Nie jest problemem, że to zły film, bo każde kinematografia ma swojego Uwe Bolla, czy Eda Wooda (choć takiego "wood" jak grająca (?) główną rolę Beata "idiotyczny uśmieszek na twarzy przez cały film" Fido nie było w polskim kinie od czasów filmowych przygód Gulczasa), a widzowie takiego lokalnego Eda weryfikują, głosując frekwencją; problemem jest, że pamięć ludzi, którzy zginęli w katastrofie TU-154, uczucia ich bliskich i przyjaciół, obrażane są niechlujnie zrealizowaną polityczną agitką, która nawet nie udaje, że chce stawiać jakieś pytania, wywoływać wątpliwości, skłaniać do myślenia. Ośmiesza bohaterów i tragedię. Scenariusz napisał, na podstawie treatmentu Jarosława Kaczyńskiego, Antoni Macierewicz, a wszystkie odpowiedzi są wyłożone na stół - w Smoleńsku doszło do zamachu, który był odwetem Rosjan za odważne poczynania władającego biegle językiem angielskim (sic!) przywódcy wolnego, demokratycznego świata Lecha Kaczyńskiego w Gruzji i w którym maczał palce Donald Tusk, wcześniej omawiając - po niemiecku - zbrodniczą intrygę z Putinem. Są też takie smaczki, jak np. młodzi Azjaci (imigranci? symbol barbarii, która zalewa chrześcijańską Europę?), którzy wulgarnie demonstrują przeciw pochowaniu Kaczyńskiego na Wawelu.
Gdyby ten film, z jego kłamliwym przekazem, zrealizował mistrz kina gatunkowego w rodzaju Paula Greengrassa ("Lot 93" - uczcie się chłopaki, ze „Smoleńska”, jak zrobić przejmujący film o katastrofie), byłyby powody do obaw, mógłby mieć rzeczywiście wielką siłę rażenia i czynić spustoszenie w wielu młodych umysłach, które - za sprawą części dyrektorów szkół i nauczycieli, będą skazane na obcowanie z tym dziełem. Zresztą autobusy i tak przyjadą pod kina. Szczęśliwie, twórcom "Smoleńska" tak blisko do Paula Greengrassa, czy - buhahaha - przywoływanego przez niektórych dziennikarzy w kontekście "Smoleńska" - "JFK" Olivera Stone'a - jak Beacie Fido do Meryl Streep. Efekt - podobny jak czytanie apelu smoleńskiego na uroczystościach w obozach koncentracyjnych i obchodach Powstania Warszawskiego - ośmieszanie, zamiast honorowania.
Dyrektor artystyczny festiwalu w Gdyni umieścił „Smoleńsk” w programie imprezy, twierdząc, że może być pretekstem do dialogu. „Smoleńsk” żadnego dialogu nie oferuje. To monolog nienawiści i oderwania od faktów, kolejny kamień w piramidzie złych emocji, którą konsekwentnie usypuje rządzący, szczując jednych obywateli na drugich. Prędzej czy później ta piramida zwali nam się na głowy.