Przez niemalże dwie godziny film był więcej niż dobrym, niepokojącym thrillerem. Świetne zdjęcia, szczególnie detale, dobrze zbudowana dramaturgia oraz muzyka spowodowały, że ze sporym napięciem czekałem na finał. Finał ów okazał się gore/body/monster horrorem, niemiłosiernie przeciągniętym, który wywołał śmiech. Nie do końca rozumiem tę zmianę konwencji. Uważam, że zaszkodziła filmowi.
Zakończenie? Niektórzy uznali je za groteskowe... Według mnie jest groteskowym nawiązaniem do obrazu Rembrandta "Stara kobieta" i zarazem go nokautuje - tak samo jak i nas...
Na początku - owszem - również miałam mieszane odczucia dotyczące zakończenia... Ale mnie się ono skojarzyło także z licznymi operacjami plastycznymi gasnących gwiazd... Na początku publika nie reaguje, chociaż zauważa zmiany w fizjonomii, dopiero gdy kolejna operacja oszpeci gwiazdę, to wtedy wszyscy ją wyszydzają etc. A często te osoby wyglądają monstrualnie... Dlatego moim zdaniem zakończenie jest świetne!
Hmm fakt, dobrze to wyjaśniłeś, tylko szkoda, że aż tak "łopatologicznie" zostało to pokazane.
Mam wrażenie, że wyjaśnienie jest dostosowane do naszej obecnej kultury dosłowności...
A mnie się podobała końcówka. Z ciekawego body horroru przeszedł w groteskę, Bez oglądania się na szablon w jaki się układał wcześniej. Odważnie wyszedł poza niego.
co kto woli, jak dla mnie, bez tej końcówki film byłby kolejną poprawnie zrobioną tyradą na aktualne tematy, aging, kult ciała, piękna itd, a tak Coralie zaszalała i sprawiła że nikt z tego filmu nie wyjdzie obojętny i na długo zostanie w głowie, oczywiście że z 2h napięcia, grozy robi się groteska, ale podobało mi się to nieskończone dokręcanie śruby, "myślisz że to koniec, to się grubo mylisz"
Ty się mylisz właśnie. Co to znaczy "zaszalała,:? To "szaleństwo" powinno być konstruktywne tzn wyraźnie nieść jakiś przekaz, ładunek emocjonalny etc. Tymczasem pokazywanie jakiegoś mało odkrywczego wulgarnego gore nie jest zasługa pani rezyser tylko speców od efektów. Można być skończonym zje...m i zamarzyć sobie "niech będzie mega obrzydliwie," Uważasz że trzeba mieć do tego talent? No nie.
Wczoraj byłem na nowym Deadpoolu i film ma o wiele więcej wulgarnych scen bezsensownej przemocy a w przypadku Substancji ludzie burzą się że przez chwile tryska krew…
Deadpool ma być wulgarny, śmieszny, krwawy. Tutaj po prostu zaskoczyli, że z dość poważnego filmu, wstawili potworka niczym z "w lesie dziś nie zaśnie nikt".
Ale przecież zarówno Deadpool jak i Substancja to fikcja i widoczenie według reżyserki zakonczenie Substancji też miało być wulgarne i krwawe. Ludzie biorą pewne rzeczy zbyt poważnie i zapominają że to tylko film a nie rzeczywistość. W Substancji od początku dzieją się rzeczy które nie mają prawa bytu więc nie wiem co w tym zakończeniu aż tak szokuje. Inna sprawa że jak przeanalizujemy i zinterpretujemy ten film od początku aż do końca to wszystko ma sens.
Dokładnie. Dla mnie to było takie powiedzenie "Wiemy, że dużo scen było niespójnych, ale nie o to nam w tym filmie chodziło. Myślisz, że to było kuriozalne? To pa teraz..." Do tego można się doszukiwać alegorii np. w tej zakrwawionej publice, a jednocześnie wprowadza nieco humoru i rozluźnienia do ogólnie ciężkiego tematu. Jak dla mnie końcówka na duży plus :)
Weź nie pier*ol. Ja to jestem mocno odpornym widzem, a to zakończenie Substancji powodowało, że musiałem wzrok odwracać powstrzymując się od wymiotów.
Poważnego filmu? Przecież już w ciągu pierwszych 5 minut było wiadome jakiego rodzaju tam ujęcia będą, jak zrobili zoom na twarz typa sikającego do pisuaru
Rzeczywiście, już ostatnie 20 minut filmu to jak na igłach siedziałem z niecierpliwością kiedy ta bzdura się skończy.
Trochę zniszczyło, a to, że to morał niewiele zmienia, bo to niesłychanie wręcz banalny morał. Jeśli ktoś musi przemyśleć taki truzim, to niech nie bierze się za prawdziwe thrillery psychologiczne, bo go przerosną. Film jak film, bardziej rozrywkowy niż ważny. Pod względem technicznym to prawdziwa brzytwa. Treść to zbiór oczywistych metafor. Pół sali na DKF-fie podczas końcowej sceny po prostu się śmiało. To chyba zbyt ważny temat, aby kończyć opowieść taką groteską.
To chyba byłeś na innym filmie. Jak My Byliśmy, to nikt się nie śmiał. Ten Film ma Mądre Przesłanie. Trochę pomyśleć trzeba, zanim coś się napisze.
Nie, nie byłem na innym filmie. Byłem dokładnie na tym. Oglądałem go na DKF-fie z poważnymi ludźmi. Morał tego filmu jest oczywisty i nie wymaga żadnego myślenia. Taka groteskowa forma rozbawi niejednego doświadczonego widza.
Morał był oczywisty. I to od dawna w trakcie trwania filmu. Do tego nie trzeba było zastosowania chorego psychicznie gore. Starczy pomyśleć
Nic dodać, nic ująć. Jaki dodatkowy wydźwięk dla morału miała dać „krwista” scena? Film od początku miał swoja groteskowość, ale niektórzy tu na siłę próbują bronić żenadę którą dostaliśmy i która z groteska nie miała nic wspólnego…
ojej, ale jestes wysublimowana;) a jezeli do ogarniecia sensu filmu potrzebny byl Ci ten koniec to masz sporo do nadrobienia, w sensie intelektualnym i zyciowym..
Mylisz się. Końcówka przeciągnięta. W sali kinowej wyczuwalna konsternacja i śmiech. To chyba wina ludzi odpowiedzialnych za montaż. Wycinać niepotrzebne sceny też trzeba umieć.
Ten film nie ma w sobie nic. Jest kolejnym wyzutym z emocji plastikowym pomnikiem próbującym walczyć z ludzkimi przywarami.
koncowka to najlepszy element tego filmu. gdyby nie ona, "Substancja" nie odroznialaby sie w niczym od innych filmow o tej tematyce
Bzdura. Już sama forma - krótkich, intensywnych ujęć, zdawkowych minimalistycznych dialogów plus te elektroniczne dźwięki jak od Zamilskiej, kolory i ujęcia - ja czegoś takiego w kinie nie widziałem. I to mnie urzekło w trailerze. A końcówka? Bloob, Carrie, horror klasy C - było. bezpośrednia krytyka popkultruy - było. Randetne gore - było.
Polecam the Cure. Może wpasować się w cechy, które spodobały ci się w tym filmie, ale jest znacznie bardziej stonowany.
Jakoś Skazanych na Shawshank pamiętam a nie musieli na końcu pokazać ludzkiego gluta plującego cyckiem....
jesli widzisz w tym tylko ludzkiego gluta plujacego cyckiem, to naprawde ci wspolczuje i radze sprobowac podejsc do tego filmu bardziej analitycznym okiem. jesli serio tylko "cycek" zapadl ci w pamiec, to jestes dokladnie tym typem mezczyzny, ktory "Substancja" wysmiewa
Najgorszy element filmu. Zakończenie obniża rangę tego filmu totalnie. Skoro film potrzebuje groteskowego i eksploatacyjnego gore, aby się wyróżniać to nie za dobrze o nim świadczy. Nie jest to zły film, ale szkoda zmarnowanego potencjału. Temat ważny, a zakończenie budziło rozbawienie połowy sali w kinie.
to chyba dobrze, ze ludzie się śmieli, bo ten film to przecież czarna komedia, a więc śmiechy są jak najbardziej na miejscu
Dosłownie każdy, kto został po filmie na dyskusji zwrócił uwagę na słabe i zbędne zakończenie. To rozbawienie było wyrazem czystego zaskoczenia i niedowierzania, jak można było zepsuć niezły film. Zakończenie było zupełnie nie na miejscu, śmiech jak najbardziej.
Publiczność na moim seansie odebrała zakończenie kompletnie inaczej i każdy bawił się świetnie.
a na jaki alternatywny finał czekałeś? Co można by było zrobić lepiej? Były dwie opcje, albo dać bohaterce zginąć w pospolity sposób w zaciszu swojego domu, albo zrobić to w sposób czarno-komediowy. Normalnie zakończenie filmu nie budziłoby żadnej reakcji w kinie, ale dzięki tej ogromnej dawce thrilleru-dramatu przez dwie godziny głupie prostowanie kosmyka włosów wywoływało śmiech na sali. Epilog filmu była wręcz wybuchową mieszanką śmiechu przez łzy. Przez chwile śmieje się, że bohaterka zdobi sobie twarz, ale po chwili przypominam sobie przecież, że przed chwilą byłem wstrząśnięty. Normalnie gdybym zobaczył fragment w którym bohaterka mówi "I'm Sue, It's me it's me..." wzruszyłbym ramionami, ale tutaj po prostu byłem wzruszony i wstrząśnięty. Końcówka to było absolutne apogeum różnych emocji. Emocji związanych z cierpieniem bohaterki, rozładowania emocji przez czarny humor by następnie znowu uderzyć w emocje np. słowami "It's me, it's me, I'm Sue". Normalnie nic szczególnego, ale dzięki genialnie zbudowanemu napięciu w pierwszych dwóch godzinach, miałem "zmoczone" oczy.
A samo tryskanie krwią na scenę przy potężnym akompaniamencie muzycznym było jednocześnie rozładowujące i budzące napięcie. Prawdopodobnie było metaforą "Pie******ie sie, pustacy"
Wybaczcie za brak składu ale w końcu to tylko komentarz na forum xD
"Końcówka to było absolutne apogeum różnych emocji. Emocji związanych z cierpieniem bohaterki". Nie dla mnie i zapewne nie dla iroquaiza. Właśnie to zejście z tonu, wprowadzenie groteski-humoreski sprawiło, że totalnie przestałem przejmować się bohaterką. |Choć film od samego początku uczciwie informuje, że będzie przerysowany, to na koniec przegina grubo. A sposobów za nietuzinkowe zakończenie można było tu wysmarować naprawdę sporo ;)
Choćby jakby zamiast taniego potworka ten rozpad, wypadające zęby itd spotkał Sue na scenie.