Można się wtrącić? Jako, że nawiązania do najlepszego filmu Gilliama, Brazil, widać na każdym kroku, to nie zdziwiłabym się, gdyby zakończenie TZT również nim było.Dostrzegając pewien sens w słowach Wielkiego Bra... Zarządcy, Qohen postanawia oddać się chaosowi otaczającego go świata. Po tym czynie doznaje na wzór (znanej mu już) nirwany. Szkopuł w tym, że nie jest to prawdziwe uczucie, tylko sztuczna imitacja. Prawdopodobnie jest ono również nietrwałe, z czasem może rozpocząć się powrót do tej niezbyt optymistycznej egzystencji, którą wiódł. Generalnie to strasznie przypomina mi to mrzonki Sama z Brazil, które zostały przerwane wiadomo czym...
Ewentualnie można uznać, że nie żyje, ale to dla mnie troszkę głupawe rozwiązanie.
Tak czy owak film nie wyszedł zbyt udany. Przechodziłem obok kina, zobaczyłem plakat, nazwisko reżysera i tytuł "Teoria wszystkiego", więc wstąpiłem. Dałem się nabrać na tłumaczenie dystrybutora, jakby przetłumaczyli "Teoria niczego", co lepiej oddaje sens tytułu i filmu, to bym nie wdepnął.
U mnie sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Czekałam na TZT jakieś pół roku i tydzień temu poszłam wreszcie pełna entuzjazmu do kina, oczekując klimatu i tematyki zaczerpniętej z Brazil, zdając sobie jednocześnie sprawę z tego, iż nie będzie to poziom tej wspaniałej wariacji na temat 1984. I to właśnie otrzymałam. Porządna zabawa kinem w wykonaniu Gilliama.
A tak a propos tytułu, to wszak głównym zadaniem bohatera, które zostaje mu narzucone przez korporacje, jest udowodnienie, że wszystko jest niczym (oj, Terry, kochamy twój optymizm), więc takie tłumaczenie jest jak najbardziej sensowne.
Wdepnąłeś w nic więcej jak termin czysto fizyczny - http://pl.wikipedia.org/wiki/Teoria_wszystkiego , który mniej więcej odpowiada temu co robił Q.
A w kwestii zakończenia, Q. został tam gdzie zaczynał, we własnym umyśle, tyle, że tym razem już całkiem pogodzony ze sobą. Skoro walka nie ma sensu, lepiej rzucić to w cholerę i żyć dla życia, światem nie trzeba się przejmować.