Czy ktoś z was miał tę przyjemność być na musicalu „Beetlejuice”, który miał premierę na początku tego roku w Nowym Jorku? Sama ubolewam nad faktem, że prawdopodobnie nie będzie mi dane zobaczyć go na żywo, dlatego chciałam przynajmniej poznać wrażenia innych.
Oglądając fragmenty spektaklu, pierwsze co mnie uderzyło to niesamowita scenografia, oddająca ogólny styl burtonowski. Piękne są też stroje, a większość piosenek wpada w ucho. Ja osobiście zakochałam się w „What I know now” i „The whole being dead thing”. Nowi Beetlejuice i Lydia wydają się być połączeniem wersji filmowej i kreskówkowej. To już nie Keaton i Ryder, aczkolwiek Brightman i Caruso stworzyli ciekawy duet. Trudno jest mi powiedzieć coś więcej, ale może właśnie ktoś z was chciałby się podzielić swoją opinią?