Judi Dench po pięćdziesięciu latach rozłąki postanawia odnaleźć swojego oddanego do adopcji syna. Pomaga jej cynicznie podchodzący do rzeczywistości dziennikarz, grany przez Steve'a Coogana. Zręcznie przyrządzona tragikomedia, w stylu, do jakiego przyzwyczaił nas Stephen Frears. Dostajemy więc w pakiecie: niespieszne tempo, nieco melancholijny klimat i dyskretny humor, a wszystko to podane z typowo brytyjską klasą. Znalazło się nawet miejsce na krytykę (zasłużoną zresztą) kościoła katolickiego, choć nie jest to atak z gatunku znacząco zajadliwych. Dobre kino, ale mimo wszystko - średnio porywające, mnie osobiście dramat bohaterki w żaden sposób nie poruszył, a fabuła, choć trzyma w zanadrzu zwroty akcji, wydała się nieco jałowa. Może rzecz w tym, że to zwyczajnie nie mój "typ kina": doceniam warsztat, ale pozostaję w gruncie rzeczy obojętny.
Zgadzam się w 100%. Uwielbiam Judy Dench, ale w tym filmie nie zabłysła, chociaż zagrała jak zwykle świetnie. Takich historii w Polsce są setki, jeśli nie tysiące. Film nudnawy i historia też. W sumie nie wiem o co tyle szumu.
Skończyłem właśnie oglądać. Zgadzam się z Caligula. Z tą różnicą, że mnie film poruszył. Pracowałem kiedyś w ośrodku dla kobiet. Ośrodek również prowadziły siostry zakonne. Paradoks. Kobiety miało podobne przejścia, z tym, że to był dom opieki społecznej "pierwszej pomocy". Przejściowo, do czasu znalezienia im stałego lokum. Wiem ile to kosztowało te zakonnice - nieraz wyrabianie kobietom nowych dokumentów, reprezentacja przed sądem, szukanie zabezpieczenia dla dzieci, które choć mogły mieszkać z matkami, źle znosiły mieszkanie w takim miejscu.
Film pokazuje historię życia. Taką chyba ma misję co? I zgodzimy się, że akcja, która rozwiązuje się już w połowie "Michael nie żyje", nie jest zbyt szczęśliwym chwytem kinowym. Nie ma także kwiatów dla matki od "zięcia", taniego rozgrzeszenia kogokolwiek i happy endu. Jest za to konfrontacja z wieloma innymi historiami, które każdy by chciał zapomnieć, od głównej bohaterki począwszy, przez wszystkie inne postaci, na dziennikarzu skończywszy.