Pierwszy raz widziałem film w kinie, w czasie jego premiery. Ostatnio kilka dni temu, po 25 latach, na ekranie 55-calowego telewizora LCD i byłem pod wrażeniem wiernego oddania realiów
lat 90. (sic!). Tak jest! Niechlujne zdjęcia plenerowe i niedbałość o szczegóły za nic nie pozwoliły na podróż do lat 70. XX w. (a właściwie początku dekady).
Nie było takiej sceny w terenie, gdzie niebyłoby widać znaków, słupków drogowych, okien PCV, koszy na śmieci, latarni, chodników, elewacji budynków i pojazdów z roku 1997!
Druga rzecz, to przejaskrawione do granic absurdu sceny imprezy w restauracji. Nie czułem klimatu tamtych czasów, które charakteryzowały się swoistą nieśmiałością i takim sztampowym peerelowskim zachowaniem. Gdyby ktoś w taki sposób jak to było pokazane w filmie zachowywał się w tańcu, na pewno wzbudziłby nie lada sensację. Travolta w "Gorączce sobotniej nocy" nie był tak frywolny jak te postaci podczas całej balangi. Mimo wszystko w okresie Gomułki i wczesnego Gierka obowiązywała w społeczeństwie pewna dystynkcja i specyficzny sznyt, a libacje alkoholowe zdecydowanie różniły się od tych dwie dekady później.
Do tego wszystkiego drażniąca charakteryzacja, odzież jakby wszyscy ubierali się na 5th Avenue, albo nieoddające czasów tamtej epoki fryzury i makijaże dziewczyn.
Takie nasunęły mi się uwagi po przypomnieniu sobie "Sztosu"... Fajne były te lata 90...