PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=668214}

Tajemnica Filomeny

Philomena
2013
7,4 49 tys. ocen
7,4 10 1 49141
6,9 37 krytyków
Tajemnica Filomeny
powrót do forum filmu Tajemnica Filomeny

Wszystko jest tutaj czarne albo białe. Wielkomiejski pan dziennikarz i zwykła irlandzka emerytka,
jednoznaczne potępienie działań zakonnic (co akurat jest słuszne) w wykonaniu antyklerykała vs
obrona Kościoła w wykonaniu ślepo wierzącej Filomeny, która oczywiście jest przedstawiona
jako prosta kobieta, która broni poczynań swoich krzywdzicieli, bo tak już zostało jej wtłoczone do
głowy, że KK zawsze ma rację, zła naczelna, która jest hieną dziennikarską wobec ludzkiej
postawy upadłego redaktora. Do tego trochę smrodku dydaktycznego o przebaczaniu i o tym, że
nie można nienawidzić ludzi i absurd ze sztucznym kolorem oczu starej Filomeny - zabieg w celu
połączenia dojrzałej postaci z jej młodą wersją. No sorry, ale nie, z wiekiem kolor oczu staje się
mniej intensywny, widz nie jest idiotą i umie połączyć postać Filomeny z czasów zamknięcia w
ośrodku z czasami współczesnymi. Film nie jest zły, ale za bardzo te dychotomie biją po oczach,
razi mnie też uproszczenie: "bohaterka broni Kościoła - no tak, to jasne, jest prostą osobą, gdyby
była bardziej kumata, nie robiłaby tego, bo mądry pan dziennikarz wszak widzi, jak było". Można
było zrealizować to lepiej. "Siostry Magdalenki" z Geraldine McEwan lepiej poruszały temat tego,
co działo się za murami takich placówek w Irlandii.

ocenił(a) film na 8
alicjajoanna

"Smrodek dydaktyczny" wzięty z życia. Bardziej by ci się podobało, gdyby Filomena wkroczyła do klasztoru z kałasznikowem i rozkwasiła siostrzyczki?

Larii

A Ty byś tak zrobił/a?

ocenił(a) film na 8
alicjajoanna

A spodobałoby Ci się to?

Larii

Oczywiście że nie, bo nie jestem psychopatką. Ponawiam pytanie.

ocenił(a) film na 8
alicjajoanna

Oczywiście, że nie. Postawa Filomeny, której nie rozumiesz jest mi bliższa.

Larii

A więc nie popadaj w skrajności, bo jak pisała Maria Dąbrowska, to przesady ludzi prostych. Filomena nie musiała wkraczać z kałasznikowem, mogła natomiast wytoczyć zakonowi proces lub choćby zażądać jasno sformułowanych przeprosin. Nie zrobiła tego, bo była zaślepiona i do końca powtarzała, że "to nie ich wina".

ocenił(a) film na 8
alicjajoanna

Cały Twój temat popada w skrajności. Miło, że to sama dostrzegłaś ;)
Z tego co gdzieś czytałam obecnie toczy się sporo postępowań wyjaśniających (w tym pewnie co po niektóre odszkodowawcze, ale nie wiem z jakim skutkiem, bo adopcje te odbywały się w świetle obowiązującego wówczas prawa świeckiego). Filomena założyła fundację zajmującą się pomocą w odnajdywaniu adoptowanych dzieci została też przeproszona przez papieża za to co ją spotkało. Nie ma tego w filmie, bo pewnie nie było założeniem reżysera robienie dokumentu. Może postawa tej kobiety wydała się mu na tyle ciekawa, że postanowił bardziej skupić się na jej odbiorze całej tej sytuacji niż na przeinaczaniu faktów, po to aby film był ciekawszy. Bo przecież wybaczająca prosta kobieta i przesłanie o przebaczeniu jest takie nudne.

Larii

Ojej, jak ładnie odbijasz piłeczkę :) - "Popadasz w skrajności" - "Nie, to ty popadasz w skrajności". Zaiste, jestem pod wrażeniem skomplikowanej argumentacji i nieoczekiwanych zwrotów akcji w dyskusji. A co do Filomeny, to nie rozmawiamy w tym momencie o życiu i działaniach realnej, żyjącej osoby, tylko postaci odmalowanej w filmie powstałym na podstawie książki. Oceniam film. Bo to Filmweb. To nie jest dyskusja pod reportażem pt. "Życie i przygody Filomeny Lee".

ocenił(a) film na 8
alicjajoanna

I vice versa ;) Oczywiście nie odbieram Ci pałeczki zapoczątkowania tego ping ponga.
Cóż, a do jakiż argumentów można się odwołać, jeśli krytykujesz filmową Filomenę za jej postawę życiową, wybaczanie itp. jak nie do pierwowzoru?

Larii

No jak dalej chcesz się bawić w ten sposób, wypada zakończyć dyskusję. Niestety do niczego nas to nie doprowadzi.

ocenił(a) film na 8
alicjajoanna

Jasne, czas zakończyć.
Krytykujesz film za 'smrodek dydaktyczny', a jak przypomina się Tobie, że akurat ten motyw napisało życie brak Ci argumentacji, nie koniecznie skomplikowanej, ale nawet tej prostej i stajesz się niegrzeczna.

Larii

Napisałam Ci wyraźnie, że oceniam motywy bohaterki filmu, a nie poczynania osoby, która posłużyła jako pierwowzór do kreacji tejże filmowej postaci. Jakie ma znaczenie dla obrazu filmowego, że Filomena Lee w rzeczywistości została przeproszona przez papieża i założyła fundację? Absolutnie żadne, gdyż film o tym nie opowiada - ze szkodą dla bohaterki, która mogłaby być zarysowana bardziej realistycznie.

PS Nie wiem, w którym momencie byłam "niegrzeczna", ale na pewno było to niezamierzone.

ocenił(a) film na 8
alicjajoanna

Ale "motywy bohaterki filmu", to czym się kierowała i jakie miała doświadczenia są prawdziwe. Czytałam, że Judi Dench dużo rozmawiała z Filomeną a nawet konsultowała niektóre sceny, aby w jak najprawdziwszy sposób oddać to co czuje i myśli bohaterka.
Wydaje mi się, że po prostu trudno Ci zrozumieć postawę tej kobiety i głównie to Cię oburza. Być może zakładałaś temat zaraz po seansie, a wtedy emocje są świeże. Mnie też zdenerwowała cała historia i niesprawiedliwość do tego stopnia, że aż poczułam, że mam nóż w kieszeni ;)
Ale pamiętajmy, że Filomena miała na 'uporanie się' ze swoim żalem, czy gniewem 50 lat. To sporo czasu a ponoć czas leczy.

Larii

Nie żeby oburzała, po prostu wydaje mi się niewiarygodna. Jak rozmawiałam niżej z Beelem - być może wynika to z tego, że jest słabo napisana i wyreżyserowana. Być może miałabym inne zdanie o filmowej Filomenie, gdyby postać była lepiej zrealizowana. W filmie jest płytka i dlatego jej postawa mnie razi niewiarygodnością. Judi Dench na pewno się starała zrozumieć Filomenę, ale jeśli scenariusz zawiera braki, to i najlepszy aktor może nie uratować pewnych aspektów. PS Trafna uwaga o wieku, ale tu również w filmie klapa w temacie - nie zostało zasugerowane, że czas leczy rany. Postawę Filomeny tłumaczono religijnością i po części zaślepieniem, nie wiekiem - a przynajmniej tak to odebrałam. Pokazano prostą kobiecinę, której nie stać na głębsze refleksje. Bywa upierdliwa, ogląda głupoty w telewizji, czyta szmiry, a Kościół usprawiedliwia dlatego, bo nauczono ją szacunku dla osób duchownych i zakonnic. Taka jest filmowa Filomena, a to moim zdaniem spłycenie postaci. Właśnie wobec tego, co napisałaś wyżej o pierwowzorze, czyli kobiecie, która założyła fundację, a więc nie zamknęła tematu przebaczeniem i popatrywaniem nagle dziwnie intensywnie błękitnymi oczami (po raz drugi powtórzę, że ten zabieg był idiotyczny).

ocenił(a) film na 8
alicjajoanna

Patrzę na Filomenę, jak na człowieka. Jej religijność, czy jak tam to nazwać jest tylko dodatkiem. Wydaje mi się, że nie trzeba być katolikiem, żeby umieć wybaczyć, a tym bardziej po tylu latach.

Larii

Dokładnie - twórcy filmu zdecydowali się jednak na przedstawienie jej jako zaślepionej katoliczki, do tego niezbyt rozgarniętej. To mi się nie spodobało, bo w moim odczuciu spłyca postać.

ocenił(a) film na 7
alicjajoanna

Wielkomiejski, mądry dziennikarz i antyklerykał- tylko tyle o roli Steve'a Coogana?
W nim widzę głównego bohatera filmu i Coogan zagrał znacznie więcej niż czarny charakter. On spowodował, że dychotomii w tym filmie nie widziałem.

Beel

No jeśli postawa pt. "pieprzeni katolicy" vs. "zakonnice nie były winne" nie jest dla Ciebie dychotomią, to cóż, na tym chyba możemy zakończyć dyskurs.

ocenił(a) film na 7
alicjajoanna

Zgadzam się na następujący protokół rozbieżności:
Ja: Martin Sixsmith≠'pieprzeni katolicy'
Ty: Martin Sixsmith='pieprzeni katolicy'

Beel

Ale masz świadomość, że ta postać faktycznie wypowiedziała dokładnie te słowa w filmie?

ocenił(a) film na 7
alicjajoanna

I protokół rozbieżności piszemy, bo na te słowa nie zwróciłem uwagi.
Zwróciłem uwagę na to, że Martin jest żonaty (wzmianka u psychologa, jedna scena w łóżku) i widziałem film o jego małżeństwie.

Beel

Co ma piernik do wiatraka? A wracając do tematu, Martin powiedział w filmie w rozmowie z Filomeną "pieprzeni katolicy". Te słowa padły i stanowią one wyraz pogardy dla wyznawców tejże religii, więc przyznasz chyba, że myliłeś się tworząc swój protokół rozbieżności.

ocenił(a) film na 7
alicjajoanna

Powiedział też, że nie interesują go sprawy "z życia wzięte" i brutalnie to uzasadnił.
Nasz dyskurs trzeba zakończyć, bo każde z nas widziało (uznało za ważne) co innego.
Martin ma żonę, sadząc po tym, jak ją traktuje, jak nie istnieje w jego życiu, seks między nimi wyparował. Jego praktyka seksualna jet na poziomie zakonnicy. Zarzut niezrozumienia przez katolików znaczenia pożądania jest w jego ustach szyderstwem. Sam Martin to ocean uczuć, przesądów, zahamowań. On sam jest jedną wielką dychotomią. I nie ma się co dziwić, przecież Steve Coogan napisał ten scenariusz dla siebie, żeby miał co zagrać. Bo dla mnie Judi Dench była na dostawkę. Oto rozszerzony protokół rozbieżności.

Beel

Rozumiem Twój punkt widzenia, ale podtrzymam moją opinię o filmie. Dzięki za dyskusję, było ciekawie!

ocenił(a) film na 7
alicjajoanna

Łączy nas jedno - zawiedzenie. Obydwoje uważamy, że można by ten film zrobić lepiej. Ja jestem bardziej wyrozumiały, bo do postaci Martina bym się nie czepiał.
Wcześniej rozmawiałem na z znajomym z filwebu, w rozmowie pojawił się pomysł, że ratunkiem byłoby przerobienie filmu na niefabularną sztukę teatralną.
Myślę, że w jakiś sposób również Twoje zawiedzenie nie byłoby tak duże, gdyby twórcy filmu lepiej zrobili postać Filomeny.

Beel

A tutaj się zgodzę, gdyby postać Filomeny była zrobiona inaczej, dychotomia która dostrzegam być może nie byłaby widoczna lub w ogóle by zniknęła.

ocenił(a) film na 7
alicjajoanna

Zobacz taki filmik: https://www.youtube.com/watch?v=HWKCwlT7Mbs i zwróć uwagę na Steve Coogana, który tu gra siebie a potem porównaj z rolą Martina w "Filomenie". W "Kawie i papierosach" scenarzystą jest Jarmusch, ale sądzę, że Coogan też maczał w scenariuszu palce.
Coogan wiedział jak zrobić Martina, bo siebie u Jarmuscha zrobił wspaniale, ale nie wiedział jak zrobić Filomenę.

Beel

Coś w tym jest, co mówisz, te postaci są podobne. Filomena niestety wyszła zbyt płytka, film nie zagłębia się moim zdaniem w jej psychikę.

ocenił(a) film na 8
Beel

" nie wiedział jak zrobić Filomenę"
Wiecie co, wydaje mi się, że tu nie najszczęśliwszym był wybór do tej roli Judi Dench. To bardzo dobra aktorka, ale nie do końca udało jej się stworzyć obraz prostej kobiety. Cały czas podczas seansu czułam, że mam do czynienia z kimś inteligentnym i wykształconym - po prostu z panią Judi ;) Może to typ urody, nie wiem. Dlatego tu się zgadzam z Wami, coś było w filmowej Filomenie nie autentycznego, ale to nie była postawa i poglądy tej kobiety, a raczej dość charakterystyczna i silna osobowość aktorki.

ocenił(a) film na 7
Larii

Cała nasza trójka chciałaby lepszego filmu o spotkaniu Martina i Filomeny, ludzi zagubionych w świecie, ale zagubionych inaczej. I trochę się wymądrzamy o tym co trzeba zrobić, aby być artystą kina. Moim zdaniem, aby to wymądrzanie miało sens, trzeba odpuścić rozmowę o kontekście społecznym. To nie obszar dla artystów.
Panią Dench widziałem w "Henryku V" Branagha. Nieapetyczna, prosta kobieta z oberży o którą stara się dwóch równie nieapetycznych mężczyzn. Zgrzytu nie było.
Ja ma wrażenie, że rola Filomeny za bardzo ciągnęła za sobą wyżej wspomniany kontekst społeczny. A to antyklerykalizm a to krzywdę społeczną a to bezmózgowość popkultury. Tak bardzo ciągnęła, że nie zagrała prawdziwego spotkania w równie zagubionym Martinem, który właśnie zaczyna swoją nową drogę życiową.
Bezmózgowość Filomeny wytresowanej przez popkulturę zauważyłem i zadaję pytanie: po co? Odkrywanie, że właśnie widzę stuprocentowy produkt popkultury, który jest nadal osobą z ludzkimi uczuciami zajęło mi sporo czasu w trakcie seansu. Jeśli ktoś mógłby uciągnąć takie przeciwieństwo, to stawiałbym na Lesley Manville z powodu jej roli w "Kolejnym roku" Mike Leigha. Ale musiałaby się sztucznie postarzeć o 20 lat.

Beel

Ja bym obstawiała Ellen Burstyn.

ocenił(a) film na 7
alicjajoanna

Co prawda Amerykanka, ale strzał w dziesiątkę. Ja za bardzo ograniczałem się do Angielek!!!

ocenił(a) film na 8
Beel

Wydarzenia społeczne, polityczne i wszystko co jest w stanie poruszyć danego artystę to jak najbardziej temat dla niego. Przecież to emocje są siłą napędową twórców. Przynajmniej teoretycznie ;)
Tych filmów z Judi Dench nie widziałam, być może tam wypadła autentyczniej.
Mnie z kolei pasowałaby do tej roli Brenda Blethyn http://www.filmweb.pl/person/Brenda+Blethyn-6167#picture-23 . W filmie London River tak zagrała, że miało się wrażenie, jakby to nie aktorka, a zwykła przypadkowa kobieta z ulicy.