Ktoś chyba przedawkował prochy i postanowił zrobić taki właśnie film... Koleś porywa dziewczynę, potem okazuje się, że to ona jest ta zła a nie on, że miała jakieś urojenia i widziała coś czego nie było, potem znów że to on jest ten zły a ona ofiarą, potem niby że dziewczynie coś odbija i tamtego uwalniającego ją strażnika każe swojemu oprawcy zabić, dobić i ukryć ciało... Następnie sugerują widzowi, że to wszystko to była tylko zmyślona opowieść autorki jakiejś książki. Wtem laska wychodzi z domu i idzie do schroniska, a tam koleś, którego wcześniej zadźgała... znów żyje! No co za absurdy... Nic już nie rozumiem, twórca filmu chyba zmieszał psychotropy z alkoholem...