Mam pytanie do zwolenników Craiga w roli Bonda: kto grał Bonda w pierwszym filmie z serii, który widzieliście?
Pytanie nie jest prowokacją, a ja nie jestem trollem. Mam po prostu teorię, że odpowiedź brzmi: Craig, i że właśnie dlatego wam najbardziej pasuje w tej roli. Dla mnie pierwszym filmem, który widziałem był The Living Daylights. Przez to też ten film uważam za jeden z lepszych z serii a T. Dalton jest dla mnie w czołówce odtwórców (razem z Brosnanem). Na 2 miejscu stawiam Moora, na 3 Connery (tylko 2 filmy z nim mi się podobały) a na ostatnim Craiga. Lazenby'ego nie oceniam w ogóle, gdyż jego rola to był jednorazowy wyskok i trudno mi go w ogóle utożsamiać z Bondem (a filmu nawet nie pamiętam).
Reboot serii mi kompletnie nie przypadł do gustu, mając w perspektywie całą wcześniejszą serię. Rozumiem, że ta zmiana była wywołana zmianą czasów, w których żyjemy, ale to już po prostu nie to samo. Filmy z Craigiem są bardzo dobre jako filmy o pewnym agencie wywiadu jednego z państw zachodu, nie zaś jako filmy o tym konkretnym agencie MI6, Jamesie Bondzie 007.
Zgadzam się w wielu aspektach. Daniela Craiga w roli Jamesa Bonda gląda się przyjemnie dla oglądania dobrego filmu o agencie wywiadu. Craig ma swoją charyzmę, odpowiednią do filmu akcji na świetnym poziome, ale nie taką typową do Jamesa Bonda, na którym się 'wychowaliśmy' :) być może to też jakiś zabieg filmowców, który ma na celu uczynić Bonda bohaterem bardziej swoiskim, osiągalnym.
Obejrzeć zdecydowanie obejrzę, jako fanka serii no i cóż... o niebo bardziej wolę JB niż kolejny film o superbohaterach ratujących Manhattan, więc cieszę się niezmiernie ;)
'Skyfall' ma być wielkim powrotem do klasyki w stylu 'Goldfiengera', także raczej nie liczyłbym na kontynuację obranego przy Casino Royale kierunku.
Też dochodzę do takiego wniosku po "lekturze" trailera. Zapowiada się obiecująco. Oby tylko nie był to świetny trailer kiepskiego filmu.
Uważam Bonda wykreowanego przez Craiga za bardzo podobnego do tego którego nam zaserwował Flaming w książkach(tak czytałem wszystkie). I jestem fanem, jesli mozna tak to nazwac Craiga. Pierwszy Bond jaki widziałem to Dr.No, później po kolei wszystkie części, taki cykl powtarzałem sobie w moim życiu z kilkanaście razy.
Ja tam wole klasycznego bonda, z czasow kiedy mnie nie bylo na świecie... Ocena aktorow w skali od 1 do 10 :
Sean Connery - 9
George Lazenby - 6
Roger Moore - 8
Timothy Dalton - 7
Pierce Brosnan - 8
Daniel Craig - 5
Filmy z Danielem Craigiem no nie przekonuja mnie, Casino Royale jeszcze ujdzie ale Quantum of Solace to nudy... Miejmy nadzieje ze szumne zapowiedzi 'Skyfall' poprawia wizerunek Bonda z ostatnich lat...
zgadzam sie, tylko sean: 10 :) moim zdaniem craig nie ma charyzmy, wyglada jak kierowca ciezarowki. bond powinien miec klase.
No, a ja się właśnie całkowicie z tobą nie zgadzam. I nie, Craig nie jest pierwszym bondem jakiego widziałem. Nie zaryzykuję też jeśli napiszę, że wychowałem się na tej serii. Z wypiekami na twarzy pacholęciem będąc wielokrotnie oglądałem "Żyje się tylko dwa razy", a Buźka z Moonraker czy z Szpieg, który mnie kochał to dla mnie po dziś przykład faceta, który budzi strach samym swoim uśmiechem. W zasadzie każdy z filmów o Bondzie widziałem co najmniej dwa razy, a niektóre jeszcze więcej. Ale oglądając filmy z Brosmanem, które u nas puszczają w telewizji czuć zmęczenie materiału, pewną powtarzalność. A już najbardziej rażą mnie wrogowie bonda - ludzie tak źli, że aż groteskowi, przerysowani jakby wyjęci z komiksów. Rozwalanie świata dla nich to pestka a miliony by zgładzili w mgnieniu oka. Dlatego kiedy zobaczyłem Casino Royale byłem w szoku, bo to całkowicie nie przypominało tego starego bonda. Ten był taki surowy, "prawdziwy" a jego przeciwnicy to nie jakieś "Zło" w czystej postaci. Szczególnie Quantum of Solance próbowało pokazać tą ciemniejszą, mniej heroiczną stronę pracy służb specjalnych poruszając tak prozaiczny problem jak zaopatrzenie w wodę. Normalny Bond nigdy się czymś takim nie zajmował i by się nie zajął. Ale Craig był inny. Poprzednie filmy o Bondzie były jak garnitury szyte na miarę u krawca, tylko że wzorem był Connery, a pozostali niezależnie od sytuacji musieli nosić ten same ciuchy. A Craig po prostu rozpiął guziki. Wiem, że ten Bond nie różni się może od innych bohaterów kina akcji, stał się bardziej "pospolity" ale nie wiem czy zastąpienie Brosmana innym "wiernym naśladowcą" "twardogłowym zwolennikiem tradycji" by pomogło.
Sam Bond jest jakby wyjęty z komiksów - zatem, parafrazując klasyka, jaki Bond tacy wrogowie. Nie wiem czy użyłbym względem nich określenia "tak źli że aż groteskowi", po prostu byli szaleni, z szaleństwem posuniętym do ekstremum. Zmiana w 2 filmach o Bondzie była podyktowana wymogami czasów - nikt by już dziś nie kupował historyjek o zimnej wojnie i nawet już filmy z Daltonem i Brosnanem odchodziły od tych klimatów. Ale zmiany chyba posunięto za daleko, stąd się część fanów oburzyła. Może trzeba było pozwolić mu odejść na emeryturę i wprowadzić do akcji nowego agenta - dajmy na to Charlesa Storma 005, dla którego Bond jest legendą wywiadu. CR i QoS wyglądają trochę jak skok na kasę widza - powiemy mu że to Bond, może się nie zorientuje że to już jednak ktoś inny.
Zresztą, sądząc po trailerze, Skyfall zdaje się wracać do korzeni. Więc może się okaże, że ostatnie dwa filmy były tylko wypadkiem przy pracy.
W sumie racja - jaki bohater tacy wrogowie. Może nie tyle by nie kupowali historyjek o zimnej wojnie, ale teraz podchodzi się do tego z większym dystansem, a wówczas była większa potrzeba by podkreślać wszelkie różnice. Zresztą widać to nie tylko w Bondzie, ale filmy typu Czerwony Świt albo Rambo II i III, też zmierzają w kierunku wyraźnych kontrastów pomiędzy protagonistami a antagonistami. Choć w sumie to Bond chyba tak często bezpośrednio z samym ZSRR nie walczył, nie on był głównym wrogiem. To już więcej było sytuacji gdy jakaś trzecia siła chciała doprowadzić do wojny pomiędzy supermocarstwami. Pod tym względem Bonda można było nawet odbierać jako swoisty przykład "odprężenia" na gruncie filmu. Chociaż film Ośmiorniczka można odbierać jako próbę przeniesienia pewnej sytuacji w relacjach Wschód-Zachód. 1983r. kiedy wyszedł to okres nowego etapu zimnej wojny, rozpoczętym po inwazji na Afganistan. Tam wrogiem był już niemalże otwarcie ZSRR.
Z ZSRR nie walczył bezpośrednio chyba nigdy. Ale zdarzało mu się rywalizować z radzieckimi agentami, by rozwikłać daną sprawę przed nimi. Motyw zapobieżenia wojnie z ZSRR (wywołanej właśnie przez 3 siłę) pojawił się ze 4 razy, ale ZSRR zazwyczaj się gdzieś tam po drugiej stronie barykady, nawet jeśli tylko w tle, pojawiał. W filmach z Brosnanem już był przeskok na Chiny i Koreę.
W pierwszym filmie o Bondzie,który obejrzałem, główną rolę grał Roger Moore. Trzeba przyznać,że jego,czasem groteskowa gra, przypadła mi do gustu. Craig to jednak zupełnie inna działka.To już Bond "na poważnie". Ze swej roli wywiązuje się jednak znakomicie,a "Casino Royale" to jeden z mych ulubionych filmów.
Widziałem wszystkie Bondy w kolejności ich powstawania i powiem tylko jedno: każdy z nich trzyma poziom. Również te z Cragiem. Bond się zmienia, ale nigdy nie wyszło mu to na złe.
Zmiana aktora to jakby zmiana stylu i osobowości Bonda. Przynajmniej takie jest moje zdanie. Sean Connery - w mojej subiektywnej opinii najlepszy Bond. Męski, charyzmatyczny, kobieciarz.... Lazenby - film z jego udziałem spodobał mi się ze względu na fabułę, aczkolwiek nie pojadę po nim, jak niektórzy. Zagrał przyzwoicie. Szczyt angielskiego humoru osiągnął Roger Moore. Dalton - nie przypadł mi do gustu. Brosnan jest już brutalniejszym wcieleniem Bonda, ale jeszcze zachował bondowski humor i żył jeszcze Q. Obecnie Craig to Bond z krwi i kości, ale z trailera najnowszego filmu można wywnioskować, że też pojawi się trochę odrywających od krwawej rzeczywistości momentów.
Zmieniały się czasy, w których osadzana jest akcja to i Bond się zmieniał, koncepcja również. Rzeczywiście, za Craiga zmienił się najwięcej. Jest to zupełnie inny Bond...
Pierwszy raz obejrzałem filmy z Bondem chyba w 1995 roku. Leciały poźno na TVP1 albo 2 co dwa albo nawet trzy tyg. Pierwszy z nich jaki obejrzałem to Pozdrowienia z Moskwy. Bardzo mi się ten film podobał i następny był Goldfinger, poźniej Operacja Piorun i Żyje się tylko dwa razy. Poźniej leciał W tajnej służbie i zobaczyłem innego aktora, ciężko było mi sie przestawić,że Bonda gra kto inny. Wtedy myślałem,że filmów powstało dosłownie kilka. Po jakimś czasie leciał Diamenty są wieczne. Włączyłem już w trakcie i tam znowu Connery. Wziałem do ręki gazetę i tam informacja,że to ostatni film z nim. Po jakimś czasie zobaczyłem Moonrakera i patrze,że jeszcze Moore gra Bonda. Nastepnie było For your eyes only i Ośmiorniczkę. Te filmy bardzo mi się spodobały. Poszedłem do wypożyczalni VHS i facet powiedział,że tych filmów jest bardzo dużo i pokazał rozpiskę,że tych filmów powstało dużo. Wypozyczyłem Goldeneye, bo wtedy wyszedł na VHS.
W Lipcu 1999 TVP1 od początku puszczała te filmy. Zacząłem nagrywać i odnotowywać.. Zobaczyłem Dr. No,którego wcześniej nie oglądałem i grał tam Connery. Po Moonrakerze przestali nadawc w tv Wrociłem so wypozyczalni i zobaczyłem,że są Bondy z Daltonem wypożyczyłem oba. W obliczu śmierci na vhs nazywał się Światło Dnia jest do dziś jednym z moich ulubionych filmów. Licence to Kill strasznie mi się dlugo ogądało. Zauważyłem jeszce,że nie widziałem Zabójczego Widoku. Szukałem tego filmu wszedzie, pytałem znajomych, w wypożyczlnaich też nie mieli. Był ciężko dostępny.Obejrzałem dopiero na pocz. 2000 roku. A potem miałem już neta stałe łącze i wszystko sobie uprządkowałem. Tak wygląda cała historia
Ja miałem podobnie ,z tymże pierwszy Bond jaki widziałem to była Licencja na zabijanie w 1994 roku na Video ,póżniej tak jak mówisz wszystkie Bondy po kolei na TVP1 w 1995 roku od sierpnia póżno leciały i się ogladało ,te co nie leciały np Światło Dnia czy Goldeneye to do wypożyczalni .A teraz czekam na Skyfall .
Pierwszy Bond to któryś z Connerym, ale widziałem wszystkie po tyle razy, że ciężko określić który. Nigdy nie podpasował mi Timothy Dalton na przykład. Według mnie Bond jest zawsze taki jak jego czasy. Lata 60' wymagały 'prawdziwego Anglika', podczas gdy w 90' dostaliśmy kiczowatego Brosmana. Craig jest zimnym i wyobcowanym (bo 'skrzywdzonym') agentem, w sam raz pasującym mi do naszych, coraz bardziej zdigitalizowanych, czasów.
Wychowałem się na Bondach, nie ma w historii kinematografii serii filmowej, którą oglądałem częściej. Za dzieciaka, w wakacje potrafiłem od Dr. No do ostatniego Bonda w danym czasie oglądać codziennie, nie nudziło się nigdy. Moja percepcja Bonda zmienia się wraz z wiekiem, ale gdybym miał wybrać najlepszego odtwórcę, to muszę postawić na Connerego, on się urodził by grać Bonda, miał charyzmę, klasę, styl, najlepszy akcent i klasyczne teksty. Moim ulubionym Bondem po dziś dzień jest "Goldfinger". Idąc dalej, Lazenby to była porażka, to był model a nie aktor i odbiło się to na filmie. Moore wprowadził dużą dawkę humoru i luzu, również rewelacyjny Bond. Dalton mi nie podchodzi, nieco drętwy, ale "Licencja na zabijanie" to jeden z lepszych Bondów jak dla mnie. Brosnan stworzył dynamicznego, nowoczesnego agenta, ale w duchu klasyki, niestety po świetnym "Goldeneye" było coraz gorzej, aż doszło do niewidzialnych samochodów i satelit roztapiających promieniem słonecznym lodowce. To był punkt krytyczny, dlatego moim zdaniem najlepszym wyjściem z sytuacji była zmiana aktora i nowy Bond. Craig jest dobry, pasuje do roli. Nie rozumiem czepiania się "Casino Royale", to Bond w starym stylu, spokojne tempo podczas gry w pokera, wartka akcja gdy trzeba, stary Aston Martin. Quantum to dobra sensacja, gorszy Bond jako Bond, ale też liczę na powrót do klasyki w Skyfall.
Pierwszy Bond którego widziałem to "W tajnej służbie królewskiej mości". Lazenby'ego uważam za najgorszego Bonda ever a Craig stoi u mnie na podium ( 2 miejsce , Connery to numer 1)
Pierwszy Bond z którym się spotkałem to częściowo w dzieciństwie oglądałem "Licencję na zabijanie" (może nawet cały film ale byłem tak mały, że nie pamiętam). Pierwszy film, który oglądałem w całości to "GoldenEye", kiedy miał swoją premierę telewizyjną w TVP. Craiga lubię, właściwie to wszystkich lubię podobnie. Tylko Dalton i Lazenby odstają.
Teoretycznie Lazenby, w praktyce Moore (nieważne czy liczyć od "Moonrakera" czy "Człowieka ze złotym pistoletem", którego jako pierwszy film z 007 obejrzałem od początku do końca). Jego stawiałem na pierwszym miejscu i po dziś dzień tak robię. Drugie miejsce to Dalton, Connery i Craig. Nieco niżej stoi Lazenby, który miał pecha posłuchać swojego agenta i zrezygnować z grania w kolejnych częściach. Wreszcie Brosnan.
Pierwszego jako Bonda widziałem Brosnana, w ogóle Craiga widziałem jako jednego z ostatnich, a i tak uważam go za najlepszego odtwórce tej roli.
Jeżeli dobrze pamiętam, pierwszym Bondem jakiego oglądałem był Zabójczy widok, zrobił na mnie duże wrażenie i tak zaczęła się cała przygoda. Później było poznawanie kolejnych produkcji, równolegle starszych filmów i pojawiających się nowych, już z Brosnanem. Ale ich wszystkich przebił Craig, jest po prostu bardziej prawdziwy. Oglądając dziś starsze filmy mam wrażenie, ze oglądam komedie, ot taki lekki filmik na wieczór, nowe Bondy jednak bardziej wciągają, może dla tego ze już nie mam naście lat tylko trochę więcej. Oczywiście wyrażam tylko swoje zdanie, i szanuje każdego fana klasyki.