(...) Największą zaletą filmu są efekty gore: topiące się lica, broczące i bryzgające płynami ustrojowymi ciała. Widzimy między innymi, jak wredny wyrostek trafia pod rozpędzone koło motocyklu – twarzą. Imponuje charakteryzacja nieumarłego psiaka, który prezentuje się nawet upiorniej niż Church z pierwszego „Smętarza…”. Niestety, ekranowa przemoc nie równoważy się z budowaniem napięcia. Brakuje w filmie scen, które przerażą widownię powyżej dwunastego roku życia, a o skrupulatnie skonstruowanym suspensie możemy zapomnieć. Sama Lambert przyznała, że w sequelu chciała przyjrzeć się nie tyle rozpadowi jednostki rodzinnej, co głupocie nastoletnich chłopców. Furlong i towarzyszący mu na planie gimnazjaliści podejmują więc serię nieprzemyślanych decyzji, a ich krótkowzroczność przynosi straszliwe konsekwencje. Reżyserka nie działa zbyt metodycznie: „Smętarz dla zwierzaków II”, choć w znacznej mierze prowadzony jest jako teen horror, sili się też na bycie teen-dramatem o żałobie i strachu przed śmiercią. Na tym polu nie sprawdza się w ogóle, zrealizowany dość niezręcznie, na pół gwizdka.
Pełna recenzja: #hisnameisdeath