"Widziałem najlepsze umysły mego pokolenia zniszczone szaleństwem...". Sztampowe filmy biograficzne nie mają racji bytu, są zgniłe i nudne. Mówimy im duże NIE. Tu jest inaczej, tu mamy wariację wobec małego, ale jakże istotnego fragmentu życia nieznośnie fajnego Ginsberga [o twarzy Franco]. No cóż, pomysłowo zobrazowany poetyczny głód ekspresji - słów, które gorszą/gorszyły i które doprowadziły do małej rewolucji. Wizualna perfekcja przysłania statyczne fragmenty wywiadu w których to James Franco bezczelnie ukazuje nam swoją aktorską wielkość. Pięknie się nam wymyka aktor ten z paszczy Hollywood, oj pięknie. Recytujący Franco mnie rozwalił. Sam film dobry dla tych, którzy widzą w Ginsbergu jedynie obrzydliwego homo-artystę. Trochę edukacji nie zaszkodzi. "O zwycięstwo, zapomnij o majtkach, jesteśmy wolni..."
Co do filmów biograficznych - może i masz trochę racji. Ale na końcu, przy informacjach o dalszych losach postaci, mogłaby się jednak pojawić wzmianka np. o udziale Ginsberga w ruchu antywojennym. Był on jednak kimś więcej, niż tylko osobą publikującą wiersze.
Plus za odwagę, to mogło wyjść rewelacyjnie, ale właśnie niestety - jedynie mogło. Postanowiono pominąć mnóstwo ciekawych momentów z życia Ginsberga - jego związki potraktowano pobieżnie, chora psychicznie matka jedynie wspomniana (sic!), to samo z ojcem, o tym jaki wpływ na twórczość Allena miał pobyt w szpitalu psychiatrycznym też potraktowano po łebkach. Sprawa zasadnicza - można wybaczyć odejście od klasycznej formuły biografii (ja jestem za, czas zacząć eksperymentować i w tych rejonach), ale kosztem naprawdę ciekawych rozwiązań. Tutaj postawiono na proces sądowy, który został przedstawiony tak patetycznie, że w zderzeniu z twórczością Allena może to budzić uśmiech, wystarczy wspomnieć patetyczną mowę obrończą. ; ) Też momenty recytacji w małym klubie - po co? Po co robić co 15 sekund najazd na twarz jednego ze słuchaczy, któremu wręcz zbierają się łzy w oczach ze wzruszenia? Takie szalone życie, taka szalona twórczość, a tak "na stojąco" zrobiona biografia, to po prostu nie zagrało. Ale twórcy przynajmniej spadli z wysokiego konia, to trzeba oddać.
Jak dla mnie film pozostawia niedosyt. Odnoszę wrażenie ,że chciano zmieścić zbyt wiele wątków w ograniczonych ramach czasowych- ze szkodą dla siły wyrazu. . Film jest zbyt grzeczny , wygładzony , brak mu pazura. Autor "Skowytu" nie miał , przynajmniej na początku , łatwego życia, a w ogóle tego nie czuć oglądając film. Choroba matki, związki, szukanie własnego miejsca w życiu. W filmie podane jest to w telegraficznym skrócie i ma siłę rażenia mniej więcej szkolnej czytanki. A szkoda bo mógłby powstać film chwytający za serce. Tym niemniej dobrze że film taki w ogóle powstał,to była ciekawa epoka, dodam że mało przychylna dla ludzi
takich jak Ginsberg. Mam nadzieję że temat będzie jeszcze kiedyś podejmowany- z lepszym efektem
Temat został podjęty w filmie "Kill Your Darlings", w roli Ginsberga Harry Potter, zobaczymy co z tego wyniknie.
Byłam ogromnie ciekawa jak reżyser podejdzie do tematu i od dłuższego czasu czekałam na wolną chwilę by obejrzeć ten film. Fragmenty obrazujące ,,Skowyt" podobały mi się - słowa te dużo zyskują gdy czyta się je na głos, czuć wtedy ten specyficzny klimat , dlatego chociaz wolę filmy z napisami tutaj lektor okazał się dobrym rozwiązaniem. Również muszę przyznać że czułam lekki niedosyt, choć z drugiej strony z chęcią go obejrzałam, starałam się przymknąć oczy na drobne niedociągnięcia i skupić się na odczycie ,,Skowytu" z animacjami podkreślającymi klimat oraz na próbie wychwycenia co reżyser chciał przekazać w wypowiedziach samego Grinsberga (tzn aktora jego grającego :) Sąd nie za bardzo mi się spodobał myślę że popsuł nieco klimat filmu, wypowiedzi obrońców i oskarżycieli zdawały się znacznie spłycać temat i tworzyć zwykłą paplaninę nie pasującą do poetyckiej atmosfery.