"Tarnation" to dziwny film, który pod pewnymi względami bardzo niewygodnie się ogląda. Mieszanka archiwalnych zdjęć, nagrań audio i video, eksperymenty na stole montażowym składają się na obraz dysfunkcjonalnej rodziny. Pozornie szczęśliwa rodzina, a za fasadą sukcesu straszliwe tragedie, cierpienie i pytania bez odpowiedzi. Reżyser dokonuje na sobie samym psychologicznego eksperymentu, próbując dociec źródeł własnej osobowości. Niewygodnie jest oglądać przefiltrowane i zmontowane doświadczenia ludzi, którzy w życiu wycierpieli naprawdę sporo. Niewygodnie się to ogląda również dlatego, że niejasny jest cel powstania tego filmu. Jeśli miał być to element procesu terapeutycznego, to jest to projekt nieudany, bowiem wyraźnie widać granicę między Jonathanem Caouettem bohaterem a Jonathanem Caouettem twórcą. Trudno też uznać za satysfakcjonujące uzasadnienie dla powstania filmu przeżycia poszczególnych osób. Bez celu jest to tylko zlepek mniej lub bardziej interesujących scenek rodzajowych.
Jednak "Tarnation" ma też i wielką, dla mnie wręcz ogromną wartość. Dzięki materiałom archiwalnym, dzięki ukazaniu trzech pokoleń jednej rodziny, film w sposób niezwykle wyrazisty ukazuje dynamikę relacji rodzinnych, z ich wszystkimi tajemnicami, przemilczeniami jak i radościami. Fascynujące było odnajdywać cień jednej osoby w zachowaniu osoby z kolejnego pokolenia. Grający kobiety Jon zachowuje się tak jak jego matka, kiedy opowiada choćby o kolczykach. Renee ma w sobie ten sam wzrok pełen cierpienia, który zauważyć można, kiedy jej matka po udarze spogląda w obiektyw. Obrazowe sformułowanie 'under my skin' staje się o wiele bardziej zrozumiałe po obejrzeniu tego filmu, bowiem niesie ze sobą 50 lat osobistego cierpienia.
"Tarnation" to interesujący obraz ludzi i choć ma kilka wad, jest to pozycja na tyle fascynująca, że warto się z nią zapoznać.
Z kilkoma rzeczami zgodzić się nie mogę:
1) "Pozornie szczęśliwa rodzina, a za fasadą sukcesu straszliwe tragedie cierpienie i pytania bez odpowiedzi"
W przypadku tej rodziny nie mam mowy o żadnej pozorności. Patologie widziane są gołym okiem. Nie potrzebujesz lupy. Nie musisz rozbierać całęj sytuacji na czynniki pierwsze, by dostrzec piekło, które sami sobie wyrządzili.
2) "Tarnation" to interesujący obraz ludzi i choć ma kilka wad, jest to pozycja na tyle fascynująca, że warto się z nią zapoznać "
Ma kilka wad.. jakich? Sprecyzowanie ich, jest moim zdaniem, ma kluczowe znaczenie w recenzji.
Caouette był amatorem, zrobił film za grosze. Oczekiwanie efektu podobnego efektu wysokobudżetowej produkcji jest kompletną pomyłką. Film powinno się spostrzegać w nieco innych kategoriach. Biorąc pod uwagę m.in. kompetencje twórcy, warunki montażu, wysokość budżetu. Caouette wykreował wizerunek swój i jego rzeczywistości. Stąd pojawai się podejrzenie o manipulacje widzem i jego uczuciami.
3) "Niewygodnie się to ogląda również dlatego, że niejasny jest cel powstania tego filmu. Jeśli miał być to element procesu terapeutycznego, to jest to projekt nieudany, bowiem wyraźnie widać granicę między Jonathanem Caouettem bohaterem a Jonathanem Caouettem twórcą. "
Argumentacja kompletnie nielogiczna. Caouette mówi, że poprzez ten film chce poznać samego siebie, dotrzeć do źródeł swoich lęków. Stanowi to próbę otworzenia się na świat i w przypadku filmu dokumentalnego ma to swoją rację bytu. Poczucie katharsis odczuwa nie tylko autor, ale i odbiorca. Poprzez film Jonathan oddaje cześć matce, wskazuje na jej wpływ na kształtowanie sie jego osobowości. Ponadto Tarnation stanowi krytykę XX-wiecznych terapii wstrząsowych. To czy jest to projekt jako terapia udany badz nieudany nie nalezy do oceny odbiorców. Odp zna tylko sam Caouette, który najprawdopodobniej ma sie całkiem nieźle, skoro sukces Tranation pozwolił mu na zaangażowanie się w następną produkcję dokumentalną.
Powstało dzieło wstrząsające. Wymykające się schematom. Sukces Tarnation może stanowić kamień milowy w kinie offowym czy też amatorskim. Emocje, któe wywołuje odzdziela go grubą kreską, od nijakich pastelowych prodkcji ogłupiającycyh nas każdego dnia. Zdecydowanie trzeba zobaczyć.
I kilka uwag z mojej strony
Ad1.
Czyż jednak film nie zaczyna się jak bajka? Ileż tam zdjęć rodzinki szczęśliwej, gdzie wszystko jest OK, a nawet lepiej, bo jest i sukces. Tyle tylko, że z reszty filmu wynika jasno, że problemy były w rodzinie na długo przed owym na pół mitycznym już wypadkiem (już sam fakt, że mamy tu do czynienia z paraliżem histerycznym wiele mówi)
Ad2.
Nie, nie mogę się tutaj z tobą zgodzić. Kiedy piszę opinię (nazwijmy to górnolotnie recenzją) o filmie, to nie po to, by dokonywać obiektywnej oceny ze względu na jego możliwości techniczne czy doświadczenie filmowe. Sam fakt już, że jest to moja opinia prowadzi do jedynej tylko możliwej konkluzji: są to moje subiektywne odczucia i fakty obiektywnie zauważone nic tu nie znaczą. Dla mnie film miał wady, o niektórych z nich wspomniałem. Wady te jednak nie przekreślają w mojej ocenie filmu. Nie uznam jednak "Tarnation" za filmu wybitnego.
Ad3.
"To czy jest to projekt jako terapia udany badz nieudany nie nalezy do oceny odbiorców."
Hm, hm, hm. To zdanie tylko potwierdza moją tezę. Film, który zostaje pokazany widzom, wprowadzony do dystrybucji, staje się już bytem niezależnym. W tym momencie jak najbardziej podlega on ocenie odbiorców, bo też taki jest sens każdego dzieła. Gdyby reżyser nie chciał, by jego film był oceniany i interpretowany przez widzów, to by go widzom nie pokazywał. Udostępniając go innym, musi liczyć się z ryzykiem, że ludzie będą na niego patrzeć w sposób, w jaki on sam nigdy by na te obrazy nie spojrzał.
Ja nie odczułem katharsis. Film mnie zaciekawił, ale na pewno mną nie wstrząsnął. Trudno też uznać, że film wymyka się schematom, kiedy właśnie zbudowany został na schematach, a cały smaczek jest w tym, że te schematy w tym przypadku okazują się prawdziwym życiem.
generalnie tez z kilkoma rzeczami zgodzic sie nie moge, a ze widzialem juz wiele 'mocniejszych obrazow' z checia wyraze kilka opinii...
)))"Tarnation" to dziwny film, który pod pewnymi względami bardzo niewygodnie się ogląda.(((
no coz - takie jest zycie. wiele jest w historii kina dziel, ktore sa wyjatkowo ciezkie dla przecietnego odbiorcy. nie mozna jednak pod katem wygody odbiorcy rozpatrywac wartosci merytorycznej i stylistycznej samego obrazu, poniewaz wtedy dokonujemy aktu ewidentnej cenzury staran tworcy. usuwamy wtedy wszelkie podswiadome leki, mysli i dziwne przezycia, towarzyszace odbiorowi, na bok wybierajac z tego tunelu jedynie te, ktore juz znamy. to w takim razie lepiej zostac przy 'harrym potterze'! dla mnie jest to bezsensowne, poniewaz w przezyciu dziela chodzi o przyjecie go w calej rozciaglosci z wszystkimi jego konsekwencjami formalnymi i tresciowymi. przy takim podejsciu kazda krytyka jest wtedy uzasadniona...
)))Mieszanka archiwalnych zdjęć, nagrań audio i video, eksperymenty na stole montażowym składają się na obraz dysfunkcjonalnej rodziny.(((
chwyt/stylistyka doskonale znana chociazby z filmow dereka jarmana, stana brakhage'a czy nicka zedda... stad wlasnie 'tarnation' blizej do filmu podziemnego, co jest chyba jasne.
)))Pozornie szczęśliwa rodzina, a za fasadą sukcesu straszliwe tragedie, cierpienie i pytania bez odpowiedzi.(((
to jakis absurd, przeciez w filmie wszystko podane jest na tacy i o to wlasnie chodzi. byc moze jest to odwolanie do 'dogmy' lub tez pokrewnych dziel (patrz wyzej!). sam nazwalbym to terapeutycznym ekshibicjonizmem o queerowej estetyce.
)))Reżyser dokonuje na sobie samym psychologicznego eksperymentu, próbując dociec źródeł własnej osobowości.(((
z tym bylbym sie w stanie zgodzic. film to dla mnie jednak glownie eksperyment, wiec nie jest to niczym dziwnym.
)))Niewygodnie jest oglądać przefiltrowane i zmontowane doświadczenia ludzi, którzy w życiu wycierpieli naprawdę sporo. Niewygodnie się to ogląda również dlatego, że niejasny jest cel powstania tego filmu.(((
i znowu to samo :D patrz wyzej!
)))Jeśli miał być to element procesu terapeutycznego, to jest to projekt nieudany, bowiem wyraźnie widać granicę między Jonathanem Caouettem bohaterem a Jonathanem Caouettem twórcą.(((
to juz jest dla mnie jakies kompletne przemieszanie poziomow i niezrozumienie idei filmu! skoro film jest procesem terapeutycznym (a w pewnym sensie tak na pewno jest, poniewaz jonathan wciaz walczy z demonami zyciowymi!), to nalezy sie najpierw zastanowic, co rezyser chce przez to osiagnac? jesli ma byc to ewokacja/odslonienie, to jest to proba w pelni udana. jesli ma byc to pelne uleczenie, to ciezko tu nad tym sie zastanawiac, gdyz musielibysmy byc na tyle blisko rezysera, zeby to stwierdzic. z twojej wypowiedzi wychodzi zas sugestia, iz samym celem filmu mialoby byc zlanie sie postaci rezysera z postacia dokumentu! dla mnie jest to z gruntu nieodpowiednie podejscie, gdyz nie ma w filmie takiego momentu rozdzielenia! rezyser jest bohaterem i wszystko co tworzy, oddzialuje na jego zycie. w tym sensie film jest proba, z ktorej wychodzi zwyciesko. to podejscie malo artystyczne, raczej trangresyjne.
)))Trudno też uznać za satysfakcjonujące uzasadnienie dla powstania filmu przeżycia poszczególnych osób. Bez celu jest to tylko zlepek mniej lub bardziej interesujących scenek rodzajowych.(((
???? (lol)
Też tak trochę punktowo
Ad1.
Nie zrozumiałeś o co mi chodzi.
Nie mam nic przeciwko "ciężkim" dziełom. Nie jestem jednak voyerystą i podglądanie cudzych tragedii nie jest czymś, z czym ot tak mogę przejść do porządku dziennego. To nie są fikcyjni bohaterowie, lecz osoby z krwi i kości. Cóż jako osoba, która sama ceni sobie swoją własną prywatność, mam pewne opory przed tego typu psychicznym ekshibicjonizmem.
Ad2.
Oczywiście i nie mam nic przeciwko temu.
Ad3.
I znów to samo. Dla ciebie nie jest to szczęśliwa rodzina, bo oglądasz psychiczny strip-tease. Jednak pomyśl sobie, że obok ciebie mogą żyć tacy ludzie, a ty widzisz ich tylko w sytuacjach jak z tytułowych zdjęć. Pozory są tutaj dekonstruowane ale tylko pozornie, o czym za chwilę.
Ad6 i 7.
Otóż nie. Mówienie o sobie w trzeciej osobie. Odgrywanie roli samego siebie, tak jak wcześniej prostej morderczyni własnego kochanka nie jest żadnym procesem terapeutycznym, lecz jedynie inną formą realizacji tego samego schematu. Rozszczepienie nadal pozostaje. Reżyser pozornie dystansując się od historii poprzez użycie trzeciej osoby, tak naprawdę podtrzymuje owo roz-szczepienie, a co za tym idzie odkrywa jedynie to, co już wcześniej wielokrotnie odkrył. Natomiast to, co zakryte, pozostaje w dalszym ciągu poza zasięgiem. Nie ma zatem transgresji, jakikolwiek sukces (poza kasowym i prestiżowym) jest jedynie pozorny. Reżyser jako on sam był dla mnie mniej przekonujący od młodego Jon grającego prostą dziewkę oskarżoną o morderstwo. Nihil novi. Tylko medium i zasięg przekazu się zmienił.
co do reszty to jest to sprawa wylacznie osobistych preferencji estetycznych... pozostaje:
"Ad6 i 7.
Otóż nie. Mówienie o sobie w trzeciej osobie. Odgrywanie roli samego siebie, tak jak wcześniej prostej morderczyni własnego kochanka nie jest żadnym procesem terapeutycznym, lecz jedynie inną formą realizacji tego samego schematu."
hmmm... jak dla mnie zdycydowanie jest, gdyz wychodzi sie w ten posob poza prosta egopercepcje na rzecz postrzegania rzeczy z boku. innymi slowy rozszczepia sie (logiczna?) spojnosc osobowosci na rzecz jej tworczej multiplikacji, ktora w rzeczy samej czlowiek bywa... doprowadza sie w ten sposob do skontrolowania calego procesu poprzez wykreowanie spojrzenia obserwatora(ow), co daje o wiele wieksze mozliwosci znalezienia wyjscia z psychicznej matni. dzieki wyksztalceniu dodatkowych zrodel poznania procesu dostajemy do reki dodatkowa bron w grze o rozwoj i przezycie... nie jest wiec to schemat (chyba, ze w szerokim sensie tego slowa), ale w istocie jego tworcze przelamanie.
"Rozszczepienie nadal pozostaje."
i zawsze na tym poziomie pozostanie... nie jestesmy w zaden sposob spojni, a jedynie probujemy ten fakt przyslonic!
"Reżyser pozornie dystansując się od historii poprzez użycie trzeciej osoby, tak naprawdę podtrzymuje owo roz-szczepienie, a co za tym idzie odkrywa jedynie to, co już wcześniej wielokrotnie odkrył."
kazde odkrycie niesie nowa wiedze, taka jest rola eksperymentu. jesli odkryl juz cos kilka razy, byc moze teraz poczal zamieniac wiedze na czynna prace z procesem, co zreszta jest widoczne w powrocie do bardzo scentralizowanej przez pierwszo osobowa narracje koncowce filmu i wyznaniu bezradnosci/zalamaniu. taki moment jest czesto poczatkiem procesu indywiduacji.
"Natomiast to, co zakryte, pozostaje w dalszym ciągu poza zasięgiem."
i zawsze pozostanie, poniewaz to tylko film :)
"Nie ma zatem transgresji, jakikolwiek sukces (poza kasowym i prestiżowym) jest jedynie pozorny."
chyba inaczej rozumiemy transgresje. caly film jest dla mnie w istocie opowiescia transgresyjna, poniewaz ujawnia lamanie konwencji osobowosci przez zdesperowana zyciem jednostke (dziecko), ktora wychodzac od straszliwego cierpienia, rozpoczyna kurs ku wchlonieciu tej dawki mrocznej energii, co przepoczwarza ja w mezczyzne-geja-artyste-aktora- demaskatora-opiekuna etc. etc. dajac jej do reki straszliwa bron w formie swiadomosci, iz rzeczywistosc nie jest i nigdy juz nie bedzie tak piekna, jak moglaby byc. jedynym wyjsciem jest tu zorganizowanie sobie arsenalu srodkow, ktore pozwola mu na rozprawienie sie z wlasnym wnetrzem i wyprucie z niego trawiacego bolu, co stawia go w pozycji bohatera, walczacego o zycie i wychodzacego z tej proby zwyciesko - nie popelnia samobojstwa, co jest w tym filmie wciaz wiszacym cieniem. tak rozumialbym w tym wypadku transgresje...
"Reżyser jako on sam był dla mnie mniej przekonujący od młodego Jon grającego prostą dziewkę oskarżoną o morderstwo. Nihil novi. Tylko medium i zasięg przekazu się zmienił."
???
.........
chyba bede musial jeszcze raz sobie ten film obejrzec
Dyskusja w internecie ma swoje plusy i minusy. Coś może być źle zrozumiane, nie możesz zanegować czegoś w najbardziej dogodnym dla siebie momencie etc Nic nie zastąpi dyskusji na żywo ;)
Właściwie moja riposta niosłaby za sobą tą samą treść merytoryczną co ostatni post konradino beb. Zgadzam się z jego argumentami.
Jedna sprawa wydaje mi się wyjątkowo warta omówienia.
cytat Torne`a :
"Sam fakt już, że jest to moja opinia prowadzi do jedynej tylko możliwej konkluzji: są to moje subiektywne odczucia i fakty obiektywnie zauważone nic tu nie znaczą"
Może miało to inaczej zabrzmieć, a może i nie.
Obiektywizm, tzn w tym przypadku, ocena wolna od uprzedzeń, jest moim zdaniem ważna. Jasne, że odbiór filmu, jego przekaz jest kwestią indywidualną, rodzącą subiektywne odczucia. Ale podważanie wartości faktów obiektywnych, istniejących niezależnie od czyjejkolwiek świadomości jest moim zdaniem błędem. Miejmy nadzieję, że będę dobrze zrozumiana;) Pozdrawiam ;)
"innymi slowy rozszczepia sie (logiczna?) spojnosc osobowosci na rzecz jej tworczej multiplikacji, ktora w rzeczy samej czlowiek bywa... doprowadza sie w ten sposob do skontrolowania calego procesu poprzez wykreowanie spojrzenia obserwatora(ow), co daje o wiele wieksze mozliwosci znalezienia wyjscia z psychicznej matni."
Mówimy tutaj chyba o dwóch różnych zjawiskach.
Otóż ja pisząc o rozszczepieniu miałem na myśli jedno z najprymitywniejszych zjawisk psychicznych, obecne (jako naturalne) u noworodków. Polega ono w wielkim skrócie na niemożności spojrzenia na obiekt jako całość. Ten sam obiekt z emocjonalnymi konotacjami pozytywnymi nie jest tożsamy dla dziecka z tym samym obiektem ale wywołującym negatywne emocje ("dobra matka" i "zła matka"). Rozszczepienie u normalnej osoby zanika, obiekt jest integrowany. Jeśli tak się nie dzieje, mamy do czynienia z najpoważniejszymi zaburzeniami psychicznymi, takimi jak: schizofrenia czy dysoscjacyjne zaburzenie osobowości.
""Reżyser pozornie dystansując się od historii poprzez użycie trzeciej osoby, tak naprawdę podtrzymuje owo roz-szczepienie, a co za tym idzie odkrywa jedynie to, co już wcześniej wielokrotnie odkrył."
kazde odkrycie niesie nowa wiedze, taka jest rola eksperymentu. jesli odkryl juz cos kilka razy, byc moze teraz poczal zamieniac wiedze na czynna prace z procesem"
Otóż nie. Idąc po raz kolejny tą samą drogą przez labirynt, w żaden sposób nie zbliżysz się do wyjścia. Za każdym razem ta droga będzie trochę inaczej wyglądała dla ciebie, bo 1) za kolejnym razem będą na ścianach znaki, których wcześniej nie było, bo zostały przez ciebie dopiero postawione 2) idąc po raz n-ty zauważasz na ścianach pęknięcia, jakie przy pierwszym przejściu nie zauważyłeś. Czy jednak zbliża cię to do celu, jakim jest wyjście z labiryntu? Nie. Takie samo wrażenie na mnie wywarł "Tarnation". To jedynie rozbudowana wersja tej samej drogi, tego samego zachowania. Ma większe środki, ma możliwości zbudować gmach, jednak to nadal jest odgrywanie tej samej roli.