Poza muzyką, ześwirowanym i zagubionym nieco Waltz'em i śliczną Malenie Thierry nie widziałem w tym filmie nic wielkiego. Typowy dla twórczości Gilliam'a, którego fanem nie jestem. Przypominał mi "Żródło" Aronofsky'ego. Myślę, że pięć jest oceną sprawiedliwą.