"Ukryta tajemnica..." jest bardzo dobrym, ciekawie zmontowanym dokumentem. Trzyma w napięciu, narracja prowadzona jest bardzo szybko, muzyka napisana przez Jeffa Beala, wpada w ucho i pozostaje na długo w pamięci.
Film wywiązuje się ze swojego zadania idealnie, bo zasiewa w widzu niepewność, czy "fakty" pokazane w nim przypadkiem nie są prawdziwe. Wszystko zrobione jest bardzo profesjonalnie, pasuje do siebie idealnie i do tego z minuty na minutę przez ujawniane kolejne rewelacje, staje sie coraz bardziej tajemnicze.
Wg mnie twórcy jednak trochę przesadzili z iloscią tajemnic i dziwów na temat życia Shyamalana. Co prawda wszystko sie bardzo ładnie układa, filmy Shyamalana mają być jego biografią, ale przez cały czas trwania "Ukrytej tajemnicy..." nie mogłem sie powstrzymać od myślenia, że jest to tylko i wyłącznie mistyfikacja. Że Shyamalan lub ktoś inny o kim nie wiemy chciał sobie zrobić żart z fanów i napisał sobie tą zgrabną historyjke, z wronami, duchami znad jeziora, tajemniczymi limuzynami, zdjęciami, szamanami, przyżeczeniami aktorów, awariami dźwięku, wyciętym życiorysem itd.itp.
Ale przecież "Każdy ma swoje tajemnice. Życie bez tajemnic byłoby nudne. Nieprawdaż?"
Mam identyczne odczucia. Chciałoby się, żeby to była prawda, ale te "mroczne przypadki" wydają się tak idealnie układać... ZBYT idealnie. Czuć tu niestety zgrabną bajeczką, a szkoda. Mimo tego dokument wciągający. Dreszczyk emocji i nutka niepewności ;) zostają po obejrzeniu.
Nieprawdaż? :)