Sam Mendes zastosował w "Skyfall" bardzo ciekawy zabieg: pokazał słabości i problemy Bonda i M; doszło w końcu do sytuacji, kiedy bohaterowie ci stanęli w obliczu konieczności pokonania wspólnego wroga. Razem. W tym filmie szkoda mi M. Wiadomo, jak zachowywała się wobec agentów i Silvy, to jednak, kiedy w Skyfall jego ludzie nieustannie "dają jej w kość", kiedy zostaje ranna lub w monencie, gdy nie da rady już iść dalej lub - wreszcie - gdy umiera na rękach lojalnego wobec niej agenta, współczuje tej kobiecie. Kończąc, Bond i M w "szkockiej" części filmu tworzą wspaniały, empatyczny duet, a w połączeniu ze świetnymi scenami akcji", film ogląda się z prawdziwą przyjemnością.