Ekranizacja (trzaskanej na tony) kowbojskiej prozy Louisa L'Amoura. Jak ktoś ma wolne 1,5 godziny życia, może sobie obejrzeć; nie boli. Ale nic więcej.
Film zrobiony za minimalne pieniądze. To widać. Bez znanych aktorów - bo za drodzy. A już odtwórcę roli tytułowej to chyba nie mogli znaleźć bardziej drewnianego. Toż jego własny kapelusz ma w sobie więcej aktorskiej charyzmy, niż sam Tony Young z kamienną twarzą. Toż jego filmowy prześladowca-gaduła, jest o wiele ciekawszą kreacją...