Należę do umiarkowanych fanów- tzn. "Szósty.." mnie zachwycił,"Znaki" zafascynowały a "Osada" rzuciła na kolana; za to wszystko co nadeszło później... I chyba dlatego film mnie momentami nudził.Nie wiem,czy nie zaciekawiłby mnie BARDZIEJ prawdziwy dokument o "cudownym dziecku" Hollywood,które dorosło i... straciło to "coś" ;-)
I właśnie dlatego nie mogę się oprzeć wnioskowi płynącemu z tego filmu: jeśli Sh.miał konszachty z duchami/demonami, dzięki którym wspiął się na szczyt sukcesu, to coś im się w tej współpracy strasznie popsuło i stąd te późniejsze filmowe wpadki ;-)