Miał być powrót klasycznego Bonda na 50-lecie. Częściowo się udało, a częściowo wyszło
marnie. Po pierwsze Craig, ktory jest beznadziejny - aktor jednej, zaciętej miny. Brak mu tych
śmiejących się oczu i elegancji poprzedników. Ralph Finnes jako nowy M super. Harris jako
MannyPeeny porażka. Q jako młody NERD, początkowo myślałam, że nie, ale z biegiem akcji
zaakceptowałam. Teraz dzieciaki w całej tej komputerowej technologii są bystrzejsze od nas :P
Czarny charakter akceptowalny.
Casino było średnie, quantum to koszmar, a skyfall czegoś zabrakło. Strasznie mi się dłużyło.
Dwa razy na nim usnęłam, dopiero za trzecim razem dobrnęłam do końca. Druga połowa
znacznie lepsza, niż pierwsza.