Ze swego rodzaju ulgą przyznam, że nie jest to film propagandowy, choć w zamierzeniu taki właśnie miał być. Dlaczego? Ponieważ propaganda to nic innego jak silne oddziaływanie na widza, wzbudzanie w nim emocji.
Film Krauzego wzbudzić może jedynie politowanie. To, co zapada w pamięć to żałosna (nie jest to żadne nadużycie) gra aktorska. Wisienką na torcie jest postać, którą chałturzy (bo przecież nie gra) Redbad Klijnstra i jej nienaturalne dialogi wyjęte jakby z XIX wieku, z tłumaczenia jakiejś powieści Nietzschego. Nawiązania do "Człowieka z marmuru" są tak łopatologiczne, a przy tym nieudolne, że zasługuje to wręcz na nagrodę. Złotą malinę dla dialogisty. Nie chcę się już pastwić nad "Smoleńskiem". Mógłbym jeszcze wspomnieć o efektach, które są jakby wyjęte z amerykańskiego serialu do kotleta typu "Bones", albo "CSI"...
Uważam, że obraz o tak doniosłym zdarzeniu jeśli w ogóle, to powinien być realizowany w sposób w pełni profesjonalny, niezależnie od tego jaką linię przyjmie reżyser - wypadku, zamachu, a może czegoś pośredniego. Boli mnie również, że nad takim gniotem patronat objął, jeśli wierzyć plakatowi, Prezydent RP. To po prostu niepoważne i godzące w autorytet nie tylko Pana Andrzeja Dudy, ale przede wszystkim całej instytucji najważniejszej osoby w państwie