Niepokoi to, czego nie widać, najbardziej boimy się tego, czego nie znamy. Z tej prostej zasady w kinie wynika bardzo wiele. Świetnie zrozumiał to i znakomicie wykorzystał niespełna 30-letni M. Night Shyamalan, Amerykanin hinduskiego pochodzenia, który zrealizował ciekawy horror z udziałem słynnego Bruce'a Willisa.
,Szósty zmysł" to trzeci film w karierze reżysera, a pierwszy, w którym budżet był tak wysoki (17 mln dolarów). Jak na hollywoodzkie warunki to niewiele, zwłaszcza że do udziału w swoim filmie Shyamalanowi udało się namówić gwiazdę kina komercyjnego. To nie wszystkie osiągnięcia młodego reżysera i scenarzysty zarazem, który zrobił bardzo dobry film.
Horror podlega dziś tym samym regułom co inne gatunki. Reżyserzy stawiają na oszołomienie widza, przeto chętnie sięgają po efekty specjalne. W przeciętnym horrorze pojawiają się najdziwniejsze stwory, dużo jest przemocy, krew leje się hektolitrami. Hinduski twórca wolał uwierzyć w filmową moc duchów.
Bohaterem jest niezwykle wrażliwy 8-letni Cole Sear (Haley Joel Osmen). Jego pasją są ołowiane żołnierzyki. Cole nie potrafi znaleźć wspólnego języka z równieśnikami. Matka po rozwodzie ledwie wiąże koniec z końcem, pracując na dwóch etatach. Kocha syna całym sercem, ale nie rozumie przyczyn jego inności.
Osobą, która może dotrzeć do zamkniętego świata chłopca jest psychiatra dr Malcolm Crowe (Bruce Willis). Rok wcześniej Crowe niemal otarł się o śmierć, kiedy jeden z jego niezrównoważonych pacjentów postrzelił go, a potem popełnił samobójstwo. Crowe obserwuje chłopca, powoli przełamuje jego nieśmiałość. Odkrywa, że Cole widzi... zmarłych. Błąkają się po świecie, a dzięki kontaktom z Colem mogą dokończyć sprawy, które przeszkodziła im wykonać niespodziewana śmierć. To dzięki 8-latkowi kilkunastoletnia dziewczyna może przekazać ojcu wiadomość z zaświatów (matka dosypywała truciznę do jej posiłków). Szósty zmysł, którym dysponuje Cole jest jednak jego przekleństwem. Chłopiec widzi zmarłych w najdziwniejszych miejscach. Boi się ich, a owa nadwrażliwość zmieniła jego życie w koszmar.
Tymczasem psychiatra przeżywa kłopoty małżeńskie. Oddalił się od żony. Crowe bezradnie obserwuje jak jakiś facet próbuje ją uwodzić. Jednak lekarz, starając się zrozumieć obsesje i lęki chłopca, zaczyna także dostrzegać przyczynę swoich kłopotów małżeńskich.
Zakończenie filmu jest niezwykle zaskakujące. To prosta konsekwencja zasady, o której wspominałem na początku. Widz musi tutaj nieustannie składać elementy układanki, każde ujęcie, każde słowo niemal jest ważne, by zrozumieć finał filmu.
,Szósty zmysł" ma szansę zdobyć wielu widzów (w USA zarobił już ponad 300 mln dolarów). M. Night Shyamalan czerpie wzorce od mistrzów kina (reżyser przyznaje się do fascynacji dziełem R. Polańskiego ,Dziecko Rosemary"). Krwawe momenty nie są mu potrzebne, by przestraszyć widza. Oszczędnymi środkami powoli buduje napięcie. Świetnie poprowadził aktorów. Używając wielu zbliżeń twarzy przerażonego 8-latka, stworzył pełen niedomówień klimat. Warto podkreślić również znakomitą ścieżkę dźwiękową; Shyamalan nie boi się długich, nawet bardzo długich, pauz.
Haley Joel Osment jest niemal pewnym kandydatem do Oscara. Jego kreacja przyćmiewa nawet dokonania Bruce'a Willisa, który wreszcie udowodnił, że jest nie tylko specjalistą od ról herosów kina akcji.
PAWEŁ NOWACKI