PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=668214}

Tajemnica Filomeny

Philomena
2013
7,4 49 tys. ocen
7,4 10 1 49115
6,9 37 krytyków
Tajemnica Filomeny
powrót do forum filmu Tajemnica Filomeny

Pośród rozmaitych psychoz pielęgnowanych w mediach, ta dotycząca dzieci jest szczególna. Oto
nie tak dawno temu, parę lat zaledwie Warszawę oklejono plakatami reklamującymi jakieś
przedstawienie, nie pamiętam jakie, ważne jest to, że na plakatach były rozmaite nimfetki,
wymalowane i wystrojone jakby mamusia miała je zaprowadzić na randkę z jakimś ważnym
producentem filmowym. Ktoś tam się burzył, gdzieś o tym pisano, ale rzecz przeszła bez echa
właściwie. Dziś zaś po raz kolejny mamy w mediach festiwal, w którym pokazywane są nieprawości
Kościoła, a dotyczą one dzieci właśnie. Nie wymalowanych, małych lafirynd, ale dzieci
przeznaczanych do adopcji, wywożonych wprost z ochronek zakonnych. Pretekstem do tej dyskusji
zaś jest film pod tytułem „Tajemnica Filomeny”. O co chodzi? O to, że po wojnie, młode Irlandki,
zapłodnione przez nie wiadomo kogo, wskutek ostracyzmu społeczeństwa trafiały do przytułków
prowadzonych przez zakonnice i tam musiały pracować w pralni. Do ostatnich dni ciąży właściwie,
co jest – jak piszą autorzy zajmujący się tymi sprawami – okropne. Kiedy zaś urodziły dzieci nie
mogły się z nimi widywać, bo dalej pracowały, a dzieci były wychowywane w ochronkach. Czasem
zaś zdarzało się, w miarę upływu lat, coraz częściej, że dzieci te oddawano do adopcji, zwykle
bogatym rodzinom w Ameryce. Za pieniądze rzecz jasna je oddawano, a pieniądzmi tymi Kościół
dzielił się z państwem. Ponieważ teksty dotyczące tak filmu „Tajemnica Filomeny” jak i samego
procederu adopcyjnego są wprost auto-demaskacją, chciałbym tutaj dziś dopełnić właściwie
formalności i zerwać ostatnie strzępki szmat przykrywające ten szwindel. Tak się składa, że
ostatnio napisałem kilka tekstów o Irlandii. Jestem człowiekiem pozbawionym brzydkich przesądów
na temat tego kraju, ale nie daję się także uwodzić jego poetyce, bo wiem, jak łatwo można
sprokurować sobie dowolną poetykę, kiedy się ma do dyspozycji zdolnych muzyków i jednego
filmowca. Mam do tego jeszcze własnoręcznie skonstruowany wytrych, który otwiera przede mną
większość zaryglowanych drzwi. A dzieje się tak dlatego, że żaden aktywny, piszący
propagandysta nie może kłamać totalnie. Nie może, bo jego przekaz przestanie być ważny z istoty.
Pracodawcy zaś wyrzucą go na śmietnik. Musi on więc określić się w jakiś sposób wobec realiów i
wtedy popełnia najwięcej błędów, ujawnia najwięcej szczegółów i demaskuje się w sposób
najbardziej oczywisty. Zanim przejdziemy do tych biednych dzieci zajmijmy się samą Irlandią, o
której tu ostatnio tyle pisałem. Postawmy na przykład takie pytanie: Czy kraj, który odzyskał
niepodległość w roku 1937 był ucieleśnieniem marzeń powstańców z roku 1916? Czy to był kraj, o
którym oni marzyli? Czy stworzyli go ludzie, którym Pearse i Clark podaliby rękę? To jest pytanie
pierwsze. Teraz drugie: Kto zabił Michaela Collinsa? Nie wiem czy wiecie, ale ja wiem od wczoraj,
że Michael Collins, najważniejszy irlandzki polityk, najprzytomniejszy i najuczciwszy człowiek na tej
wyspie został skazany na zapomnienie. Zabili go w 1922, a dopiero w roku 1996 nakręcono o nim
film, ja go nie widziałem, nie wiem więc co o nim powiedzieć, ale może ktoś ma jakieś zdanie na ten
temat? Michael Collins, to postać tej klasy co Józef Piłsudski, przy całym zachowaniu proporcji
geograficznych i proporcji w metodach walki oraz metodach politycznych, jakimi się obydwaj
panowie posługiwali. Dlaczego go zabito? I kto to zrobił? Oczywiście najłatwiej powiedzieć, że
koledzy z IRA, którzy nie chcieli zgodzić się na podział wyspy i odłączenie Ulsteru. Tyle, że ja w to
nie wierzę, a mój wytrych, który ma w obudowie taka specjalną czerwoną lampkę i dzwonek, nie
może się uciszyć od wczorajszego wieczora. Mruga i brzęczy… Kolej na pytanie trzecie: kim był
Eamon de Valera? I czwarte: dlaczego przed pocztą główną w Dublinie, pocztą, która jest miejscem
symbolicznym i ważnym stoi pomnik bolszewika? Kto go tam postawił? Dla ludzi pokroju
dziennikarza Wszołka, który też tu pewnie zajrzy, dodam, że z pewnością nie byli to hierarchowie
Kościoła. Teraz kilka szczegółów. Kiedy w roku 1919 zaczyna się tworzenie struktur przyszłej
republiki, głównymi rozgrywającymi są Collins i de Valera. Collins podpisuje traktat z Brytyjczykami,
a de Valera znika w pewnym momencie na rok. Wyjeżdża do USA, jak dawno, dawno temu niejaki
Riazin po pielgrzymce na Sołowki. Tyle, że tamten nie wyjechał do USA, a ledwie do Londynu. Po
powrocie jak się już zapewne domyśliliście de Valera nie jest tym samym człowiekiem co dawniej.
Od słowa do słowa wybucha wojna pomiędzy Irlandczykami, a Collins zostaje zabity. Rodzi się
republika. Czy ona jest? Tego nie wiemy i nigdy się nie dowiemy. Wiemy, że stawia się w niej
pomniki bolszewikom, a dwukrotnym premierem i dwukrotnym prezydentem był tam Eamon de
Valera, człowiek nierozpoznanego pochodzenia i niewiadomych zasług. W republice tej ważną rolę
odgrywa Kościół, ale z pewnością rola ta nie jest ważniejsza niż rola rządu. W czasie kiedy Europa
pogrążona jest w chaosie II wojny światowej, republika irlandzka cieszy się neutralnością.
Republikańscy żołnierze, nie muszą ginąć na frontach. Według autorów piszących recenzje filmu
„Tajemnica Filomeny” w czasie wojny i tuż po niej rozpoczyna się właśnie ponury proceder
adopcyjny. Zaczynają go zaś uprawiać żołnierze amerykańscy. Cóż oni robią na wyspie? Czego
pilnują i jakiego są wyznania? Tego nie wiemy, ale z treści recenzji i reklamowych i opisów
odmalowujących podłość hierarchów irlandzkiego Kościoła i bezwzględność zakonnic, wyłaniają się
sugestie, iż byli to ludzie gwarantujący dzieciom irlandzkim pobyt w rodzinach katolickich. Nie
zawsze tak było – dodaje autor jednego z tekstów. Jasne, że nie zawsze, bo jak już rząd się z tymi
amerykańskimi żołnierzami umówił, że sprzedaje dzieci, to było mu obojętne w czyje ręce trafią.
Dlaczego do adopcji przeznaczano dzieci z ochronek katolickich? Bo innych nie było. Rząd swoich
nie prowadził, bo oszczędzał, a dziewczęta będące w ciąży miały do wyboru: skoczyć do rzeki, iść
do burdelu albo przyjąć ofertę sióstr Magdalenek. I my dziś dowiadujemy się, że ta oferta była
czymś absolutnie najgorszym. Dlaczego? Bo dziewczęta do ostatnich dni przed rozwiązaniem
musiały pracować w pralni i do tego nawlekały różańce, nieraz po 60 dziennie. Ja bardzo
przepraszam, ale czym one miały się tam zajmować? Leżeniem i gapieniem się w sufit?
Zorganizować życie wielu przypadkowym, słabo wykształconym i mającym zapewne jakieś narowy
osobom nie jest łatwo. Szczególnie w społeczności zamkniętej, jaką jest klasztor. Co zaś się tyczy
pracy do ostatnich dni przed rozwiązaniem, to wszystkie kobiety zatrudnione w korporacjach, o ile
nie mają zwolnienia lekarskiego pracują do ostatnich dni przed rozwiązaniem. I co? Ktoś się o nie
upomina? No, ale one budują lepszy świat, nie piorą i nie nawlekają różańców. Dzieci odbierano
matkom niespodziewanie, nawet kiedy były już duże. Oczywiście, a kto by chciał się zajmować w
bogatej Ameryce małymi, zasikanymi Irlandczykami. Chodziło o duże dzieci, o wyrośnięte, słodkie
dzieciaczki, które będą dumą nowej mamusi i tatusia. Piszą nam autorzy tych recenzji, że często,
po adopcji dzieci narażone były na przemoc, w tym seksualną. I mimochodem dodają, że to także
jest wina sióstr Magdalenek. Bardzo przepraszam, ale prezydentem, albo premierem był w tamtym
czasie znany szeroko w kręgach amerykańskich polityk nazwiskiem Eamon de Valera, może on
mógłby coś rzec w sprawie tych adopcji i tego molestowania, był przecież wielokrotnie w Ameryce,
nawet się tam urodził. Sprawa moim zdaniem wygląda tak: ktoś wyjątkowo podły i znający historię
Irlandii wpadł na pomysł następujący: skoro dawniej, w zeszłych stuleciach handlowano
Irlandczykami jak bydłem, jak niewolnikami, dlaczego procederu tego nie powtórzyć raz jeszcze.
Tym bardziej, że wyspa ma ciągłe kłopoty z przeludnieniem. Niech te głupie irlandzkie dziwki
posiedzą trochę w klasztorze, da im się na utrzymanie jednego funta, a potem kiedy już urodzą
sprzeda się ich dziecko za 1500 funtów. Coś tam się odpali siostrom za wikt, ksiądz biskup weźmie
swoją dolę, a reszta do wora i w depozyt. Rząd będzie od tego znacznie stabilniejszy i żadna
rewolucja mu nie zagrozi. No, a po latach nakręcimy film o tym, jak Kościół prześladował biedne
dziewczyny, które nie mając pojęcia o tym czym jest seks zachodziły w ciążę. I teraz kolejne
ważne pytanie: z kim zachodziły? Czy aby nie z tymi amerykańskimi żołnierzami nierozpoznanego
wyznania, co to rozpoczęli proceder adopcyjny na wyspie? Ja nie wiem, ja tylko pytam. Film
„Tajemnica Filomeny”, widzimy jego reklamy w każdym portalu, w czasie kiedy na ekrany wchodził
film o Michaelu Collinsie nie było chyba jeszcze internetu, ale nawet gdyby był z pewnością nie
miałby takiego PR, jak ta Filomena. Kto by się tam interesował jakimś zapomnianym terrorystą? W
dodatku z wielodzietnej rodziny, z której nikogo nigdzie nie wywieziono, ani nie sprzedano. -
zgapione od Coryllusa :)

ocenił(a) film na 6
zmoorka

W dużym skrócie, to nie tylko problem Irlandii. Polecam film Skradzione Dzieci Hiszpanii, który można zobaczyć choćby na YT.