Polecam też ignorować wpisy kretynów, którzy nie odróżniają regularnego żołnierza od mordercy. Zrozumcie, że to taki typ - w realu szmatławe miernoty bez charakteru, które boją się wychylić z czymkolwiek, tutaj znajdują miejsce, w którym we własnych oczach mogą uchodzić za błyskotliwych i oryginalnych. Każdą Waszą wypowiedź będą zalewać świeżym potokiem grafomańskiego bełkotu, nie odpuszczając żadnej, bez względu na argumenty, z tej prostej przyczyny, że tylko w ten sposób mogą uchodzić we własnym mniemaniu za zwycięzców i później onanizują się tymi wpisami permanentnie, z krótkimi jedynie, absolutnie niezbędnymi przerwami na odpoczynek. Proponuję zostawić ich z ogonkami w paluszkach i skupić się na filmowym przekazie, a zapewniam Was, że Eastwood - oprócz znakomitych scen batalistycznych - podsuwa nam całkiem sporo materiału do przemyśleń. Film polecam również paniom - kinomankom; spodobał się on bardzo mojej żonie, która kina wojennego w ogóle nie lubi, więc również zmienne i niepojęte dusze kobiece odpowiednią strawę tu znajdują. Obraz należy do tych, które zdecydowanie warto obejrzeć na dużym ekranie.