, ze to pic na wodę.
Czasem zastanawiam się do jakiego stopnia jest legalne. Dzisiejszy marketing jest idiotyzmem działającym na masach, jak widzę takie rzeczy to zaczynam wierzyć w idee Marksa :P
Guciec's post
mysle ze w wiekszosci jest to nielegalne i sprzeczne z ustawa ochronie konkurencji i konsumentów. Zwykle wprowadzanie klienta w blad
Przecież to normalne. District 9 był reklamowany tak jak mówisz Peter Jackson's District 9. Jak koleś wykłada na ten film 90 % pieniędzy to może reklamować go za swoim nazwiskiem. Nic w tym dziwnego. Bez niego,by film nie powstał.
Owszem, legalne to zapewne jest, ale już normalne (w sensie powszechne) - nie. To ewidentny chwyt marketingowy. Zwykle filmy sygnowane są nazwiskiem reżysera, a nie producenta. Znasz producentów "Fight Clubu"? "Ojca chrzestnego"? "Forresta Gumpa? Nie sądzę. W powszechnej świadomości funkcjonują one jako filmy - odpowiednio - Finchera, Coppoli i Zemeckisa. I powszechnie uznaje się, że największy wkład w gotowe dzieło ma jednak reżyser. Jego się przede wszystkim chwali lub gani za produkt finalny. To jego nazwisko w znakomitej większości przypadków figuruje obok tytułu filmu. Wyjątek stanowią właśnie takie sytuacje jak ta z "Sanctum". Kasę wykłada ktoś megapopularny, a reżyser to debiutant lub prawie debiutant. Wtedy reklamuje się film nazwiskiem producenta, licząc, że się ludzie nie zorientują, a przynajmniej nie zorientują na czas. :)
Przecież Cameron jest tylko producentem. Wyłożył kasę, nadzorował pracę, ale nie odegrał żadnej roli w tworzeniu filmu.
To będzie słaby film. Nie wyglada na superprodukcję, nie ma w tym nic zaskakującego. I pewnie się słabo sprzeda.