Obejrzałem po raz drugi, było lepiej o tyle że tym razem nie czekałem aż w końcu coś ciekawego zacznie się dziać, bo wiedziałem że nie zacznie, no i odpadł disappointment factor, niestety było też gorzej bo rzuciło się w oczy parę kolejnych irytujących rzeczy jak choćby w końcówce Bond powalający w biegu uzbrojonego kolesia i nie podnoszący jego broni by po chwili znaleźć się na muszce Silvy i rozbroić kolesia, który nie wiedzieć czemu wszedł mu w zasięg rąk mimo że trzymał guna w łapie. Dodatkowo umieranie M "right on time" mimo że jeszcze minutę wcześniej nie wyglądała na umierającą. No i Aston Martin - szczyt żenady, brakowało tylko żeby miał na masce wymalowane wielkimi literami BOND 50th ANNIVERSARY. Do tego w tym filmie Bond lubuje się w oglądaniu mordowania ludzi, a zabójców zamiast przed, unieszkodliwia zaraz po tym jak zrobią swoje. Nie rozumiem też sytuacji na łodzi - Sex slave zaprasza Bonda na łódź, ten przychodzi, rano płyną na wyspę, na łodzi są z nimi jacyś kolesie, Sex slave pyta czy jest pewien co robi, bo mogą w razie czego zawrócić, po czym okazuje się, że nie mogą bo kolesie, którzy do tej pory siedzieli sobie spokojnie nagle wyciągają broń. WTF? O "skoku z motocykla" i gadżetach od Q już nawet nie wspominam, poza tym koleś powinien wylecieć na zbity pysk po swoich osiągnięciach w tym filmie. I dlaczego zamiast "Ewakuujcie M" nie wysłać informacji - Silva idzie wam wpie*dolić, więc wyślijcie mu ludzi na powitanie i go po prostu aresztujcie jak się pojawi, a potem kontynuujcie przesłuchanie :P W ogóle całe to wbijanie we trzech na salę rozpraw...
Co do Silvy - umywam ręce, wszystko co się z nim wiąże od strony scenariuszowej to c**jnia z grzybnią gorsza niż wypociny Lindelofa. No ale jak się pisze scenariusz do Bonda można być pewnym, że murem stoi za nami stado lemingów, które każdy tego typu problem zbywają tekstem "no przecież to Bond! czego oczekiwałeś?", więc nawet nie będę próbował się o tym rozpisywać. Tutaj scenarzysta był tego świadom nieustannie.
Jeszcze dwie uwagi:
- sceny akcji w tym filmie poza otwierającą sekwencją są do dupy. Zero dynamiki, napięcia, czegokolwiek, ot po prostu są, a gdy się kończą można wzruszyć ramionami i przegryźć kolejnym krakersem.
- od walki w Szanghaju 20 razy lepsza była nawet nawalanka w hotelowym pokoju z QoS.
Ocena bez zmian. 4/10 (z czego 2 punkty za Craiga), zapodam sobie w najbliższym czasie antidotum w postaci CR i QoS.
Kilka scen akcji w tym filmie było bardzo dobrych np początek czyli pościg Bonda za złodziejem dysku z danymi , walka z ochroniarzami w kasynie ,strzelanina z ludzmi Silvy na sali Rozpraw czy finałowa akcja na wrzozowiskach .Ale masz racje mogło być wiencej dynamicznych scen akcji .Natomiast bardzo podobał mi się scena kiedy Bond i M jechali tym klasycznym Astonem Martinem i leciała ta typowa Bondowska Muzyka ,coś pięknego .
A mnie się to w ogóle nie podobało, ale to pewnie dlatego że dla mnie Bond sprzed ery Craiga nie istnieje, a nawiązywanie do czegoś o czym bym chciał zapomnieć raczej mnie nie będzie bawić.
"kilka scen akcji w tym filmie było bardzo dobrych np początek czyli pościg Bonda za złodziejem dysku z danymi "
I nic poza tym.
To że tak wyszło to była taka koncepcja filmu ,założenie taktyczne filmu .Mendes chciał powrotu do kina lat 60 i przywrócenie tego ciężkiego klimatu jaki panował w takich Bondach jak np Goldfinger .Wiadomo w tych Bondach to nie było ża dużo akcji .
No to miał bardzo kiepskie założenie - z mojego puntu widzenia oczywiście, bo film zarobił góry $$$ i obawiam się, że ktoś może uznać, że kolejny film trzeba zrobić w tym samym stylu, a jeśli tak faktycznie się stanie, to Bond, który zaczął się dla mnie na Casino Royale, skończy się na Quantum of Solace.
Powiem szczerze że na dzień dzisiejszy każda opcja jest możliwa ,producenci są nieobliczalni .Ja bym chciał bardziej powrotu do Casino Royale ,rozrywkowego kina akcji ale oczywiście z wszystkimi charakterystycznymi cechami Bonda .( My names ,Bond ,James Bond ,Q ,Monepenny ,humor ,piękne krajobrazy i dużo dynamiczej akcji )
Dla mnie seria zaczęła i skończyła na Casino.. Kolejne dwie części stanowią po prostu dobre kino akcji, ale nie na miarę Bonda