Terry Gilliam "odlatuje" w na poły filozoficznej, na poły prześmiewczej wizji świata przyszłości. Efekt jego poczynań jest wyjątkowo nierówny: miejscami intryguje, kiedy indziej jednak okazuje się zaskakująco płytki i irytująco pretensjonalny. Widać wyraźnie, że twórca "Brazil" miał pewne problemy z finansowaniem swego najnowszego dzieła, ale największą "skuchą" pozostaje tak naprawdę scenariusz: chaotyczny, skaczący z tematu na temat, przeładowany niepotrzebnymi wątkami i ozdobnikami. Teoretycznie, znajdziemy tutaj wszystko, co tak charakterystyczne dla kina tego reżysera, ale ciężko zarazem pozbyć się uczucia przesytu i wtórności. Surrealizm trąca "myszką", absurdalny humor w najlepszym przypadku wywołuje wzruszenie ramion, a warstwa znaczeniowa nie niesie tak naprawdę żadnych konstruktywnych wniosków. Wielka szkoda, że Gilliam nie pokusił się o bardziej zdyscyplinowaną, ale zarazem i uszczypliwszą formę w parodiowaniu konsumpcyjnej rzeczywistości, która nas otacza. Co więcej, w tych dekoracjach, nawet zwykle rewelacyjny Waltz, wypada dosyć blado, zupełnie jakby nie mógł się odnaleźć w tym ekscentrycznym misz-maszu. Koniec końców, ironia traci całą swą moc i na poważnie zaczynamy się zastanawiać: czy nie lepiej, żeby to wszystko cholera wzięła?
Mimo wszystkich tych negatywnych recenzji muszę film sam zobaczyć. A jakie są Twoje opinie o innych dziełach Gilliama ?
Ano różnorakie. "Brazil" widziałem dawno temu, jeszcze w podstawówce, ale pamiętam, że wywarł duże wrażenie. Wypadałoby odświeżyć.
"Las Vegas Parano" - klasyka ćpuńskiego kina. Kto nigdy nie lasował sobie i innym mózgu pod wpływem, nie zrozumie tej jazdy. Ale stany odmienne czy też towarzyszący im rumor w głowie, oddaje wyśmienicie.
Niespecjalnie przemawia do mnie "Fisher King" - nie mój typ kina, podobnie "Przygody barona" jakoś mnie wyjątkowo nie zachwyciły, choć te dwa filmy również oglądałem lata temu i wspomnienie może być nieco zamglone.
"12 małp" - bardzo, stosunkowo najsłabsi w całym dorobku są "Bracia Grimm" i "Parnassus" - widać władowaną kasę, ale niewiele ponadto.
Zupełnie inna liga to filmy z ekipą Pythonów - patrzę na to bardziej jako na pracę zbiorową. No i oczywiście jest ona kapitalna.
Jeśli lubisz takie dziwaczne, mroczniejsze klimaty Gilliama to "Krainę traw" polecam obejrzeć - mnie dosyć zawiodła, ale może Tobie się spodoba.
A, tak, tego nie uwzględniłem. Owszem, niezły jest. Najpierw czytałem książkę i muszę przyznać, że mnie zaintrygowała. A Gilliamowi całkiem nieźle udało się oddać jej klimat, który był naprawdę smakowity.
stary napiszesz coś o roli Tildy Swinton? czy tylko epizodyczna czy jakaś konkretniejsza? no i jak zagrała - oczywiście bez spojlerów. postawię piwo, jeśli kiedykolwiek cię spotkam. : D
Cóż, jej rola jest w zasadzie mocno drugorzędna i mało wymagająca - jak dla mnie, to gra tutaj z niemal identyczną manierą, co w niedawnym "Snowpiercer". Nawet charakteryzacja podobna. Dla fanów jej osoby (i nie tylko dla nich), może to być nieco rozczarowujące.
Kurde, troche mnie rozczarowales swoim postem, ale jako fan Gilliama i tak obejrze :P
Trudno się nie zgodzić z Twoją opinią. Film mnie rozczarował pod wieloma względami, a szczególnie mocno kulał scenariusz. Nie powiem, że jakoś bardzo źle się to oglądało - ale jednak zdecydowanie poniżej oczekiwań.
brak kasy chyba nie był tu największym problemem - wszystkie jego filmy są trochę takie "łatane" z resztek i to jest oryginalne
http://notatnikkulturalny.blogspot.com/2014/05/teoria-wszystkiego-sens-zycia-wed ug.html
Cóż, trudno się nie zgodzić ale jest też druga strona medalu, a według mnie wygląda tak:
Żyjemy w świecie, gdzie wszystko nam się rozmywa i rozlatuje przed naszymi oczami. Staramy się nadawać sens naszemu istnieniu i akcentować to na każdym kroku. Wszyscy wrzucamy do sieci kolejne strumień bezwartościowych informacji, które są magazynowane i przetwarzane bez przerwy. I jaki jest sens tego wszystkiego? Czy my sami tak desperacko musimy się utwierdzać w przekonaniu, że nasze życie ma sens?
Gilliam nie daje nam na to pytanie odpowiedzi. Daleko mu do bycia kaznodzieją, który będzie wykrzykiwał w telewizorku: "Znam sekret! Hurra! Ruszajcie za mną!". Za to bierze nas na kolana niczym dziadek i opowiada baśń. Baśń o człowieku wypranym z uczuć, zmęczonym i świadomym swojej marności. W nieco przekoloryzowanym stylu (bajki rządzą się swoimi prawami) mówi nam w co możemy się zmienić. Mówi też, kim się staliśmy..