Film mógł byc niezły. Ale... ale za dużo tu wciskania kitu.
Na ulicy szaleje snajper, ale Policja nie rozgoniła tłumu gapiów... Sprawa mogłaby zostać w prosty sposób rozwiązana, gdyby Policjanci, po określeniu kierunku, z którego snajper świeci laserem celownika, podjechali szybko pod budkę wozem opancerzonym i po prostu zabrali go stamtąd.
Czemu służy w fabule ten konflikt między kapitanem a negocjatorem?
Czemu nie wezwano specjalisty od czytania z ruchu ust, by dowiedzieć się o czym rozmawia Stu a w ten sposób ustalić "co tu się do diabła dzieje"?
No i ckliwa scena skruchy. Farrel dobrze ją zagrał, ale była bez sensu. Taki melodramat...
Atmosfera filmu byłaby ciekawsza i bardziej realistyczna, gdyby ścieżkę dźwiękową z głosem snajpera przepuszczono przez telefon. Powinien to być głos psychopaty (z tymi wszystkimi trzaskami w słuchawce i słyszalnym przecież w telefonie, niepokojącym oddechem dzwoniącego nieznajomego). A tak, mamy kiczowato niski głos, brzmiący raczej jak "lektorzy-twardziele" z hollywoodzkich trailerów z lat 90-tych. Przeszkadzało mi to w odbiorze.