Dziś rano był pokaz specjalny dla dziennikarzy i historyków, szedłem obawiając się kompletnej klapy, jak się okazuje niesłusznie.
Takiej tragedii, jaką zapowiadał zwiastun nie ma. Ale nie ma też szału. Zaletą filmu jest niewątpliwie mniejsza ilość bogoojczyźnianego sosu co w ostatnich produkcjach o Drugiej Wojnie (chociaż spokojna głowa, jest go sporo, gęsto padają zwroty w rodzaju "Jak Bóg da", "Strzeż nas Boże", "Orzeł przetrwał to i Ojczyzna przetrwa"). Dobra jest też próba odbrązowienia jednowymiarowego dotąd wizerunku polskiego żołnierza; pojawia się zwątpienie, tarcia wewnętrzne, dezercje, zdrady... Daje to nadzieję, że w przyszłości o historii będzie się w polskim kinie mówić inaczej niż z kolan.
Sprawdziło się sprowadzenie stada gwiazdeczek, aktorzy grają nieźle, z jednym wyjątkiem - Roberta Żołędziewskiego. Takiego kawału drewna nie widziałem nawet w najgorszych sezonach Grzesia Rasiaka. Niestety Żołedziewski gra jedną z głównych ról, jego obecność katuje więc widza nieustannie. A jest to obecność bolesna niemal fizycznie. Nie rozumiem jak można było oddać tak ważną rolę takiemu beztalenciu.
NIe sprawdziło się, niestety, stosowanie efektów specjalnych zrobionych tak tanio, jak to możliwe (kuriozalna scena nalotu), czy blueboksa (realizacja wyjątkowo nieudolna). Dialogi niestety nie najlepsze, momentami sztuczne, kilka dziwacznych sprzeczności scenariuszowych (nie podam szczegółów żeby nei spojlować). Ale w sumie nie ma wstydu - jest to na pewno lepsze od "Bitwy Warszawskiej", przynajmniej próbuje rozpętać ważną dyskusję o intepretowaniu polskiej historii. Tylko dlaczego premiera jest 15 lutego, a nie 1 września?
Dziękuję za piekny tekst - brawo. Tez mi się nic tu nie zgadzało. Jestem przekonany, ze gdyby obrońcy nie walczyli z sercem i wytrwałoscią, to nie mieliby szans na tak długi opór. I jeszcze raz dzieki,że jako jeden z nielicznych na tym dziwnym portalu, gdzie zbieraja się głównie bezmyślne dzieci kwiaty, wypowiada sie Pan jak normalny Polak, a nie produkt fabryki bezmózgowców, czyli polskiej szkoły ostatnich lat i nauki historii (a raczej jej braku) w tejze.
Niech Pan lepiej sam obejrzy film, a nie nastawia się do niego negatywnie na podstawie komentarzy na filmwebie. Opisana scena faktycznie się pojawia w filmie, ale jest uzasadniona poprzednimi, dramatycznymi scenami. Załamanie żołnierza nie wynika bynajmniej z tchórzostwa.
Ogólnie film zestawia ze sobą dwie bardzo skrajne postawy. Jedną można nazwać tchórzliwą (Sucharski), a drugą - bohaterską (Dąbrowski). Można je tak nazwać. Ale można też nazwać pierwszą - pragmatyczną, racjonalną, a drugą - brawurową, ryzykancką. Film bynajmniej nie daje postawie Sucharskiego pierwszeństwa. Wręcz przeciwnie, wydaje się, że postawa Dąbrowskiego jest przedstawiona w lepszym świetle.
Większość żołnierzy, a zwłaszcza dowódców przestawionych jest jako pełnych woli walki, bohaterskich. Pokazane jest kilka scen, w których muszą oni dyscyplinować niektórych załamanych żołnierzy - widać bowiem, że twórcy filmu chcą pokazać autentyczną historię, a nie hagiografię świętych obrońców. Tych 4 rozstrzelanych (w filmie - 3) za - najprawdopodobniej - dezercję to przecież fakt historyczny.
W zasadzie nie mam żadnych obiekcji do Pana/Pani komentarza. W swojej wypowiedzi nawiązywałem nie tyle do samego filmu, którego rzeczywiście nie widzałem, lecz do długiej wypowiedzi P. kpulka, który twierdził, że żołnierze walczący na Westerplatte walczyli bohatersko. Oczywiście, nie mam żadnych dowodów na to jak ta walka wygladała, ale interesując sie historią II WŚ wiem, że chęć walki za Ojczyznę była w Polakach tamtej epoki nieporównywalna z jakimikolwiek naszymi wyobrażeniami. Jeszcze za życia mojego dziadka prowadziłem z nim liczne rozmowy (dziadek był w 39 roku dowódca kompani ckm'ów) i mówił ze dezercja to było w tamtej wojnie coś wyjątkowego, a nie masowego. A że mamy na tym portalu zalew jak to nazwałem ''dzieci kwiatów', którzy lubia pisać komentarze na każdy temat - niezaleznie czy cos mają do powiedzenia czy nie, to chciałem głównie to skomentować. Pozdrawiam
Bogoojczyźniany sos nie powinien dziwić jeśli chodzi o żołnierzy(i nie tylko) IIRP. W tamtym okresie ludzie byli chyba bardzo patriotycznie nastawieni.
Szeregowca Rayana ani Telviosty(wojna w Finlandii zima 1939)...efekty specjalne będą około 6 na 10 wiadomo komputerowy model Ju-87 Sztuka...jeśli chodzi o żołnierzy nie każdy był dzielnym nie każdy był gotowy na największe poświęcenie, trzeba postawić się w ich sytuacji..bomby ryk syren sztukasów...świst pocisków czy widok rozpędzonego Niemca gnającego prosto na Ciebie z wielkim bagnetem mauzerowskim..mam nadzieje że będą pokazani też kosynierzy czy nocne wypady na niemieckie placówki...ciekawe czy zatrudnili rekonstruktorów oni znają się n rzeczy;D
tak do wojska przybywało dużo ochotników dla większości nie było broni więc przewrócono broń z powstań..przerabiano kosy i wraz ze wsparciem żołnierzy uzbrojonych w karabiny ruszali na niemieckie okopu.Niemcy nie podejmowali i uciekali a ci którzy próbowali sie bronić dostawali w łep od naszych.Ci którzy zdobywali broń na Niemcach oddawali kosy tym którzy mieli tylko na sobie mundury...takie ataki były dość skuteczne.Niemcy bardzo obawiali się nocnych i dziennych wypadów Polaków
Kosynierzy byli na Oksywiu. I to tylko do momentu aż nie zdobyli broni po poległych. Z tego co pamiętam rekrutowali się spośród pracowników fabryk w Gdyni. Chcieli bronić dostępu do morza za wszelką cenę. Ale to Chochlew "wie" jacy byli ludzie II RP i to on ma "rację". Im większy upływ czasu od wydarzeń, tym więcej prób fałszowania historii. Jak dzisiejszą młodzież będzie się kształtowało filmami w stylu "Tajemnica Westerplatte", to za 50 lat będziemy pisali cyrylicą.
Polacy w II RP byli bardzo patriotyczni.walczyli do ostatka do ostatniego naboju..podczas 1920 roku czy 1939 mamy dużo efektów takich patriotycznych bohaterskich postaw a nawet w Bitwie o Anglię w 1940 roku Polacy rzucali się do szaleńczych ataków na całe szwabskie formacje przy czym Anglicy mogli tylko pomarzyć co bylo najbardziej dziwne takie ataki obfitowały w zestrzaly fryców i powodowało rozproszenie sie bombówców co ułatwiało innych formacjom obróbki samolotów nieprzyjaciela...nawet Niemcy wposminali walke Polaków podczas obrony angielskiego nieba
Eh szkoda że dzis tego nam brakuje....
Zgadzam się Polacy dzisaj zamiast bronić naszego nardou wspołpracować i wpierać siebie to niszcza siebię nawzajem zadrościa i nienawiścią, w dodatku jesteśmy słabo zoragnizowani : tam gdzie 2 się bije tam 3 korzysta szkoda tylko że nie Polak .
masz racje ale co zrobić?zajmuja sie głupotami zamaist pomysl co mozna dobrego zrobic i wogóle...szkoda słów Polska ponownie chyli sie ku upadkowi
Polscy piloci podczas bitwy o Anglię sukcesy zawdzięczali głównie znakomitemu wyszkoleniu jeszcze w kraju.
Szkoła Orląt to tyle co dyplom Harvardu czy Oxfordu.
Lub MIT- w wypadku inżynierów.
Co oczywiście nie zmniejsza ich odwagi i zaangażowania.
Więc pójście do kina jak najbardzie wskazane. Za samo podejście do trudnego tematu, odwagę należy wspomóc twórców. Nie mylić tej sytuacji z takimi produkcjami jak Pokłosie. Cieszmy się, ze film w ogóle powstał. Tyle lat o to walczono. Wiadomym było, że z braku funduszów nie będzie efektów jak zza oceanu. Mam nadzieję, że historia - scenariusz zaplusuje by zwiększyć ocenę, lekko zamazać braki. Dla mnie osobiście brak jakiejkolwiek Polskiej ''gwiazdki'' byłby na plus w filmie. Więcej pieniędzy na dopracowanie, większa autentyczność wydarzeń, ale widac taki był wymóg producenta.
"Ciemnoniebieski Świat" to Czeski film z 2001 roku; nasze produkcje wypadają przy tym dość komicznie. "Polska Kinematografia" jest teraz bardziej PRL'owska niż za PRL'u bo czasem wydaje mi się, że twórcy mają jakiś plan 5 (300% normy musi być) letni do wykonania i klepią te buble, i klepią...
MiSu_4 swoją recenzje mógłbyś sobie darować. W dobie zacierania się wartości patriotycznych takie filmy są ważne, dlatego nawet gdy ten film był najgorszy ale
no jest sredni i to mocno
nie wystarczy wsadzic kija w mrowisko by powstal dobry film.
czasami wystarczy tego nie robic.
o polskich bohaterach mowi sie za malo, a jak sie mowi to wlasnie jedynie poprzez kontrowersje. coz, to nie jest sztuka
"przynajmniej próbuje rozpętać ważną dyskusję o intepretowaniu polskiej historii."
Film ma byc głównie... dobrym filmem a nie jakąś namiastką do czegoś innego.
Mój drogi Bitwa Warszawska to przy Tajemnicy arcydzieło. Jestem zdziwiony twoją polityczną poprawnością.
Panie Krzysztofie, dziękuję serdecznie za wyrażoną wcześniej opinię i minirecenzję filmu.
Po cichu liczyłem na Pana głos w dyskusji.
Pozdrawiam.
jak dla mnie zwiastun= miazga (nie ogladam polskich filmow, ale ten zapowiada sie bardzo ciekawie).
Moim zdaniem błędnie identyfikujesz współczesnych ludzi z ludźmi tamtych czasów. Ludzie i światy były zupełnie inne. Czy współcześni "mężczyźni" z grzywkami na pół twarzy wytrzymaliby pół minuty pod bombardowaniem, i czy w ogóle chcieliby się narażać za coś tak abstrakcyjnego jak Polska? Nie sądzę. Dla tamtych ludzi natomiast z trudem wywalczony kraj nie był abstrakcją. Byli to twardzi ludzie, bo życie było ciężkie. Religijni również, bo tak był urządzony ich świat. Nie było jeszcze lewackich idei, egzystencjonalnych rozterek, telewizji i filmów antywojennych. Wszystko było prostsze, często zamiast "dlaczego ja" odpowiadano po prostu "tak trzeba". Była patriarchalna rodzina, polska szkoła, kościół, potem koszary na Bukówce (żołnierze byli ze świętokrzyskiego), nieopodal których stał "Dom Piłsudskiego", pomnik czwórki legionowej, a przed dworcem PKP kolumna z orłem. W mieście i na prowincji prężnie działały stowarzyszenia zajmujące się wychowaniem młodzieży ("Stowarzyszenie Domu Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego im. Marszałka Józefa Piłsudskiego" na przykład). W prawie każdym domu był weteran wojny polsko-bolszewickiej, żyli jeszcze cieszący się wielkim mirem ostatni uczestnicy powstania styczniowego. Nie wspomnę o sączącej się sanacyjnej propagandzie, ukazującej jakim to Polska jest mocarstwem i jak na wojence ładnie. To wszystko sprawiało, że ludzie Ci byli inaczej urobieni niż współcześni. Oczywiście również mieli granice wytrzymałości (kto współczesny przeżyłby piekło obu okupacji) i chwilę zwątpienia, jednak w skali niezrozumiałej dla ludzi współczesnych. Ergo, ludzie byli bardziej zdrowi, prości i bogoojczyźniani, ubieranie w ich mundury ludzi współczesnych stanowiłoby dla mnie zgrzyt. PS. Filmu nie oglądałem, odnoszę się tylko do Twojej wypowiedzi.
Mysle ze nie ma jednak wielkiej roznicy miedzy czlowiekiem ad 2013, a ad 1939, ludzie sa w koncu tylko ludzmi. I dzis i wtedy zdarzaly sie osoby niezdolne do wytrzymania pol minuty pod ostrzalem, i dzis i wtedy zdarzaja sie bohaterowie. Czy poziom religijnosci byl wiekszy? Mialbym pewne watpliwosci, oczywiscie jesli mowimy o religii katolickiej - po pierwsze, Żydzi stanowili 10% ludnosci, wysoki byl tez odsetek mniejszosci protestanckich i prawoslawnych, wreszcie - pamietajmy o silnym nurcie wolnomyslicielskim (Boy, Krzywicka), oczywiscie silnym w duzych miastach. Co do braku lewackich idei, tu na pewno mijasz sie z prawda - Komunistyczna Partia POlski na roznych szczeblach wyborczych zdobywala regularnie kilkanascie procent glosow, do chwili delegalizacji oczywiscie, a PPS byla juz glownym nurtem polityki. No i wreszcie: jesli film ma mowic cos istotnego o nas samych, to ubieranie bohaterow w oderwane od rzeczywistosci, bohaterskie szaty to uniemozliwia. Zobacz sobie jak wygladaja bohaterowie wybitnych filmow czy seriali historycznych: czy np w "Rodzinie Tudorow" masz bohatera uniwersalnego, czy jakis byt ulepiony wedle wyobrazen czlowieka z tamtych czasow? Uniwersalnego, oczywiscie - i tego tez oczekiwalbym po "Tajemnicy Westerplatte". Ktora, trzeba to przyznac, przynajmniej probuje do tego wzorca dociagnac.
Myślę, że wolnomyśliciele i KPP nie mieli zbyt wielkiego posłuchu na świętokrzyskiej wsi, raczej panował tam "endecki ciemnogród" jak niektórzy to nazywają. Byt kształtuje świadomość. Człowiek ad 2013 i ad 1939 różni się ty, że wychowywał się w różnych światach. Żyje w innym porządku społecznym, poziomie materialnym. Inaczej mówił, odżywiał się i ubierał, inaczej musiał zabiegać o kobietę, co innego stanowiło istotę źródła utrzymania (wtedy jeszcze ziemia). Inna jest obyczajowość i traktowanie religii (maryjno-odpustowa, jednak wtedy traktowana poważniej). Nie było jeszcze globalizacji, powszechnej edukacji, dostępu do mediów. Coś takiego jak podwójne obywatelstwo było nie do pomyślenia. Twój prapradziadek poszczułby Cię psami, gdybyś zaczął głosić mu współczesne poglądy. Co do PPS-u, to raczej nie ma go co porównywać ze współczesnymi, libertyńskimi partiami lewicowymi.
Ergo, ludzie byli inni. Kto dziś zdobyłby się na to, na co zdobyli się rodzice dzieci z Wrześni, czy powstańcy styczniowi?
"Rodzina Tudorów" jest serialem skrojonym pod współczesnego widza, co mi się nie podobało. Bardziej dla mnie ducha epoki oddawał film Henryk VIII i jego 6 żon, ze słomą na podłogach i lepszym oddaniem realiów czasów, które jak wiadomo do higienicznych nie należały. W rodzinie Tudorów, było dla mnie za czysto i zbyt współcześnie.
chociaz oczywiscie w czesci sie zgadzam - znaczne roznice miedzy spoleczenstwem '39 i '13 sa faktem. po prostu wyciagam z tego odmienne wnioski. no i podobala mi sie "rodzina tudorow" ;)
Dziękuję za polemikę i pozdrawiam :) Na "Westerplatte się wybiorę. Najbardziej obawiam się efektów specjalnych. Swoją drogą, tak sobie myślę, że zamiast robić w całości komputerowo pancernik, mogli sfilmować np. USS Texas, potem dopiero komputerowo coś z niego usunąć i dodać wystrzały. Chyba nie wyszłoby wiele drożej.
Ciekawe, bo jakieś 3, 3,5 roku temu, może nawet 4, kiedy głośno było o filmie z racji 'antypolskich' przedsięwzięć, i kiedy miała być troszkę inna obsada, czekałem na ten film. Mimo wszystko zapowiadało się ciekawie, troszkę kontrowersyjnie ale w 'pozytywnym' znaczeniu. Kiedy natomiast znowu zaczęto po jakimś czasie intensywnie nad nim pracować, już z Żebrowskim, moje zainteresowanie produkcją obróciło się o 180 stopni. Wiedziałem, że albo będzie jakaś klapa pełna patosu, albo poruszone zostaną na pierwszym planie tematy nieistotne, fałszujące obraz tego, co działo się naprawdę. Chyba za dużo się nie pomyliłem. Niemniej - poczekajmy na premierę :)
"Dobra jest też próba odbrązowienia jednowymiarowego dotąd wizerunku polskiego żołnierza; pojawia się zwątpienie, tarcia wewnętrzne, dezercje, zdrady... Daje to nadzieję, że w przyszłości o historii będzie się w polskim kinie mówić inaczej niż z kolan."
Zupełnie nie rozumiem po co i dla kogo takie filmy miały by być kręcone. Ruscy zrobili "9. kompanię", Jankesi "Szeregowca Rayana" po to, żeby swoim kibolom wpoić jakieś obywatelskie postawy, żeby się zmienili, jak Andy MacNab (o którym zresztą Angole też zrobili film) z chuligana w człowieka służącego krajowi. My zaś mamy robić filmy udowadniające, że 'wszystko wuj", w w najlepszym razie dzielące włos na czworo. Ani to masowego widza nie przyciągnie dając zarobek, ani pracy u podstaw nie wykona. Chyba jedynie w jakichś ojkofobicznych idiosynkrazjach autorów bym się upatrywał sensu kręcenia podobnych obrazów.
Już była dyskusja na ten temat wyżej - i wymieniono cały szereg filmów amerykańskich "odbrązawiających" historię wojenną.
No i co z tego, że ktoś gdzieś nakręcił bezsensowne filmy? Znaczy, że my też mamy kręcić? Zresztą sugerujesz, że np. "Szeregowiec Ryan" to film "dekonstruujący" czy "odbrązowiający", po pokazano w nim TAKŻE przykłady postaw negatywnych?
I Ty to piszesz, fan jednego z najbardziej "odbrązawiających" filmów ostatnich lat jakim jest "Unforgiven" Eastwooda, mocno odkłamujący wielki mit założycielski dzisiejszych Stanów Zjednoczonych?
Czy to znaczy, że jeden ze swoich ulubionych filmów (jak wynika z Twoich ocen) uważasz za bezsensowny? Bo tak nazwałeś cały szereg filmów amerykańskich "odbrązawiających" historię a idealnym przykładem tego jest właśnie rzeczone dzieło Eastwoda.
I co ważniejsze, czy naprawdę uważasz, że po latach tych wszystkich robionych ku pokrzepieniu serc "Krzyżakach", "Potopach", "pancernych", "Klossach" czy nawet ostatnich jak "Bitwa warszawska" czy "80 milionów" polska kinematografia nie może sobie pozwolić na "odbrązawianie" niektórych polskich zakrętów historycznych bo to "nie wpaja naszym kibolom obywatelskich postaw"....? Ty, który tak sensownie broniłeś realizmu historycznego w takich filmach jak wspomniany wcześniej "Unforgiven" czy "Helikopter w ogniu" teraz nagle zwalczasz polskie próby (nie oceniam jak bardzo udane lub nie) zachowania realizmu i opowiadania o trudnych, niekoniecznie bohaterskich i chwalebnych czynach tylko dlatego, że mówią nie o amerykańskich czy jakichkolwiek innych mitach ale o naszych, polskich... I wzywasz do robienia TYLKO panegiryków pochwalnych dla polskiego, bitnego żołnierza. który każdy jak jeden nie boi się śmierci, nie ma wątpliwości i bohatersko walczy/ginie za ojczyznę z hymnem na ustach - dając za przykład "9 kompanie" i "Szereg.Ryana"...
Krytykujesz "Tajemnice Westerplatte" tylko i wyłącznie za to, że porusza Wielki Polski Czyn pokazując jego ciemniejszą, bardziej ludzką twarz niż podręczniki szkolne, porusza temat, co ważne, nie ujmując przy tym wielkości samego czynu a opisując ludzkie przywary, słabości i wątpliwości jakie mu towarzyszyły wręcz czyni ten finalny czyn jeszcze większym a nie mniejszym.
Zupełnie osobną sprawą jest wartość artystyczna tego filmu ale Ty skrytykowałeś film nie za realizatorskie błędy i niedociągnięcia ale za sam fakt poruszania i opisywania tego faktu historycznego w taki a nie inny sposób. Na tej samej zasadzie mógłbyś się przyczepić do "unforgiven" i jako np. Prawdziwy Amerykanin pytać "po co i dla kogo takie filmy miałyby być kręcone", bo przecież ten film "nie wpaja zasad obywatelskich" i nie opowiada o "pracy od podstaw"....ale może uda się przy nim użyć tak mądrych pojęć jak "ojkofobiczne idiosynkrazje" :) /Wybacz złośliwość ale mam wrażenie, że czasem za bardzo chcemy pokazać siebie w słowach, których używamy i wychodzi nieco śmieszno-strasznie ale to tylko na marginesie, bez urazy:)/
Pytam o to wszystko bo czytając kilka wcześniejszych Twoich wypowiedzi nie mogę uwierzyć w Twój zapał do cenzurowania tematów na te, które wypadałoby poruszać i te które lepiej nie poruszać...
Jaki to mit założycielski odkłamuje "Unforgiven"? "Odbrązawiający" to byłby film o tchórzach z Alamo, terrorystach z okresu wojny o niepodległość, albo o chciwych najeźdźcach z Unii napadających na południowców z Konfederacji pod udawanym pretekstem emancypacji niewolników.
W "Unforgiven" nie ma dekonstrukcji żadnego mitu, nie jest piętnowany żaden naród, nacja, państwo, czy frakcja polityczna. Jest tylko to, co w dziesiątkach wcześniejszych westernów, filmów sensacyjnych, czy tzw. dramatów więziennych: stróż prawa postępujący jak Brudny Harry i Leon Zawodowiec wykazujący kilka odruchów serca.
"I co ważniejsze, czy naprawdę uważasz, że po latach tych wszystkich robionych ku pokrzepieniu serc "Krzyżakach", "Potopach", "pancernych", "Klossach" czy nawet ostatnich jak "Bitwa warszawska" czy "80 milionów" polska kinematografia nie może sobie pozwolić na "odbrązawianie" niektórych polskich zakrętów historycznych bo to "nie wpaja naszym kibolom obywatelskich postaw"....?"
Człowieku, o czym Ty piszesz? Ekranizacje Sienkiewicza, owszem, mitotwórcze, ale niesprzeczne z realiami, uwypuklają po prostu to, co dobre, warte naśladowania, ale nie ma tam zakłamania. Nie można obok stawiać dobrych komunistów w czołgu i dobrego enkawudzisty Baumana. Tak samo kłamliwy jest film, w którym Frasyniuk taranuje tramwajem zomowską ciężarówkę w czasie, kiedy go w ogóle nawet nie było we Wrocku - te propagandowe kłamstwa nakręcono w totalnej niezgodzie z faktami, żeby widz uwierzył jacy bohaterscy są przyjaciele i agenci sowietów. Nie wiem po co nakręcono "Bitwę" - nie oglądałem, ale obraz, w którym głównego bohatera, polskiego szlachcica gra facet z gębą idealną do drania dresiarzy nie wydaje mi się dobrym pomysłem...
Piszesz: "zwalczasz polskie próby (...) zachowania realizmu i opowiadania o trudnych, niekoniecznie bohaterskich i chwalebnych czynach tylko dlatego(...), że porusza Wielki Polski Czyn pokazując jego ciemniejszą, bardziej ludzką twarz niż podręczniki szkolne, porusza temat, co ważne, nie ujmując przy tym wielkości samego czynu a opisując ludzkie przywary, słabości i wątpliwości jakie mu towarzyszyły wręcz czyni ten finalny czyn jeszcze większym a nie mniejszym."
To w końcu jak? "Tajemnice" opowiadają o niekoniecznie bohaterskich i chwalebnych czynach, czy też pokazując jego tło w postaci polskich przywar i słabości jeszcze bardziej uwypuklają tego czynu wielkość?
Niemcy kręcą filmy jak to sprzeciwiali się beznarodowościowym nazistom, organizowali zamachy na Hitlera i ratowali Żydów, Rosjanie o tym jak wiele wycierpieli w walce z nazistami, Żydzi o tym, jak to ich partyzanckie oddziały wysadzały nazistowskie czołgi (podczas gdy dowódcy tych oddziałów sami przyznawali, że broni używali tylko przeciwko polskim chłopom podczas napadów - film "Defiance"), słowem wszyscy kłamią na rzec swojego narodu, natomiast my mamy kręcić filmy o tym, jak to mimo pijaństwa, tchórzostwa, chamstwa i bałaganiarstwa coś nam się przypadkiem udało? Po jaką cholerę? Wytłumacz mi?
Wracają do "Unforgiven" - nie widzę, by ten film był antyamerykański, antyobywatelski, itp. Może się komuś taki wydawać, bo szeryf zabuja tam bezbronnego Murzyna, ale chyba tylko komuś, kto zdążył zapomnieć, że godzinę wcześniej ten Murzyn w młodości wysadzał pociągi pełne kobiet i dzieci, a potem uniknął odpowiedzialności dożywając w spokoju starości na farmie z Indianką u boku.
"nie mogę uwierzyć w Twój zapał do cenzurowania tematów na te, które wypadałoby poruszać i te które lepiej nie poruszać..."
Nie mam zapału do cenzurowania - jak by ktoś chciał nakręcić film np. o tym, że Holokaust nie udałby się bez ochoczej współpracy Judenratów i żydowskich policjantów wyłapujących swoich pobratymców - proszę bardzo. Albo takie "80 milionów" w których SB pozwala Frasyniukowi ukraść tę kasę Solidarności i potem za nią otworzyć firmę przewozową z kilkoma tirami, za co polityk się odwdzięcza po dziś dzień - bo to jest rzeczywiste odkłamywanie mitu, w dodatku szkodliwego.
Natomiast "Tajemnice Westerplatte" z założenia autorów nie miały niczego prostować, tłumaczyć, odkłamywać, tylko zohydzać i oczerniać, tak samo jak wszelkie tego typu dzieła gdzie słowa typu: "tajemnice", "sekrety" "prawdziwa historia" poprzedzają jakieś inne, kojarzące się dobrze, bądź pozbawione złych skojarzeń słowo. "Sekrety Żydów", to tytuł jakby żywcem wyjęty z gazetki dla świrów-antysemitów, gdzie już sam tytuł sugeruje, jakoby Żydzi byli zakłamani, mieli jakieś sekretne brudy, które my tu pokażemy. "Prawdziwe oblicze kułaków" - mógłby napisać jakiś komunista chcący zohydzić chłopów niezapisanych do kołchozów.
Widzę, że to co rzeczywiście Cię mierzi to nie tyle niepoprawne filmy i ich brzmienie co ogólnie polityka - przebija się to w Twojej wypowiedzi jako główny zarzut a to już zupełnie inny temat...
To jest właśnie znamienne i jak dla mnie istota istota problemu w takich dyskusjach: mieszanie filmu z własnym światopoglądem jest często zabójcze dla odbioru różnych, mniej lub bardziej udanych dzieł filmowych.
Ja np. odbieram "pokłosie" jako świetnie zrobiony film sensacyjny z dreszczykiem i z dużą dozą umowności co do faktów ale też nie działający w oderwaniu czy sprzeczności od ogólnopolskich (nie tych czy takich konkretnych) nastrojów w części polskich, ówczesnych miast, miasteczek i wsi. I tyle i aż tyle.
Innym świetnym tego przykładem jest amerykański JFK, z którym historycy nie chcą mieć za wiele wspólnego ale który porusza teorie i wydarzenia o których się mówi bez jednoznacznych dowodów. Nie odbierajmy twórcom filmowym a także każdym innym prawa do opisywania historii po swojemu. Bo Twoje pytanie "po co, czemu ma to służyć?" do tego się sprowadza.
Poza tym powtórzę: Twoim jedynym zarzutem do "tajemnic..." jest fakt, że nie podoba Ci się ukazanie tragedii poprzez ludzkie słabości, wahania, rozterki, błędy a nie tylko poprzez mechaniczne nieomal bohaterstwo, które summa summarum wygląda wówczas jakby nic nie kosztowało "bohatera. W ten sposób czyn żołnierzy Westerplatte ukazany poprzez ludzkie słabości i instynkty wydaje się większy niż mniejszy, bo bardziej ludzki, prawdziwy, mający swe głębokie skutki psychologiczne - szczególnie, że pisałem o pojedynczych, często wątpliwych moralnie moralnie czynach poszczególnych żołnierzy, które nie umniejszają ogólnego czynu finalnego jakim była heroiczna obrona polskiego przyczółku - i nie ma tu sprzeczności, o którą mnie podejrzewałeś:) Jeśli Ty ten sposób opowiadania historii to odczytujesz jako "zohydzanie i oczernianie" to mówisz z pozycji narodowościowych i politycznych a nie artystycznych i takiej pozycji rozmowy ja, przyznaję nie udźwignę:)
A "Unforgiven" na tle wcześniejszych, epickich dzieł westernowych, na których budowano potęgę amerykańskiej tożsamości i siły narodowej jest w oczywisty sposób uderzeniem w ten mit amerykańskiego dzikiego zachodu, czarno-białego świata, podobnie jak uderzeniem w ten mit narodowościowy był wcześniej np. "Tańczący z wilkami" i wiele innych obrazów.
Swoją drogą jeśli w trylogii czy w pancernych i innych Klossach nie ma różnych zakłamań historycznych i nie ma sprzeczności z realiami to znaczy, że traktujesz realia, realizm i historyczne fakty dość wybiórczo. Dla przykładu podrzucę tylko małe pytanie: skąd Sienkiewicz wziął te wszystkie waćpanny, waszmoście i inne piękne słowa używane przez Kmiciców i Wołodyjowskich....?
W tym wypadku film i polityka się łączą i to nie za sprawą mojej interpretacji, tylko przez wyraźną intencję autorów. Dokładnie to samo jest w "Pokłosiu". To nie są obrazy pokazujące trudną prawdę, tylko zamierzone kłamstwa mające określone zadanie propagandowe. W realu wieśniacy nie ukrzyżowali poszukiwacza prawdy na drzwiach od stodoły, tylko... wybrali sołtysem swojej gminy. Tak samo o Westerplatte można opowiedzieć, jak Wołoszański w dokumencie "Dwie twierdze", gdzie owszem, są pokazane szerzej nieznane fakty o załamaniu dowódcy polskiej obrony, ale przez ukazanie realnego kontekstu - pacyfizmu, tchórzostwa i nieporadności belgijskich żołnierzy w Eben Emael Polacy wypadają tym lepiej.
"Jeśli Ty ten sposób opowiadania historii to odczytujesz jako "zohydzanie i oczernianie" to mówisz z pozycji narodowościowych i politycznych a nie artystycznych i takiej pozycji rozmowy ja, przyznaję nie udźwignę:)"
Sorry, ale ja też nie udźwignę artystycznego omawiania propagandowego gniota, którego rzemieślniczą sprawność sam poddałeś w wątpliwość. Profesjonalni recenzenci nie zostawiają na filmie suchej nitki z powodu braków scenariuszowych, reżyserskich, kiepskiej gry i ogólnie słabej realizacji, a obrońcy filmu nie bronią wątpliwych walorów artystycznych, tylko mówią o istotności poruszanego tematu i słuszności takiego pokazywania żołnierzy. Nawet wątek w którym komentujemy - "próba cenna, acz nieudana" mówi właściwie wszystko o tym filmie: "słuszny" politycznie i ideologicznie dla tych, którzy chcieli "odbrązawiać" polskiego żołnierza, ale nawet dla nich kiepski warsztatowo. Zatem jak mi możesz zarzucać, że się na tej warstwie ideologicznej koncentruję? ;)
"JFK" i "Tańczący" po pierwsze realizatorsko są ok, po drugie naprawdę odkłamują parę spraw. To właśnie we wcześniejszych westernach wizerunek Indian zakłamywano tak, jak w "Tajemnicy": niby bitni, odważni odwagą szaleńców rzucających się z krzykiem na karabiny, ale ogólnie prymitywne bydlęta.
Co do realizmu klossów i szarików, to się wypowiedziałem jednoznacznie negatywnie, natomiast Sienkiewicz pisał dla młodzieży, dlatego wulgaryzmu typu "kiep" (dziś by powiedziano "piz.da" - pogardliwie o niemęskim facecie) padają stosunkowo rzadko a i np. koncerz jest użyty jako broń sieczna - ahistoryczne, ale przecież nie kluczowe. Już bardziej bym się czepił sportretowania Wołodyjowskiego, o którym faktycznie by można nakręcić film: "Prawdziwa historia tajemnicy sekretu..." gdzie by pan Michał był pokazany bardziej realnie, nie mniej bohatersko, ale nie tak bardzo romantycznie-samobójczo jak to niestety i na szkodę zrobił Sienkiewicz...
Po pierwsze sorki za poślizg z odp ale miałem wyjazd służbowy.
Po drugie: jeśli dajesz się wciągnąć w propagandowo-historyczne zagrywki twórców i późniejszych marketingowców piszących hasła typu "prawdziwa historia...itp", które sam słusznie skrytykowałeś, to zastanów się czy nie powinieneś mieć głównie pretensje do siebie...a poza tym teraz nieco bardziej tłumaczysz swoją opinię w porównaniu z wcześniejszym nieco aroganckim i cenzorskim pytaniem "po co takie filmy i komu służą", bo to mnie najbardziej poruszyło i zmusiło do dyskusji. Jak widać można inaczej, bardziej merytorycznie choć wciąż nie zgadzamy się co do istoty. Bo wciąż mam wrażenie, że gdy piszesz wcześniej o Amerykanach, Rosjanach czy teraz o Polakach co to mimo wad dowódcy, na tle nieporadnych tchórzy Belgów, wypadają finalnie tym lepiej, to najważniejszym punktem Twojej oceny danej historii filmowej jest fakt narodowościowy i nieco szowinistyczny, mianowicie czy Polacy są ukazani jako Ci dobrzy czy może jako Ci źli i jeśli wypadają bardziej źle niż dobrze to wtedy pytasz o cel i sens takiego filmu i piszesz o kłamstwie, zohydzaniu i oczernianiu. Przy podobnych autorskich próbach polemizowania z mitami narodowościowymi czynionymi w innych krajach i przeprowadzanych na innych narodach już takich kategorycznych sądów nie wydajesz, piszesz o odbrązawianiu, o tym, że te zagraniczne bardziej odkłamują niż te polskie, że zagraniczne są lepsze realizatorsko (choć w pierwszej krytyce nic o warsztacie polskiego filmu nie pisałeś a tylko o jego niepoprawnej ideologii...) To, że sam wątek w tytule skupia się na ocenie warstwy ideologicznej a nie realizatorskiej w żaden sposób nie powinien być usprawiedliwieniem Twojej oceny, innymi słowy, to że ktoś założył wątek z taką sugestią nie znaczy, że wszyscy powinniśmy się wyżyć na ideologicznym wydźwięku tego filmu; to żaden argument ani kontrargument wobec mojego zarzutu do Twojej oceny.
Po trzecie wreszcie ja Ci nie każe omawiać, jak piszesz, "gniota artystycznego", pod kątem jego artystycznych możliwości, podjąłem tylko dyskusje na temat cenzorskich zapędów i odbierania naszym reżyserom i scenarzystom poruszania spraw historycznie trudnych w sposób zupełnie autorski, bazując na innej linii ideologicznej niż dotychczas przyjęta jako pewnik lub prawie pewnik. Oni się mogą mylić, mogą błądzić, niektórzy być może nawet urągając faktom historycznym mogą tworzyć typowo propagandowe dziełka z tezą ale nie powinniśmy im tej możliwości zabierać, blokować ją. Z tego też powodu gorączkuje się gdy ktoś odbiera prawo kręcenia tych wszystkich filmów i paradokumentów tworzonych np. przez wierzących w zamach smoleński i inne wątpliwie teorie, ja się mogę z nimi nie zgadzać ale nie znoszę zakazywania poruszania takich czy innych spraw i narzucania ich pokazywania w takim tylko a nie innych kontekście - dlatego też tak bardzo ukłuła mnie Twoja kategoryczna wypowiedź sugerująca blokowanie takich "szkodliwie społecznych obrazów". Kojarzy mi się to ze słusznie minioną erą a do tego zawsze powtarzam, że co to za obywatelstwo i społeczeństwo skoro trzeba go chronić przed nieprawymi obrazami, filmami, wierszami, książkami itd.
Na koniec przynajmniej zgadzamy się z gruntu co do Sienkiewiczowskich mitów i realiów. Żeby była jasność takie mitotwórcze filmy też są potrzebne ale upieram się, że podobnie ja te z tymi mitami polemizujące:)
Mam nadzieje, że nasza dyskusja trzymała poziom, wyjaśniliśmy sobie co nieco choć jak widać pozostaliśmy w ocenie zasadności powstawania takich filmów jak "tajemnica Westerplatte" czy "pokłosie" na dwóch przeciwległych biegunach:)
Nalezy skontaktowac sie z Bruckheimerem tym od Transformersow. USAowska wersja tajemnicy westerplatte to byloby cos!!!!
To ja sie pytam na co poszlo te KILKADZIESIAT MILIONOW ZLOTYCH budzetu skoro tak trudno im bylo zatrudnic specow od efektow specjalnych i te chwilowe momenty z efektami zrobic jak nalezy???
Film jest niezły jak na film za kilka milionow złotych bo napraawde tyle kosztował, ja widze spory potencjał .
Mnie tylko drażni to, że to kolejny film, w którym Polacy pokazani są "dość średnio", dlaczego nie potrafimy się promować jak Amerykanie!