Jeśli widziało się większość nowszych produkcji Hanekego, obraz ten nie robi aż takiego
wrażenia, jakie zapewne by robił, gdyby był to jeden z pierszych filmów tego reżysera, który się
ogląda i to w dodatku w czasie kiedy miał premierę. Ma się wrażenie, że reżyser jest zafiksowany
na jednym temacie, który z różnych stron porusza we wszystkich swoich filmach z szalenie
rozpoznawalnym dla siebie stylem- stylem swoiście depresyjnym. Jak dla mnie stanowi to w
połowie zarówno plus jak i minus. Do każdego jego filmu zasiadam jednak z ogromnym
entuzjzmem jak i strachem. nie widziałem jeszcze filmów tak surowo i bezwzględnie oddających
rzeczywistość- i może dlatego wydają się depresyjne? Bo w film chce sie uciec od
rzeczywistości, a tu dostajemy oczyszcząną z wszelkich iluzji jej repetycję. Długo po filmie
męczyły mnie pytania, od któych chciało sie uciec uznając film za bełkot artystyczny,
subiektywną wizję reżysera, ale po chwili cierpliwości zaczęły docierać do mnie liczne, ukryte w
filmie wskazówki, które przynosiły wywołujące dreszcze odpowiedzi. Dobrze, że w polskim
tłumaczeniu pojawia się ostrzeżenie, że film może być niebezpieczny dla osób ze skłonnościami
do depresji!
Ja mam tak, że jak oglądam nowsze filmy Hanekego to myślę "cholera, to już nie to samo". Trylogia zlodowacenia to jest to, co mnie właśnie porusza najbardziej, paradoksalnie, do to filmy jakby wyprane z jakichkolwiek emocji.