...modna ostatnimi laty tematyka - przedstawienie kościoła i demonicznych zakonnic w jak
najgorszym świetle z przejaskrawieniem pewnych problemów - całość ukazana oczywiście z
"odpowiedniej perspektywy". Do tego ciemnogrodzkie podejście koscioła do tematu ludzkiej
seksualności, użycie zwrotu "fuc/k/ing catholics" i obowiązkowa para wrażliwych pedałów...Nie mam
więcej pytań co do intencji twórcow tego dzieła. Na plus zdjęcia, scenografia, muzyka oraz gra
aktorów, zwłaszcza Judi Dench...
Moja matka pracuje z zakonnicami i uwierz mi, są jeszcze gorsze niż ta stara w tym filmie. :)
Co do ujadania. Jeżeli UZASADNIONE przedstawianie pewnych niezbyt pozytywnych zachowań, postaw czy faktów dotyczących Kościoła czy ludzi z nim związanych jest ujadaniem czy przejaskrawieniem, to zaczynam się zastanawiać, kto tak naprawdę ma skrzywione spojrzenie na rzeczywistość. Poza tym, Philomena została przedstawiona jednak najbardziej pozytywnie ze wszystkich, mimo że jest kobietą głęboko wierzącą i w Boga, i instytucję jaką jest Kościół. Również nie wszystkie zakonnice zostały przedstawione w negatywnych świetle, więc takie uogólnienie z twojej strony jest właśnie swojego rodzaju "przejaskrawieniem", które zarzucasz twórcom. Nie odniosę się do innych zarzutów, ponieważ w żaden sposób nie świadczą o jakości tego filmu.
Denerwuje mnie po prostu zauważalny w mediach "trynd" - codziennie czytam o księżach pedofilach, księżach pedałach, księdzu Lemańskim, majątku kościelnym i pazerności księży, zbrodniach kościoła katolickiego itd., itp. Do tego na wszelkich portalach dochodzą jadowite, pełne nienawiści i zawiści komentarze - w większości fabrykowane przez sztab ludzi zatrudnionych do sterowania opinią publiczną. Religia którą wyznaję może być publicznie wyśmiewana, dominuje za to propagacja ateizmu jako jedynej słusznej i oświeconej postawy. Na różnych onetach muszę oglądać gębę Nergala, czy słuchać wypocin niejakiej Marii Peszek, zaś na filmwebie na stronach filmów biblijnych, czy w jakiś sposób związanych z religią muszę napotykać epopeje niejakiego impactora, który na tym portalu poświęca swój żywot na krzewienie ateizmu wśród gimbusów...Dlatego nie mam więc ochoty na oglądanie tej do pewnego stopnia słusznej krytyki kościoła w kinie...
P.S. chłopiec wcale nie wyszedł źle na adopcji...
Ja jakoś o tym wszystkim nie czytam, bo jakoś niespecjalnie mnie to interesuje. Po drugi powinno się wiedzieć, co się czyta, na jakich stronach warto coś czytać, a na jakich nie. Na Onecie przeczytasz o księżach pedofilach, na Niezależnej o wspaniałości PiS i nagonce na Kościół (za to ani słowa o zarzutach z jakimi konfrontowany jest Kościół), na jeszcze jakiejś innej stronie jeszcze o czymś innym. W Twojej wypowiedzi wyczuwam dość przesadną krytykę mainstreamowych mediów, które rzekomo koncentrują się wyłącznie na tematach anty-kościelnych. A przecież nie jest tak, że można tam przeczytać tylko o "złym Kościele". Poza tym, gdyby problemu pedofilii czy innych skandali w Kościele nie było, to pewnie nie byłyby obecne w mediach. Chodzi raczej o to, że niektóre rzeczy są przesadnie wałkowane. Poza tym jakoś nie odczułem propagowania ateizmu jako jednego słusznego życiowej postawy. A nawet jeśli pokazują Nergala czy Peszek, to co z tego? Każdy ma prawo do wypowiadania się, do wyrażania swoich poglądów i przekonań. Jeżeli Cię to tak denerwuje, to po prostu nie czytaj. Jeżeli przeszkadzają ci trolle krzewiący ateizm na Filmwebie, to zacznij z krzewieniem wiary.
I co z tego, że chłopiec nie wyszedł źle na tej adopcji? Przecież najstraszniejsze jest w tym to, w jaki sposób został odebrany matce, dlaczego został odebrany i że odebrano mu możliwość życia z matką, a matkę pozbawiono dziecka w sposób najgorszy, jaki można sobie tylko wyobrazić. A odpowiedzialnymi za to osobami były zakonnice.
Nie wszystkie zakonnice były złe. Patrz siostra Anuncjata, która wspierała Filomenę, rozumiała jej matczyną miłość i przemyciła dla niej zdjęcie synka.
Trochę to jest tak, że zakonnice nie mogłyby odbierać dzieci, gdyby prawo państwowe w tamtych czasach w Irlandii nie umożliwiało im tego. Państwo było pod silnym wpływem Kościoła i władze zgadzały się aby ciężarne niezamężne kobiety były izolowane w specjalnych ośrodkach i funkcjonowały poza prawem świeckim. W ten sposób pozbywało się problemu, a Kościół zarabiał na adopcji. Niestety, był to taki wygodny układ wiązany. Kobiety w ciąży pozamałżeńskiej nie były objęte państwową opieką medyczną, a prawo adopcyjne zezwalało na adopcje dzieci parom zagranicznym pod warunkiem, że były to dzieci samotnych matek.
Z tym okrucieństwem odbierania matkom dzieci masz absolutną rację. Pozwalano aby przez 3 lata zawiązała się więź między nimi, a następnie ją przerywano. Może odebranie noworodka byłoby mniej bolesne zarówno dla matki jaki i dla dziecka, które coś już tam pamięta i ma poczucie, że było niegrzeczne i złe, dlatego matka je oddała innym. Tak było w przypadku Anthonego.
O tym, że nie wszystkie zakonnice były złe, napisałem w pierwszym komentarzu. :)
Nie oglądałam jeszcze filmu, ale również irytuje mnie jak to określiłeś panujący" trynd" anty kościół, wiara itp. Ciągła nagonka na kościół, księży jest przegięciem i do urzygu ciągle się o tym słyszy, czyta, ogląda A gdzie inne problemy tego świta? Rozumiem ze trzeba walczyć z takimi rzeczami jak pedofilia i wszelkim złem w szeregach Kościoła, który ma dla nas być przykładem moralności. ale nie obrażaj przy tym uczuć innych osób. To że ktoś wierzy to jego sprawa. Ja Cie nie zmuszam do swojej wiary bo jesteś rzekomym ateistą to Ty również nie zmuszaj mnie do zmiany. Szanujmy swoje poglądy. Dlaczego żadnej innej wiary nie można tak oczerniać i prześladować jej wyznawców. jak robi się to z katolikami? Może coś na Allaha napiszcie..... Filmy, w których pojawia się motyw religii, wiary kościoła zawsze przedstawiają te elementy w niekorzystnym świetle, a oszołomieni widzowie ( nie wszyscy) zachwycają się ależ to jest dzieło, jakie trudne sprawy porusza.
Cześć Roger,
Nie zapominaj podawać źródła referencji, kiedy się na mnie powołujesz:
http://www.filmweb.pl/user/impactor
PS
Ach, och! Już jutro pierwszy, a pierwszego zawsze przychodzi mój czek od Iluminatów.
A co, może przemilczeć pedofilie, chciwość i zbrodnie kościoła? Kazde zwrócenie uwagi to zaraz "walka z kościołem". A właśnie to w kościele powinno się szczególnie piętnować pedofilię i inne zboczenia. Przecież kościół mieni się straznikiem moralności, cnoty i bogobojności. Należy więc szczególnie tam piętnowac wszelkie zło i je upubliczniać.
Ps: Gdyby to zależało ode mnie to już dawno bym zdelegalizował tą instytucję.
szczęśliwie od Ciebie to nie zależy i zależeć nie będzie...ja za to do kościoła chodzę codziennie
Możesz chodzic i 3 razy dziennie. Pewnie fajny ksiądz tam jest...:). Nie dobiera sie do Ciebie?
Dokładnie, tę instytucję trzeba zdelegalizować, przecież to organizacja przestępcza, ma od setek lat krew na rękach i krzywdę masy ludzi na koncie.
"chlopiec nie wyszedl zle na adopcji"?! Co masz na mysli, mozesz wyjasnic? Bo brzmi jakbys usprawiedliwial postepowanie siostr. A ich postepowania nie mozna usprawiedliwic w zaden sposob. Zgodzila sie oddac syna i adopcja byla legalna - tak, nie powinno sie ich winic. Za wyzysk dziewczat, ponizanie, sprzedaz (!) dzieci, klamstwa, ukrycie przestestepstw, spalenie (!) kartoteki sa jak najbardziej winne i powinny byc ukarane, takze prawnie.
Jestem katoliczka, wierze w Boga i Jego Kosciol, a tego typu historie ale przede wszytskim ich ukrywanie i wybielanie zabijaja Kosciol katolicki. Nie ksieza, ktorzy gwalca czy zakonnince ktore uprawiaja handel ludzmi tylko chronienie ich i klamanie o ich winie. Gdyby Kosciol wyzbyl sie dumy i karal winych tak jak na to zasluguja moglby byc wciaz szanowany. Klamstwo zabija a prawda wyzwala i dlatego jest nagonka i nienawisc w spolecznestwie. Nic nie tlumaczy takich krzywd - mozna wybaczyc ale nie mozna usprawiedliwiac. Bardzo dobrze, ze takie historie sa publikowane, filmy tworzone. Kosciol MUSI znalezc pokore zeby rozliczyc sie z przeszloscia otwarcie bo inaczej wszytsko co glosi to klamstwo.
ale to nie fikcja literacka wymyślona aby pokazać zakonnice/kościół w złym świetle, tylko prawdziwa historia- i geje i kradzież+sprzedaz dziecka i podejście do samotnych matek
Kościoła i zakonnic tam nie widziałem w głównych rolach.
Widziałem tylko kobietę, której mózg zlasowała telewizja i tylko uczucia nie podległy zlasowaniu. Z pomieszania tego mózgu i tego serca wyszła autentyczna troska, czy aby zmarły syn nie był otyły!!!
Widziałem dziennikarza w którym jest prawie na odwrót. Mózg pracuje nad wykonaniem zlecenia pisania dla brukowca, czyli nie na najwyższych obrotach, świat uczuć zastąpiony przez wyuczoną przez dobre wychowanie przyzwoitość. Zwróć uwagę - ten mężczyzna jest żonaty, ale z Ameryki do żony nie dzwoni!!!
Całkiem niebanalne spotkanie o ogromnym potencjale. Według mnie potencjale niewykorzystanym. Spotkanie sympatycznego bezmózga i chłodnego lorda. Wydaje się, że to typowo angielskie zderzenie zaczyna być zrozumiałe na całym świecie. Czytanie literatury produkuje chłodnych lordów, oglądanie TV sympatycznego bezmózga.
Nieuważnie Pan oglądał. Z hotelu dzwoni do żony i nawet jest moment, gdy rozmawiają o synu, a potem żona mówi coś w stylu "daruj staruszce".
Ani Filomena nie jest "sympatycznym bezmózgiem" ani Martin "chłodnym lordem". I oboje nie są produktem czytania książek czy oglądania telewizji.
Dokonuje Pan niesamowitego spłycenia, dostrzegając tylko wybrane i wcale nie najważniejsze sprawy w relacji i wizerunku bohaterów.
Trzeba się raczej zastanowić, jaką drogę przeszły obie postacie do momentu, gdy się spotykają, z czym się musiały zmierzyć, jak z tych życiowych prób udało im się wybrnąć i czym tak naprawdę się kierują w chwili obecnej.
Bo Filomena, choć uwielbia tanią rozrywkę, czytuje Harlequiny i martwi się o otyłość syna, i nie ma pojęcia, kim był T.S. Eliot to cechuje się wielką mądrością życiową, doświadczeniem, którego Martin dopiero nabiera. Nie uderzyła Pana scena w samolocie, gdy po chwili starsza pani rozszyfrowuje relacje między Martinem a jego dawnym współpracownikiem? Nie uderza to, że dostrzega gniew Martina, jego stosunek do ludzi? Nie zastanawia bardzo dojrzały stosunek do homoseksualizmu syna (a jest przecież katoliczką)?
Inteligencja i wykształcenie niewiele mają wspólnego z mądrością.
Martin za to aż kipi emocjami, tyle że negatywnymi i starannie kontrolowanymi. Żona się o niego martwi, lekarz mówi o lekkiej depresji. O tak, wiele w nim cynizmu, co przecież ma chronić przed następnymi ciosami. Bo strata pracy, przerwanie kariery to cios dla niego.
Gdy styka się z kimś, komu życie nie oszczędziło czegoś znacznie gorszego, powoli też zmienia swój stosunek do własnej straty.
Można jeszcze podyskutować o zmianie wobec religijności.
Dla mnie ważniejszym spotkaniem w filmie było to między Filomeną a jej utraconym synem. Zbieranie strzępów, wspomnień, pragnienie, by myślał o niej, jak ona o nim, szukanie kontaktu choćby pośredniego z dzieckiem.
Dla mnie potencjał obu spotkań w filmie został wykorzystany całkiem dobrze.
Bronię się i proszę o zwrócenie uwagi na kontekst: pierwszy autor tego wątku widział "modną tematykę" antyklerykalną. Ja nie widziałem i przedstawiłem opozycyjny pogląd jak najbardziej jaskrawie (nazwałeś to niesłusznie spłyceniem): zamiast antyklerykalizmu spotkanie dwojga ludzi z innych światów.
W tym spotkaniu Filomena i Martin docierają się i każde coś daje w sposób jaki opisałeś. Jako ludzie. Ale są też kimś innym - reprezentantami swoich klas. A te klasy nie dotrą się. Spotkanie tych klas jest tymczasowe! Ludzie i klasy społeczne - to jest dla mnie potencjał tego filmu. Nie wykorzystany, bo bardzo długo nie mogłem uwierzyć, że Judi Dench jest z tej niższej klasy, miałem wrażenie, że nie wcieliła się w tę z niższej klasy. Natomiast Coogan wcielił się w obydwie wymiary postaci bardzo dobrze.
Bronić się zawsze wolno :)
Ale przyznaję rację: kontekst zmienia postać rzeczy i rozumiem, że przejaskrawienie miało unaocznić Autorowi wątku prezentowane stanowisko. I co więcej - zgadzam się, iż "modnej tematyki" antyklerykalnej tam niewiele, sprawa sióstr i przyczyn stanu rzeczy to jedynie tło. Choć zapewne jest film głosem w dyskusji na temat religijności, istoty wiary może bardziej, ale bardzo daleko mu do antyklerykalizmu.
Zgadzamy się też co do spotkania. To film o spotkaniu, dla mnie o spotkaniach właściwie, jak już wyżej pisałam.
Spotkanie klas... Coogan świetny - nie ma tu rozbieżności między nami. Choć zadanie miał łatwiejsze, bo pewnie grał tego, kim być może bywa.
Co do Judi Dench rozumiem zawiedzenie, choć go nie podzielam. Może moje spojrzenie jest nieco wypaczone, przyznaję, bo film podziałał na mnie emocjonalnie, odwołał się do mojego typu wrażliwości. Od postaci Filomeny nie oczekiwałam wyraźnego wizerunku "prostej kobiety". Dla mnie taka mieszanka kobiety doświadczonej, mądrej, mimo braku wykształcenia, obycia w świecie Martina, że tak skrótowo to ujmę, jest wiarygodna. Dlaczego? Bo uwzględnia kontekst przeszłości. Filomena nie miała szans na zdobycie wykształcenia, na karierę, obraca się więc w świecie, który został jej niejako z góry dany. Ale ułożenie sobie życia po tak trudnym starcie wymaga też sporej dozy siły i inteligencji. Zastanawiam się, czy aby klasa społeczna jest naprawdę aż tak silną determinantą. Czy aspekt czysto ludzki nie jest po prostu ważniejszy i dominujący. Oboje wiemy, że wybitny profesor może być w domowych pieleszach chamem, a prosty człowiek wcieleniem przyzwoitości.
Mi tego aspektu spotkania klas nie brakowało, ale to kwestia wyczulenia na inne kwestie, nieco odmienny typ wrażliwości po prostu (bez wskazywania na lepszy, gorszy oczywiście, w końcu im więcej punktów widzenia, ciekawych punktów widzenia - tym lepiej)?
Resztę obrony przyjmuję, jak już na wstępie napisałam. :)
O klasach społecznych, ale krótko. Martin jest absolwentem Oxfordu. Absolwentami Oxfordu są wszyscy brytyjscy premierzy po drugiej wojnie światowej, którzy ukończyli studia (z jednym wyjątkiem). Co oznacza, że stowarzyszenie absolwentów Oxford (jest takie) ma znaczący wpływ na to, kogo do pracy przyjmują: Partia Konserwatywna i Partia Pracy. Potem z tych przyjętych wybiera się premierów. Jeśli uwzględnisz Cambridge, taka sytuacja trwa w Anglii od 300 lat, kiedy nie było tych dwóch partii, ale były inne, np Torysów i Wigów.
Mówiąc językiem bardziej luźnym, brytyjscy premierzy mogliby z autopsji napisać książkę "Atrakcyjne ekspedientki w sklepie z butami przy Lounge Str. w Oxford, jak je pamiętamy", bo kiedy każdy z nich kiedyś mieszkał w Oxford, łączą je nawet sklepy w których kupują buty.
To jest właśnie klasa (kasta), która normalnie nie pospolituje się z kucharkami (parafraza słów Martina z filmu).
W "Tajemnicy Filomeny" nie jest tak okrutnie, ale jednak każda z ról głównych bohaterów ciągnie za sobą te szczegóły charakterystyczne dla odmiennej tradycji w której wyrośli. Według mnie, bardzo dobrze cechy "klasy lordów" wpisane zostały do roli Martina i zagrane przez Coogana, zostały też cechy "klasy kucharek" wpisane do roli Filomeny. Do zagrania mam wątpliwości. Dyskutowałem wcześniej na tym forum. W wątku "sztampowy do bólu" pojawiło się nazwisko Ellen Burstyn. Widziałem ją w "Requiem dla snu" i spadło na mnie olśnienie - rola Filomeny jest dla tej Amerykanki !!!
I jeszcze jedno, abyś mnie dobrze zrozumiała. W tym filmie Martin to żaden tuz intelektu,przecież po stracie pracy w biurze prasowym premiera (też mi fucha) zaczyna pracę w brukowcu. On więcej z tego co potrafi zawdzięcza wykształceniu, niż własnej inteligencji i uporowi. Bez przynależności do "klasy lordów" pewno byłby kulturowo jak Filomena. Być może Filomena idąc ścieżką lordów zajęła by jego miejsce.
Toż wiem o tym. Ba, powiem więcej - tak naprawdę to klasy społeczne w Anglii mówią nawet innym językiem i to różnica dużo bardziej oczywista niż u nas.
PRL nieco nas jednak "zrównał", "wymieszał" - pisze to bez oceniania zjawiska oczywiście. Może dlatego nie odbieram negatywnie braku zagrania "klasy kucharek" przez Dench. Jestem "dzieckiem" pogranicza klas ze specyficznego kraju naznaczonego tym postkomunistycznym pomieszaniem.
I jeszcze jedna uwaga. Zastanawiam się, na ile wpływ na rolę Judi Dench miała postać prawdziwej Filomeny. Na ile to "autentyk". Sixmith, ten niefilmowy, opisuje ją jako prostą, ale uroczą kobietę z bardzo wysoka inteligencją emocjonalną. Może to wpłynęło i na naszą aktorkę? (O roli Coogana mówi wprost, iż jest tak w połowie nim, a w połowie samym Cooganem. :)
Oczywiście rozmawiamy o filmie, o pewnej kreacji jedynie opartej na faktach, ale myślę, że być może jakieś źródełko inspiracji dla gry Judi Dench tkwiło w jej spotkaniu z samą Panią Lee (a takowe były).
Bez względu na uwagi i tak uważam, że film wart jest obejrzenia oraz paru przemyśleń.
Jest taki film "Good night and good look". W nim jest Paley, biznesmen i twórca CBS i dziennikarz CBS Murrow. Pierwszy za pieniądze z reklam utrzymuje CBS, drugi na antenie CBS prowadzi program z ambicjami społecznymi. Różne role, więc często się różnią, ale się nie zwalczają.
Tak samo jest w "Tajemnicy Filomeny" i to mi się wydaje najważniejszą zdobyczą tego filmu.
Ja uważam, że Filomena Lee miała mały wpływ na to, co zagrała pani Dench. Tę postać stworzył scenarzysta Coogan.
Świat realnego kapitalizmu staje się coraz bardziej wyprany z jakiejkolwiek ideowości (poza chciwością - oczywiście).
Czy to zjawisko dotyczy też religii instytucjonalnej ? - każdy ma tu własne obserwacje.
Niezbyt liczna , ale bardzo aktywna grupa "zelotów" desperacko broni kościoła podnosząc wrzawę wokół najmniejszego przejawu "antyklerykalizmu" , nawet najlepiej udokumentowanego , rażąc często jedynkami znienawidzone pozycje , nie zważając na często wysoki poziom artystyczny filmu.
Dają w ten sposób określone świadectwo , i wywołują efekt , ale .... czy zamierzony ?
ujadanie na Katolików, a Filomena świeci przykładem ''idealnego wyznawcy''. Chorzy ci ludzie z tego Kościoła. Mają konsensus, złe zakonnice-dobra Filomena i nadal im mało. Ogarnijcie się...
Przypominam, ze to nie wymysł antyklerykałów ale historia prawdziwa. I nie wiem czemu Was tak boli "święci"prawdomówni katolicy przyznanie, że od wieków kościół tworzą ludzie a ludzie jak wiemy są grzeszni- wszyscy:) Więc i księża i siostry mają swoje na sumieniu, nie ma co ich wybielać. Trochę dystansu i obiektywizmu. Myślę, że kto trzeźwo myślący i z odpowiednim horyzontem wie i rozumie, że instytucja kościoła ma mało wspólnego z wiara i czystym sumieniem a za to dużo z chęcią manipulowania ludźmi i wykorzystywaniem ich naiwności i krótkowzroczności. Kościół to druga władza..tylko ta gorsza z większa odpowiedzialnością...bo za sumienia swoich wyborców.Niestety jak i ta pierwsza jest ułomna i nie daje rady sprostać oczekiwaniom i odpowiedzialności ani wypełniać swoich prawdziwych zadań. Amen. PS: nadal nie rozumiem czemu Merry nie pytała o matkę...
historia oparta na faktach. to co się działo nie zmienisz i ważne by było pokazane. w samym filmie nie widzę negatywnego oddźwięku dla całego kościoła. choćby katolicka postawa Filomeny, przyjacielska zakonnica która pomogła przy porodzie i robiąca zdjęcie. źli ludzie są wszędzie, tutaj szczególnie w postaci tamtej starej zakonnicy.
owszem też jestem zła i przeciwna kreowaniu negatywnego wizerunku katolicyzmu w mediach w ostatnich latach. ostatnio media bardzo zręcznie pokazują dużo rzeczy w złym świetle lub przedstawiają coś specjalnie nad wyraz negatywnie sterując naszymi emocjami i podsycając negatywne uczucia wobec kościoła, ale nie wrzucaj to do jednego worka z historią i dramatem pewnej matki w którym nie chodziło o oczernienie kościoła. gdyby tak było przecież nie pokazano by takiej reakcji i dezaprobaty Filomeny na oburzenie dziennikarza.
Ciemnogród to akurat skutek działania kościoła. Ponad 2 tys lat trzymają ludzi w ciemnocie.
Zastanawiam się, czy wszędzie tam, gdzie ludzie widzą ideologię i propagandę, ona naprawdę jest. Bo na przykład w tym filmie jej nie widzę, a tak wiele osób się piekli, jakby było o co.
Ludzie błądzą i tyle. Jedna z osób, które w tym filmie pobłądziły, nosi habit i deklaruje wiarę w Boga, ale przecież druga - Martin Sixsmith - jest od tej postawy jak najdalsza, a równie zagubiona i okaleczona emocjonalnie.
Film pokazuje, że przesada w jakąkolwiek stronę jest zła.
Siostra Hildegarda straciła z oczu chrześcijańskie wartości na rzecz zachowywania pozorów i zamiatania pod dywan niewygodnych faktów. Biblia to dla niej wyłącznie surowe zasady, których trzeba przestrzegać za wszelką cenę, a jeśli coś pójdzie nie tak, po cichu pozbyć się problemu. To błędne interpretowanie nauk Kościoła i przesada prowadząca do hipokryzji nie tyko w samym Kościele, ale i w całych społecznościach, które zapominały, że głównym przykazaniem, jakie głosił Jezus, było przykazanie miłości bliźniego.
Siostra Hildegarda błądziła, powołując się na Boga, a Sixsmith błądził, od Boga się kategorycznie odżegnując. Religię uważał za zabobon, utożsamiając ją ze wszystkim, co złe, ale przecież nie był z tego powodu ukazany jako postać pozytywna. Wręcz przeciwnie. Odrzucił religię, a nie przyjął na jej miejsce żadnego spójnego systemu wartości. Miotał się, napędzany głównie złymi emocjami - sam zmęczony życiem i męczący innych. Nie próbował rozumieć ludzi, był oschły i przekonany o swojej racji - dokładnie tak samo, jak siostra Hildegarda, mimo, że jedno z nich (przynajmniej teoretycznie) służyło Bogu, drugie natomiast nawet wzmianki o Bogu znieść nie mogło.
Moim zdaniem film nie piętnuje Kościoła, ani religii, a raczej ludzką krótkowzroczność i zaślepienie, niezależnie od deklarowanego wyznania.
Postać Filomeny stanowi alternatywę, łączy wartości chrześcijańskie z podejściem typowo humanistycznym. Jest wierząca, ale nie bezmyślnie (bo spotkałam się gdzieś na tym forum z taką sugestią). Nie postrzega religii, jako narzędzia opresji, ale jako sposób na harmonijne i szczęśliwe życie.
Sam film jest o ludziach i dla ludzi. Trochę banalny, dosyć przewidywalny, ale czyż nie takie są ludzkie historie? Nie powiem, żebym po obejrzeniu zbierała szczękę z podłogi, ale większych zastrzeżeń nie mam, a już na pewno żadnej ideologii tam nie dostrzegam, a jedynie uniwersalny przekaz, by nie przesadzać w żadną stronę i widzieć człowieka w człowieku.
Zgadzam się w pełni z powyższą wypowiedzią. Cieszę się, że ktoś spojrzał na ten ciepły i wzruszający (dla mnie) film z podobnej do mojej perspektywy.
A żeby było ciekawiej, jestem ateistką. Mimo to czuję prawdziwy podziw dla Filomeny, która całe piękno tego, w co wierzy zawarła w jednym, krótkim "wybaczam siostrze".
Nie widziałam w filmie ani cienia nagonki na kościół (może tylko chęć przyłączenia się do niej poprzez brukowiec, ale Martin od tego uciekł, dojrzał do innej postawy), a raczej głos wołający, byśmy bez względu na wyznawaną wiarę, zasady byli po prostu bardziej ludzcy.
RogerVerbalKint nie wiem jak można byc tak ślepo zapatrzonym w kościół.
Codziennie czytasz o złych zakonnicach, łapczywych, homoseksualnych klerykach, bo tak jest!
Podkreślam jestem wierząca, ale nie mam na oczach zaślepek.
Te zakonnice zrobiły taką krzywdę tym osobom, że powinny się smażyc w piekle.
Jak można umierającego człowieka okłamywac i wmawiac mu że matka go nie chciała ?
To jest chrześcijańskie? Trzeba byc zwierzęciem żeby coś takiego zrobic.
"Codziennie czytasz o złych zakonnicach, łapczywych, homoseksualnych klerykach, bo tak jest!" - szkoda tylko, ze nie slyszy sie o drugiej stronie - oddaniu sprawie, nierzadko az do najwyzszejgo poswiecenia. I w tym problem.
"Podkreślam jestem wierząca, ale nie mam na oczach zaślepek. Te zakonnice zrobiły taką krzywdę tym osobom, że powinny się smażyc w piekle." - Dwa zdania, dwie sprzeczne idee. Ty "wierzaca", a nie wierzaca jestes.
A właśnie, że słyszę, bo sama znam księdza który pomaga ludziom jak im się domy palą, dzieciom zrobił salę komputerową, został wybrany człowiekiem roku - kilka razy.
Nie twierdzę, że wszyscy są źli, bo to byłoby dla nich krzywdzące, ale widzę, że nie każdy jest dobry.
Co do idei, to nie są sprzeczne, bo wierzę w Boga,a nie w zakonnice i kleryków i uważam, że powinni byc oceniani tak samo jak zwykli ludzie, a nie przez pryzmat habitu ......
nie wiem, czy jestem pajacem (pewnie każdy nim w jakimś stopniu jest), ale z bycia katolikiem jestem dumny...
Ważnym aspektem tego filmu jest fakt, że jest on na podstawie prawdziwej historii. Wystarczy odrobina chęci i znajdziesz dużo informacji o tej historii. Zaczynając od wikipedii, gdzie jest Michael A. Hess oraz Martin Sixsmith, przez wszelkiego rodzaju artykuły np http://www.theguardian.com/film/2014/feb/06/steve-coogan-pope-francis-philomena- lee
Więc dlaczego tragedię tego formatu reżyser miałby pokazać w inny sposób, niż faktycznie było? Zakony tego typu, które w latach 50tych były powszechne w Irlandii, powinny być ujmą dla Kościoła Katolickiego i każdego katolika. Mi jest osobiście wstyd, że zostałam wychowana tak okrutnej wierze, która z jednej strony mówi kochaj bliźniego, jak siebie samego, a z drugiej tak nieludzko podchodzi do ludzi, którzy gdzieś tam popełnili w swoim życiu błąd, albo zboczyli ze ścieżki, którą Kościół uznaje za jedyną i właściwą.
A co do zwrotu "fuc/k/ing catholics"... Czasem się po prostu ciśnie na usta, jak się widzi to wszystko, co się dzieje. Ogrom hipokryzji panujący wśród katolików powala na kolana i woła o pomstę do nieba.
Osobiście film mi się bardzo podobał, jestem pod ogromnym wrażeniem tak historii, jak i scenariuszu oraz gry aktorskiej. Szczególnie Judi Dench, którą uwielbiam, a po tym filmie uwielbiam ją jeszcze bardziej.