Koleś ostro pojechał po bandzie stawiając się w sytuacji, na którą przeciętny spasiuch z USA pracuje długimi latami, to prawda. Ale nie można go za to krytykować. Tempo tworzenia filmu nie może być za długie, a i on sam - jako myślący człowiek - nie chciałby przecież doprowadzić się do stanu, w jakim jest większość klienteli McD. Poza tym ta drastyczna zmiana pokazuje, jak szybko można się wyniszczyć i jak łatwo jest wprowadzić organizm w ślepą uliczkę, z której wychodzenie zajmie wielokrotnie więcej czasu.
Było kilka zabawnych elementów, jak chociażby porównanie burgera z Chinatown do tego z reklamy i uznanie, że tylko stamtąd są faktycznie podobne - elementów nie wdrażanych na siłę, a będących jedynie kolejnym elementem specyficznych "badań", jakie prowadził Spurlock. Gościu wspomagał się przy tym opiniami naukowców i statystykami, starając się nie brać niczego z nieba i zachować autentyczność odbioru.
Gadanie, że to komercha, jest puste - trudno, żeby film o największej na świecie korporacji śmieciowo-żywieniowej nie miał nic wspólnego z komercją.
Warto obejrzeć, żeby choć przez chwilę się zastanowić, co w siebie pakujemy. Od obejrzenia tego filmu kilka lat temu bardziej się zastanawiam, jak często faktycznie jem fast-food (bo jem i nawet lubię, a co) oraz jak powinnam nad sobą pracować, by nie stać się kolejnym elementem statystyk na temat grubasów made in McDonald's.
"Poza tym ta drastyczna zmiana pokazuje, jak szybko można się wyniszczyć i jak łatwo jest wprowadzić organizm w ślepą uliczkę, z której wychodzenie zajmie wielokrotnie więcej czasu."
No właśnie jak szybko ? Skoro przez miesiąc trzeba obżerać się do pożygania (dosłownie) tylko jednym typem wysokokalorycznego jedzenia to chyba ani nie jest to normalne ani łatwe. Gdyby przez miesiąc codziennie zjadał 6 kotletów mielonych popijając 4 filiżankami kawy również był by w słabej kondycji (a być może nawet gorszej). Tylko czego to dowodzi ?