Zachód przeżywa kryzys wiary w spowiedź, stąd może taki właśnie pomysł. Bóg wychodzi z kościoła i ustawia swój konfesjonał na ulicy. Nie ma już dobrowolnej spowiedzi. Przeciwnie. Bóg przystawia człowiekowi pistolet do głowy. Żąda wyznania grzechów. I brutalnymi metodami osiąga swój cel. Odchodzi mówiąc "i nie grzesz więcej". Jedno mi tylko w tej układance nie pasuje. Rozumiem, że ginie alfons, jako człowiek go głębi zły, ale czemu ginie dostawca pizzy? Albo ja czegoś nie zrozumiałem, przeoczyłem coś w zakończeniu, albo jest to słaby punkt scenariusza. Czy ktoś może mi to wyjaśnić, proszę?
Mariusz
www.dersuuzala.info
Po prostu Bóg nie ma tu nic do rzeczy. Facetowi odbiło i postanowił, zmusić jednego z wielu grzeszników do publicznej spowiedzi. Alfons oczywiście złym człowiekiem był ale to nieuprawiedliwia zabijanie alfonsów na ulicy a dostwaca pizzy, no cóż tym bardziej nie zasłużył na śmierć. Jedno mnie irytuje. W filmie Stu niby strasznie lekceważąco potraktował dostawcę, obraził go i takie tam. Przecież Stu na początku powiedział, że to pomyłka i nie zamawiał pizzy. Dostawca był natrętny i pytał się co zrobić z pizzą. Rozmawiasz przez telefon a ktoś próbuje ci wcisnąć pizzę przeszkadzając w rozmowie. Jak byście zachowywali się w takiej sytuacji? Grzecznie prosilibyście kilka razy, że nie chcecie tej cholernej pizzy i jeszcze w takiej stresującej sytuacji? Trochę naciągany motyw.
Ja rozumiem. Wiele czytających moje rozważania się żachnie, ale prawda jest taka, że ten film ma dwa znaczenia - jawne i ukryte. Wszyscy widzimy to jawne. Cała zabawa polega na odkryciu tego przez scenarzystę ukrytego. Przecież scenarzysta pisze scenariusz w powiedzmy kilka tygodni, a może nawet miesięcy, a my chcemy go zrozumieć o tak, bez namysłu, od razu. Scenarzysta, Larry Cohen wymyślił sobie, że ubierze Biblię w nowoczesne szatki i to mu się świetnie udało. Czemu na przykład ginie alfons? Czy dlatego, że skłaniał innych do grzechu? Pewnie tak. Ale może też dlatego, że chciał wyprowadzić bohatera z budki? Podniósł rękę na świętość konfesjonału?
A jeśli chodzi o namolność dostawcy to przecież Chrystus też był namolny i nikt go nie prosił by chodził i ludziom mówił o ich grzechach, o miłości, o pokucie... Wszyscy wiemy jak mu za to podziękowano. To nie jest tak, że Chrystus umarł dwa tysiące lat temu i można o tym zapomnieć. Co jakiś czas do każdego z nas przychodzi ktoś z dobrą nowiną, z chlebem, z miłością, a my ten dar odrzucamy, bo jesteśmy zajęci czymś innym. Nie dostrzegamy rzeczy naprawdę ważnych, bo zajęci jesteśmy tworzeniem swojego złudnego, małego światka tak, jak bohater filmu. Gramy swoje małe rólki, wypowiadamy małe kłamstewka. Czy okazujemy miłość swoim rodzicom, dzieciom, bliskim? Czy okazujemy im szacunek nawet wtedy gdy są namolni, gdy wymagają od nas rzeczy, których nie chcemy robić? To są ważne pytania. Miłość prawdziwą, szczerą, bezwarunkową. Z filmu wyrzucono scenę, w której pokazana była miłość złuda, chora - szkoda trochę tej sceny.
Mariusz
www.dersuuzala.info
Przepraszam, bo tak niechcący przeskoczyłem na inny wątek - wprowadziłem trochę zamieszania. Zainteresowanych odsyłam do tego tematu:
http://www.filmweb.pl/topic/562355/Dlaczegooo++.html#1696164
Mariusz
Chrystus nie był namolny, kto chciał ten za nim szedł i słuchał co ma do powiedzenia. Dostawca pizzy był upierdliwy i nie przypominał proroka :]
Oczywiście, że w filmie jest to ukryte znaczenie ale nie jest ono takie ukryte. Przesłanie nie jest zbyt trudne bo w niektórych momentach jest nawet dosłownie przedstawione w słowach zamachowca. Sam film dobry, trzyma w napięci do ostatniej chwili. Zakończenie jest jakieś takie niesatysfakcjonujące, coś mi w nim brakowało.
Wchodzimy tu już na trudny teren należący do religii. Jak był postrzegany Chrystus? Byli tacy którzy go kochali, uwielbiali, szli za nim to fakt. Ale byli też tacy którzy go nienawidzili, knuli przeciwko niemu, dla których był wyrzutem sumienia. Nie wchodźmy jednak w sprawy religii - nie miejsce tu na to.
Jednak im więcej o tym myślę, ta analogia staje się coraz bardziej oczywista. Dzwoniący najpierw wysyła faceta z pizzą. Dopiero gdy ten zostaje odesłany do zamawiającego zaczyna się pierwszy telefon od dzwoniącego. Czemu doręczyciel przychodzi z pizzą, a nie na przykład z chińskim żarciem albo hamburgerem? Wszystko da się wyjaśnić metaforą. A zatem najpierw Bóg wysyła swojego syna z chlebem. Pizza to przecież podpłomyk czyli chleb taki, jaki jadano w czasach biblijnych. Syn boży jednak zostaje odrzucony, odesłany do tego, kto go przysłał.
Ta kluczowa postać dla całej metafory, doręczyciel pizzy umiera od podcięcia garda. Dlaczego nie po prostu od postrzału? Bo to by nie pasowało do metafory. Oczywiście doręczyciel nie mógł zostać ukrzyżowany, bo to by wyglądało zupełnie nierealnie, dziwacznie. Umiera więc w konwulsjach z poderżniętym gardłem jak... baranek ofiarny. Bóg składa ofiarę ze swojego syna za grzechy bohatera historii.
I jeszcze jeden ciekawy symbol religijny. Otóż bohater, gdy dzwoni do dziewczyny, którą chce przelecieć, zdejmuje obrączkę. Jaki to ma sens? Przecież przez telefon ona nie zobaczy czy on ma obrączkę czy nie?
A już sama końcówka w której widzimy na ekranie Sutherlanda jest karkołomnym wyjściem scenarzysty. Pokazano twarz Boga-Sutherlanda. Dlaczego? Czemu na koniec scenarzysta wyszedł z tej konwencji? Może to też jest metafora tego, że choć wydaje się nam teraz, że Bóg jest kimś wymyślonym, kto nas nie dotyczy, to jednak kiedyś umrzemy i spotkamy się z Bogiem twarzą w twarz. Stąd właśnie bohater dostaje zastrzyk, zapada w półsen i dochodzi do tego spotkania. Przecież telefonujący mógłby zadzwonić do niego na komórkę i to powiedzieć, nie musiał pokazać twarzy, a jednak...
Mariusz
Stu mówił o tym czemu zdejmuje obrączkę ;P. Nie ze względu na Pamelę. Wyjaśnił to swojej żonie mówiąc, że gdy ma na palcu obrączkę i dzwoni do innej kobiety, wstydzi się. Owszem, to jest forma spowiedzi, ale wcale nie porównywałabym owego rozmówcy-snajpera do Boga. On cieszył się widząc zakłopotanie Stu, jego krzywdę, to jak się miotał. Miał z niego po prostu, krótko mówiąc niezły ubaw. Zwyczajnie się z niego śmiał, podpuszczał go, wyśmiewał, oszukiwał. Nie chciałabym sobie wyobrażać Boga w taki sposób.
Bardzo dobrze to ujęłaś.
Bóg jest miłością i to jest jego całkowitą definicją.
Każde ludzkie "ubranie" jego palca jest tylko maluczkim ludzkim pojęciem dobroci pańskiej.
Wielu aspiruje do roli boskiego egzekutora jednak sam Jezus nie nauczał walki i nie nauczał epatując siłą. Pokazywał dobre strony natury ludzkiej, nauczał jak dobrocią zwalczać zło.. a więc nawiązując do filmu .. jest to tylko obraz w którym zwykły człowiek zbyt wiele przyjął na swoje barki i próbował naprawiać świat swoim "krzyżackim" sposobem, być może skutecznym to jednak nie naprawdę boskim.
I choć ja np pogardzam fałszem i zakłamaniem to nie popieram takich samosądów, w których jak sami widzieliście mógł zginąć każdy, niezależnie od tego kim był i co sobą reprezentował.
Takich "bożków" jest wielu i dlatego nie ma sensu wyobrażać sobie Boga w taki sposób.
Źródła bliskie Chrystusa donoszą o trzech cechach Boga. Wystarczy zajrzeć do dzienniczków Św. Faustyny. Warto. Przynajmniej lepiej niż dawać takie żałosne definicje Boga...
W ogóle katolicyzm to forma daltonizmu. To jak patrzeć na niebo i zamiast tęczy zobaczyć szary pasek. Tymczasem niedługo do naszego kraju, do Krakowa zjedzie pięciuset reprezentantów różnych religii na świecie. Czy każdy z tych pięciuset przywiezie swojego Boga? Czy też każdy przywiezie swoją definicję Boga? Przecież nie ma Boga, który stworzył niebo i drugiego, który stworzył morza, innego który stworzył kukurydzę w puszkach i następnego, który coś tam, coś tam... Nie tylko Bóg jest jeden, ale wszyscy jesteśmy Jednością. A że nasze umysły tego nie potrafią pojąć to inna sprawa.
Do rzeczy. To nie jest dyskusja o Bogu. To nie jest forum religijne, tylko filmowe. Mówimy o filmie, którego scenariusz napisał Żyd, być może zainspirowany wątkami religijnymi. Nie Chrześcijanin, tylko Żyd. Jeśli ktoś czytał Stary Testament wie, że judaizm to trochę inna bajka. Bóg w Starym Testamencie wpada w złość, wymierza okrutne kary, ale daje się uprosić, przebacza. Żeby zrozumieć co chciał pokazać Cohen poprzez tę historię, ten scenariusz trzeba spojrzeć na ten film oczami światowego człowieka, amerykańskiego Żyda, a nie polskiego katolika-daltonisty. Zachęcam do takiego eksperymentu.
Piszesz o cechach Boga, ja natomiast o jego definicji, więc żałuj jedynie tego czego nie zrozumiałeś.
Co do katolicyzmu to znów piszesz o swoim jego rozumieniu. W żadnym wypadku nie jest to prawdą. Ubrdałeś sobie jakiś daltonizm, być może nawet w to wierzysz :)))
Co do dwóch spraw się zgodzę, Bóg jest jeden a my niestety jesteśmy zbyt mali by pojąć jego istotę. Próbujemy, próbujemy, ale nie sądzę, że przy takim naszym duchowym arozwoju cokolwiek zdołamy zrozumieć.
Dla nas bogami stają się ludzie i to pokroju dody, pustaka lansującego się w tv. Ale... do rzeczy ;))
"Żeby zrozumieć co chciał pokazać Cohen poprzez tę historię, ten scenariusz trzeba spojrzeć na ten film oczami światowego człowieka, amerykańskiego Żyda, a nie polskiego katolika-daltonisty. Zachęcam do takiego eksperymentu"
Po pierwsze nie trzeba być murzynem by zrozumieć osobę z czarną skórą. Jeżeli myślisz inaczej to masz duży problem, empatia bardzo przydaje się w rozumieniu wielu spraw. Polecam.
Przepraszam kolego. Wczoraj o północy byłem w buntowniczym nastroju i miałem ochotę napisać coś z fantazją, a niekoniecznie z sensem. Taka pora. Bynajmniej nie szukam zwady. Smutno mi tylko, że wszyscy widzą w postaci dzwoniącego tylko świrusa. To taka czarno-biała, daltonistycza optyka. A przecież cała historia kończy się pozytywnie. Dzwoniący doprowadza do tego, że Stu jedna się z żoną, a przede wszystkim z własnym sumieniem. Jego grzechy rytualną śmiercią odkupił dostawca pizzy. Bez takiej interpretacji cały ten wątek dostawcy pizzy nie ma większego sensu. Dla mnie jest to genialny, krypto-religijny scenariusz.
Pamiętasz jak to było w Matrixie? Jest taki dialog w tym filmie z którego wynika, że twórcy Matrixu najpierw stworzyli świat idealny, wypełniony szczęściem, miłością itd. Efekt był taki, że ludzie marli na potęgę. Dopiero potem stworzono Matrix jaki znamy z filmu. Niby efekciarstwo, kino akcji, a pierwsza część Matrixa miała piękny wymiar religijny. Stwórca nie kieruje się tylko miłością, bo inaczej nie żylibyśmy w świecie w jakim żyjemy, pełnym cierpienia. Bóg to także jak twierdziła Św. Faustyna - oprócz miłości - świętość i sprawiedliwość. Stu należy do niego, ma przecież obraczkę, symbol świętości małżeńskiej. Czyż dzwoniący nie jest sprawiedliwy? Czyż nie kieruje się miłością w walce o duszę Stu? Przecież Stu to mięczak, antybohater. Dostawca pizzy to tylko sługa, baranek ofiarny. Tak naprawdę bohaterem tego filmu jest dzwoniący. To on ma charakter, ma odwagę, on bierze odpowiedzialność, on za wszelką cenę chce zbawić duszę Stu. Metody są nie ważne: cierpienia fizyczne, cierpienia psychiczne, groza śmierci, śmierć innych ludzi. Boga-dzwoniącego interesuje tylko zbawienie duszy Stu. Bóg to ktoś, kto walczy o zbawienie dusz - to jest moja definicja Boga.
Rozumiem, ja natomiast jestem przekorny, tak z natury, wybacz więc moje niepokorne podejście ;)
Religia budzi sprzeczne emocje dlatego też jest tak mocno opiniowana na wszelakich forach. Moim skromnym zdaniem religia jest czymś więcej niż tylko wiarą w niezrozumiałą istotę ... to idea, idea wg której życie staje się poukładane i ma pewne i jasne zasady. Nie chodzi tu o ograniczenia wolności tylko o postępowanie zgodne z duchem szacunku do innych ludzi. Stu jest przykładem człowieka, którym może być każdy z nas, człowieka którego znaleźć jest taka łatwo jak peta na ulicy. Niestety myślenie staje się w dzisiejszych czasach nie modne więc warto udawać, i to pokazuje nasz aktor.
Udawanie jednak jest złe, to rodzina kłamstwa i obłudy. To rodzi kolejne zło etc, etc ... Często trzeba obnażyć człowieka by zaczął być szczery, by można mu zaufać.
Popieram szczerość i dobre metody jej uzyskiwania, nie popieram jednak zbrodni w imieniu jej uzyskania. Ofiara ma pewien sens wiem, jednak trzeba pamiętać, że każde życie ma swoje uzasadnienie i każde życie o ile nie jest niszczące dla innych żyć warte jest ochrony.
Chrońmy życie, eliminujmy niszczących życie.. to niepopularne ale nauczyło by nas szacunku, szacunku do tego co mamy.
A Matrix hmm... uwielbiam ten film, właśnie szczególnie część pierwszą :) Nigdy nie podchodziłem do niego stricte religijnie, chyba nie widzę tego co ty.. Matrix jest wytworem oszustwa, oszukuje umysł dla konkretnych efektów.
Co do definicji Boga to nadal pozostaję przy swojej.. na nic świętość i sprawiedliwość bez miłości. Miłość determinuje wszystko, ten kto to czuje wie :)
Obawiam się, że dalsza dyskusja będzie nudna, bo prawie się z Tobą zgadzam. Prawie, bo z jednym wyjątkiem. Myślę, że tzw. poszanowanie życia to współczesny "wynalazek" swiata zachodnego. W wielu innych kulturach ludzie mieli inny stosunek do życia i śmierci. Na przykład samurajowie nie przejmowali się tym czy przeżyją czy umrą w kolejnej walce. Zupełnie inne wartości były dla nich ważne - honor, kodeks samurajski, prawda miecza. Sęk w tym, że nasza współczesna zachodnia kultura jest podszyta strachem przed śmiercią. Umieranie to nasze współczesne tabu. Boimy się śmierci i dlatego uciekamy w poszanowanie życia. Trochę czytałem na ten temat Levina, Kubler-Ross czy Tybetańską księgę życia i umierania - polecam. I Chrystus nas przecież uczy, że śmierć można pokonać. Bez Jego zmartwychwstania nie byłoby Chrześcijaństwa. Słowem, być może dla Boga życie i śmierć nie mają tak wielkiego znaczenia jak dla nas, maluczkich, zastraszonych.
A czy zabijanie (czyli kara śmierci, bo chyba o tym myślimy) nauczyłoby kogokolwiek szacunku? Wątpię. Kara śmierci niczego nikogo nie nauczy. Może co najwyżej kogoś zastraszyć, ale i to jest bardzo wątpliwe. Ludzie, którzy nie mają hamulców moralnych, by innych zabijać, sami też nie boją się śmierci. Może nawet świadomie lub podświadomie do tego dążą. W takim przypadku kara śmierci byłaby dla nich nawet... zachętą? Zawachałem się, bo to śmiały wniosek. Wydaje mi się, że wielu ludzi bardziej boi się cierpienia niż śmierci, stąd taka myśl. Nie, nie. Kara śmierci to już zupełnie inny temat, chociaż przecież w tym filmie Stu ginie. Była to gumowa kula i zaraz wstał. Jak to mówią na kazaniach: stary człowiek umarł i narodził się nowy. I w celach śmierci zdarzało się nie raz, że skazaniec nawracał się przed śmiercią. Oj dam już temu spokój.
Masz rację co do kultury życia, w wielu religiach i w wielu kulurach życie jest tylko etapem czegoś wiekszego... baaa bo chyba jednak tak jest , wystarczy popatrzeć na naszą ewolucję na przełomie milionów lat... Darwin nie był oszołomem :)
Natomiast "życie"... pamiętaj że "coś" co zostało stworzone jest dziełem kobiety i mężczyzny, nie wolno traktować istoty życia jako ofiary, tak myślą przestepcy, im nie zależy na jakimkolwiek życiu.
Masz dziecko? Czy czułbyś przyzwolenie na boską sprawiedliwość gdyby dotyczyła Twojego dziecka? Mam na mysli jego śmierć?
Miałem w życiu różne chwile, byłem o krok od zbrodni, jednak jestem szczęsliwy że tego nie zrobiłem... Pamiętaj, że każda utrata życia wiąze się z cierpieniem innych ludzi. Empatia to naprawdę coś boskiego.
Osobiście nie żałuję tylko tych co nie żałują popełnionych zbrodni, win.
Stu wyznał prawdę bo ... chciał ... nie jest człowiekiem pustym, gra tylko swoją rolę, która jest mu najbliższa.
Gdyby taki nie był to żadna litość nie dotyczyła by jego osoby.
Macie coś do alfonsa? xD a po drugie każdy człowiek wierzy w co chce, tzn. wolna wola, wolność, ten facet, co dzwonił, był poprostu czubkiem, któremu odbiło i zabijał ludzi. A zabijanie jest czymś dobrym? Albo trzymanie kogoś, jak by na uwięzi, i celowanie w niego bronią (snajperką z daleka) ?
Zaciekawiła mnie teoria mariuszakwiatkowsiego. Nie wiem, czy istotnie takie było przesłanie scenariusza- ale jaest bardzo wnikliwa i nie powiem, żeby przeleciała mi ot tak koło ucha.
Uważam, ze to chyba jeden z lepszych thrillerów jakie widziałam. Cały czas siedziałam w takim napieciu, że dopiero po filmie to sobie w pełni uświdomiłam. Jak dla mnie 7 na 10.
Obejrzałem sobie ten film po raz drugi. Ta moja interpretacja jest śmiała. Fakt. Ale z drugiej strony jest tam parę elementów religijnych. Inspektor-Whitaker mówi o małej czarnej biblii w kieszeni bohatera. Jest mowa o religijnym psychopacie. Ale najbardziej podobał mi się tekst już przed samym rozwiązaniem akcji, przed "zastrzeleniem" Stu.
- Więc po co ta spowiedź - pyta Głos.
- Nie zrobiłem tego dla ciebie - odpowiada Stu.
Tu właśnie padło to kluczowe słowo "spowiedź", bo przecież o to chodziło Głosowi, o wyznanie grzechów. Grzechów jakie popełniamy każdego dnia: kłamiemy, oszukujemy, mamy swoje tajemnice przed najbliższymi, onanizujemy się, gramy role itp. Spowiedź nie jest wyznaniem grzechów Bogu, bo On je przecież zna, tak jak ów Głos. Spowiedź jest pojednaniem się z własnym sumieniem i z bliźnimi. Ten film ma wydźwięk moralizatorski - jeśli to nie jest zbyt wyszukane określenie. Na pewno to nie jest kolejny film o mordobiciu, kopaniu i ścielących się trupach.
Co do mojej interpretacji to nikt nie objaśnił mi dlaczego dostawca przychodzi z pizzą i na końcu zostaje zabity jak ofiara mordu rytualnego. Niestety, moi drodzy, to film dla ludzi myślących, bądźmy szczerzy. Kino amerykańskie przyzwyczaiło nas do tego, że nas ogłupia, że pokazuje spłaszczoną rzeczywistość. Stalone, Szwarceneger itp. (Sorry jeśli przekręcam nazwiska, wiemy o kogo chodzi.) Tymczasem najczęściej walka dobra ze złem nie toczy się pomiędzy ludźmi, a w ludziach, w nas. Bóg, spowiedź czy też psychopata, psychiatra to tylko katalizatory tej walki. Tak naprawdę chodzi tylko o nas. I ten film oddaje tę religijną prawdę czy to się komuś podoba czy nie.
Te biblijne rewelacje wydają mi sie calkowicie zbedne, to po prostu dobry film sensacyjny i nic ponadto. Porownanie sprzedawcy pizzy do Jezusa to juz (nie obrazaj sie) niezly absurd. Punktujesz te analogie dosc logicznie, tylko ze jak sie bardzo w cos wierzy to udowodnic mozna wszystko, ze osiol jest kura tez;) Glowny bohater po prostu pekl, pod wplywem emocji, skrajnie trudnej sytuacji i wywalil z siebie wszystko. Pozdrawiam
Dochodzę do wniosku, że ten film jest jak abstrakcyjny obraz. Każdy może intrpretować go dowolnie. Czerwona plama to czerwona plama, ale inni moga powiedzieć, że to krew, albo wyciśnięty sok z pomidorów. Tylko ciekawa jestem jaki był zamiar twórców filmu...?
do mariuszkwiatkowski - onanizm nie jest grzechem, przynajmniej w stosunku do dojrzewającej młodzieży, taki nastolatek sam wytycza na jaką kategorię postawi swój czyn, tylko tyle mam do powiedzenia.
Bez sensu, nie wychodźmy poza scenariusz ;]. Jakby dostawca miał być baaardzo złym człowiekiem, który zostaje za to zabity i miało by to sens dla fabuły, z pewnością zostałoby nam to pokazane. Ale dostawca nie jest złym człowiekiem. Nie jest nawet bezczelny, czy wredny. Przychodzi z pizzą - to jego praca. Owszem, pyta co z nią robić dalej, ale co? Ktoś zamawia pizzę do budki, idzie, daje ją, a facet jej nie chce. On jest pracownikiem, chce wiedzieć co ma z nią zrobić. To Stu jest w stosunku do niego niegrzeczny i wręcz niepotrzebnie. Ów snajper mówi mu później (odnośnie alfonsa), że chciał jego szacunku. No i właśnie, bo to pokazuje, że Stu szacunku ukazać nie umiał. Czy nie wystarczyło powoli wyjaśnić dostawcy, że to pomyłka? Bez przekleństw, wyzwisk? Poprosić go, żeby odszedł, ba, nawet poczekał, czy wziął ją sobie?
I znów sięz Tobą zgadzam :)
Moim skromnym zdaniem:
1. Pizzasalesman był potrzebny dla scenariusza. W końcu tak to się zaczęło ;)
2. Pizzasalesman musiał odkryć reakcje Stu na nacisk ze strony innej osoby.
Dalej już wszystko jest jasne..
N A D I N T E R P R E T A C J A, nie uzywaj mozgu w filmach joela schumachera, po prostu trafilosie slepej kurze ziarno i mozna to interpretowac jak kolwiek, ale nie o to w tym filmie chodzi, to tylko rozrywka dla mas i trzymajacy w napieciu klaustrofobiczny thriller
bóg tu nie ma kompletnie znaczenia.
Facet (jak zresztą sam opowiada) nudzi się w swoim mieszkaniu, zaczyna obserwować ludzi, wpada na genialny pomysł śledzenia tych którzy według niego postępują źle w życiu. Nie pamiętam już dokładnie kim był, ale jednego zabił na ulicy. Stu trafił do budki ponieważ dzwonił do kochanki, a nie jakiś 'konfesjonał'.
ło matko :))))
już prościej naprawdę nie trzeba recenzować filmu, zrobiłeś to wyśmienicie :))))) takich osób potrzeba nam w polityce ;D
"Czemu doręczyciel przychodzi z pizzą, a nie na przykład z chińskim żarciem albo hamburgerem?"
A czy fakt, że w jakimkolwiek innym filmie dostawca przychodzi z kurczakiem chciażby zamiast z pizzą ma jakieś ogromne znaczenie symboliczne?
"Ta kluczowa postać dla całej metafory, doręczyciel pizzy umiera od podcięcia garda. Dlaczego nie po prostu od postrzału?"
To miało wyglądać na samobójstwo, sam miał się zastrzelić ze snajperki? Zresztą nie doszukujmy się w tym jakichś wielkich symboli, jakoś zginąć przecież musiał i jakoś zginął.
"I jeszcze jeden ciekawy symbol religijny. Otóż bohater, gdy dzwoni do dziewczyny, którą chce przelecieć, zdejmuje obrączkę. Jaki to ma sens? Przecież przez telefon ona nie zobaczy czy on ma obrączkę czy nie?"
Zdejmuje, bo odczuwa wstyd. Wyrzuty sumienia, że rozmawia z obcą kobietą. Właściwie sam siebie oszukuje, że w tym momencie nie robi nic złego. Chce się czuć niewinny z tego powodu, że właściwie, nawet słowem, ale jednak, zdradza żonę. Ma w sobie poczucie winy, ale chce je stłumić w ten sposób.
Ogólnie cóż powiedzieć... Twoja teoria jest ciekawa, na pewno. Owszem, z niektórymi aspektami mogę się zgodzić. Można jeszcze to odwołać do owej spowiedzi i tak dalej i rzeczywiście jest to wątek wytłuszczony, że tak pozwolę to sobie nazwać. Ale nie porównywałabym tego z Bogiem. Oczywiście wyobrażenie na temat Boga i wiary, nawet tego samego Boga i tej samej wiary, co istotne, każdy ma inne. Zależy jak na to patrzeć.
Dla mnie Bóg nie mówi: "Masz mi być posłuszny i spowiadać się, albo dostaniesz kulkę w łeb". Nie. Bóg daje nam wolną wolę. Wolność decyzji, możliwość wyboru. Stu? Stu ma raczej marny wybór. Ma jedną opcję, bo jeśli zechce się przeciwstawić zostanie zabity. Więc musi robić wszystko co każe mu "głos". "Wyjdź z budki a cię zabiję". "Zrób to jeszcze raz, a cię zabiję". Nie, to nie jest wizja Boga. To wizja wyrafinowanego gracza. Gracza, który ze stanowiska obserwatora schodzi do stanowiska oprawcy. Prowokuje, gra, drwi i kłamie. Giną niewinni ludzie (w tym dostawca pizzy właśnie). Gracz nie ma oporów. Gdyby Stu nie zaprotestował, zabiłby jego żonę i kochankę, które przecież nie są niczemu winne. Ale Stu protestuje. A "Głos" widzi w nim coś czego nie dostrzegł w poprzednich ofiarach, skruchę ;P. Co nie zmienia faktu, że "Głos" nie zamierza go puścić wolno. Nie zamierza pozwolić mu ujść z życiem. Przecież Stu zostaje "postrzelony" przez policję. Jest to strzał fałszywy, ale podejrzewam, że dla oka obserwatora wyglądał jak prawdziwy. "Głosowi" wcale nie zależy na tym, żeby Stu był żywy. On chce usłyszeć przewinienia, przyznania do winy. A później? Może umrzeć.