Kolejny "James" został "zaliczony i przetrawiony" przez moje receptory, zmysły całkiem akceptowalnie. Najlepszymi "Bondami" w historii superszpiega jej królewskiej mości byli jak dla mnie Sean Connery i Pierce Brosnan a najnowsza odsłona (jak i parę ostatnich) jakoś mnie nie chwyciła, nie spowodowała silniejszych emocji. Craig wywiązał się z aktorskiego kontraktu jako dziennikarz - intelektualista w dobrym obrazie zatytułowanym "Dziewczyna z Tatuażem" a partnerująca Rooney Mara pokazała nie mniejszą klasę i aktorstwo. "Skyfall" jako 30-kilkulatek ocenię na 6+ ale młodziutkie około dwudziestoletnie osoby lubiące ten gatunek śmiało mogą dostawić cyferkę do mojej opinii.
Jestem w podobnym do Twojego wieku i oceniam Skyfall na 9. Jeśli chodzo o Connerego, to zgoda, choć gdzieś tu zamieściłam link do artykułu z Guardiana, który stawia tezę, że Craig, jeśli jeszcze nie przyćmił, to na pewno dorównał Conneremu. A Pierce to już w ogóle nie moja bajka, cukierkowy Ken, taki ładniutki i zabawny, że aż strach. Oglądałam poprzednie serie Bondów ale bez zachwytów. Odkąd gra Craig nie mogę się doczekać na kolejną część. De gustibus.....
Mhhh..., rozumiem - Karinka miłośniczka niebieskookiego aktora. Jako że film obfituje oprócz płci brzydkiej w tak jak lubię chłodnawą, oryginalną, zadziorną a zarazem delikatną francuzeczkę Berenice a także innego ładnego żeńskiego byta - Naomie, dodam dla poprawienia humoru fanki Bonda drugi plus do mojej oceny. Wychodzi sympatyczko Craiga że poprawiłaś notowania "Skyfall'owi" w cenzurce Sir'a. ;-). 6++.
Gdyby nie Pierce Brosnan Bond nie powróciłby do łask i pewnie by o nim zapomniano... Oczywiście Connery to do tej pory najlepszy z Bondów i chyba tak pozostanie do końca. Przecież Fleming jak pisał o Bondzie to wział Connerego na wzór. Bond tak samo jak Sean Connery mają szkockie korzenie. A dla mnie Brosnan jest bardzo trafionym Bondem. gdyby go wsadzić do Skyfalla zamiast Craiga kto wie. Problem jest taki ze juz sie troszeczke postarzał... Dla mnie craig jest na trzecim miejscu w zestawieniu Bondów. Musi dla mnie poprawić mimikę twarzy, nie jest zbytnio przekonujący, ale jest jak najbardziej realistyczny.
Film jest ok, ale wyszedłem z kina z pewnym niedosytem.
"Przecież Fleming jak pisał o Bondzie to wział Connerego na wzór"
Słucham? Fleming w roli Bonda widział raczej Cary'ego Granta, a Connerym w pierwszej chwili był wręcz przerażony. Dopiero potem go zakaceptował i faktycznie dodał Bondowi do dossier szkockie korzenie (niczego więcej już "na wzór" nie wziął). Przy czym było to pod koniec jego kariery, bo zmarł w 1964, dwa lata po "Dr No".
Dokładnie, kiedy Fleming zobaczył Connerego, to był rozczarowany, stwierdził, że to jakiś szkocki dryblas. Potem się przekonał do Niego. Charakterologicznie najbliższy Bondowi Fleminga jest Bond z serii z Craigiem.
Zgadzam się z przedmówcą! Connery na 1 miejscu, Brosnan na 2 a Craig no powiedzmy 3. Poprzedni dwaj to był szyk przez duże S jak na Bonda przystało. Craig ma duże G nie mówiąc od czego (g...o). Chociaż muszę przyznać że ostatnia część to totalna klapa ale Craig ratował go wszystkim czym potrafił, dlatego też duży plus dla niego :)
Moim zdaniem Craig ma więcej testosteronu, męskości, charyzmy niż wszyscy poprzednicy razem wzięci. Tylko Connery ewentualnie może jeszcze być brany pod uwagę. I to samo dotyczy aktorstwa. Poprzedni Bondowie to nie był żaden szyk tylko raczej KOMIKS, który Brosnan zaczynał już powoli doprowadzać do granicy absurdu.
Tylko że James Bond w myśli autora i większości reżyserów i scenarzystów nie miał być Hulk'iem Hogan'em ani polskim Pudzianem który wypina klatę i ma twarz jak kloszardzi w ciemnych uliczkach warszawskiej pragi. Mówimy całkowicie o innych rzeczach. Niemniej jednak oprócz tych 3 aktorów reszta to już całkowite nieporozumienie. Jednak nikt nie wspomina takiego aktora jak Roger Moore a trzeba przyznać że wielu z nim kojarzy Bonda (i z Conery'm) oprócz roczników po 2000 roków dla których Bond ma być groźniejszy, bezlitosny, morderczy, bijący jak Chuck Norris z Brucem Lee i lepszy od bohaterów gier komputerowych :D
Totalna kapa to Śmierć Nadejdzie Jutro, Zabójczy Widok, Ośmiorniczka, Świat to za Mało, Jutro Nie Umiera Nigdy, Moonraker. Na pewno nie Skyfall.
Fleming wziął Connerego za wzór? Gdzieś się naczytał tych głupot? Akurat kiedy Fleming zobaczył, że Connery ma grać Bonda, to początkowo był zniesmaczony. Potem się do niego przekonał.
Oto, skąd Fleming czerpał inspirację: "Fleming based his fictional creation on a number of individuals he came across during his time in the Naval Intelligence Division during World War II, admitting that Bond "was a compound of all the secret agents and commando types I met during the war". Among those types were his brother, Peter, who had been involved in behind-the-lines operations in Norway and Greece during the war. Aside from Fleming's brother, a number of others also provided some aspects of Bond's make up, including Conrad O'Brien-ffrench, Patrick Dalzel-Job and Bill "Biffy" Dunderdale."
Inspiracją były osoby z Wywiadu Marynarki Wojennej, które poznał w czasie drugiej wojny światowej. Bond to wypadkowa tajnych agentów i komandosów, których spotkał podczas wojny. Wśród tych, którymi się inspirował był np. jego brat.
"Fleming decided that Bond should resemble both American singer Hoagy Carmichael and himself and in Casino Royale, Vesper Lynd remarks, "Bond reminds me rather of Hoagy Carmichael, but there is something cold and ruthless." Likewise, in Moonraker, Special Branch Officer Gala Brand thinks that Bond is "certainly good-looking ... Rather like Hoagy Carmichael in a way. That black hair falling down over the right eyebrow. Much the same bones. But there was something a bit cruel in the mouth, and the eyes were cold." "
Bond miał przypominać amerykańskiego piosenkarza Hoagiego Carmichaela i samego Fleminga. Ale, jak mówi Vesper w książce Casino Royale, jest w nim coś zimnego i bezwzględnego. Ma coś okrutnego w wyrazie twarzy i zimne oczy. Gdzieś indziej jest wspomniane, że Bond ma oczy niebieskie.
Czyli Craig pasuje, z wyjątkiem blond włosów. Wszystko inne się zgadza. Osobowość jak najbardziej.
Brosnan w ogóle do mnie nie przemawia, nie jest tak dobry aktorsko jak Craig, nie dałby rady w CR czy Skyfall, poza tym jest za "śliczny", za "gładki" i za mało męski. Ciągle grał na te samą nutę - jakby kontynuował serial Remington Steele. Jego filmy też były dosyć słabe, z wyjątkiem Goldeneye, który był w miarę dobry.
Zabawny jesteś :) Teraz muszę wyjść, więc napiszę tylko, że zapewniam Cię, że jestem miłośniczką tego aktora nie tylko dla Jego niebieskich oczu :) Pozdrawiam :)
Dzięki za pozdrowienia Karino. Zerknąłem na kilka gorętszych momentów filmu i nabrałem niewielkiego "smaczka" na jego ponowne zaliczenie - bardziej intensywne i mniej rozproszone innymi zajęciami pobocznymi. Pierwszy ogląd wiązał się z nie najlepszym nastrojem dlatego jak na tamtejszy okres ocena była z mojej strony zawyżona (podług samopoczucia). Biorąc pod uwagę ciekawe kadry, dynamiczne akcje, pojazdy czy zawarte w filmie ciekawe scenerie zwiększam notowania Skyfall'a na 7+/10, jednak nadal uważam że rola dziennikarza intelektualisty z partnerującą świetną Marą(jak i sam film) jest od postaci Bonda w wykonaniu Craiga po prostu ciekawsza.
"Dziewczyna z Tatuażem" sporo ciekawsza (szczególnie dzięki Rooney ale i Craig wypadł dość dobrze), tak jak wspomniałeś Skyfall'a ratują emocjonalne, żywiołowe kobiety: Francuzka z Murzynką i dość sporawa liczba dynamicznych kadrów także znając Twój gust i podejście te początkowe adekwatne 6+/10 podwyższyłeś tylko po to aby nie psuć humoru Karinie zauroczonej paroma ostatnimi, dość przeciętnych lotów odsłonami Bonda... Dyplomata... Tylko żeby Cię nie podkupili do polskiej placówki w U.S.A. jako prawa ręka Ambasadora czy jego główny Doradca i Attache ;-).
Ostatnie odsłony Bonda a w szczególności Casino Royale i Skyfall biją na głowę wszystkie filmy Brosnana i kilka Moore'a. Zresztą Operacja Piorun i jej remake Nigdy nie mów nigdy z Connerym też nie nie zachwycają. Diamenty są wieczne też nic specjalnego. Zbyt absurdalne. Nawet na Bonda.
Bond Fleminga to nie był "komik" czy tandetny lovelas, seria z Craigiem sprowadza tę postać na właściwe tory.
Pozwolę się nie zgodzić."Operacja Piorun" to jeden z moich ulubionych Bondów z Connerym.Natomiast "Nigdy nie mów nigdy" to faktycznie gniot,ale to nie jest oficjalny Bond.Na całe szczęście,bo inaczej bardzo by mi bruździł w całej serii.
A co do Craiga.Moim zdaniem dobrze gra Bonda.Na mojej liście już jest razem z Brosnanem zaraz za Connery'm i Moore'm.
A najlepszy Bond z Craigiem to na razie zdecydowanie "Casino Royale".
Zaraz tam dyplomata :-). Wolałbym w okolice San Francisco np. Berkeley gdzie wykładał literaturę słowiańską jeden z naszych najznamienitszych rodaków (także świetny dyplomata a zarazem patriota) - Czesław Miłosz. Posada związana z nauczniem "behawioralnych odmian psychologii" czy też kilkoma zagadnieniami mającymi związek z nadświadomością - prekognicją, telepatią , głębszym rozumieniem zdjęć. Masz sporo racji w ocenie samego filmu - zostawmy "krakowskim targiem" naciąganą 7-/10 temu Skyfall'owi.