Zaczęłam oglądać ten film głównie dla cudownego języka hiszpańskiego, który kocham i dla którego jestem w stanie przecierpieć nawet najgłupszą fabułę. Ale sam film naprawdę nie był zły - jasne, że schematyczny i łatwiutki, ale jednocześnie pełen jakiejś takiej magii i melancholii, poza tym dzieciaki zagrały całkiem fajnie i bezpretensjonalnie, co się rzadko zdarza. No i zakończenie, które na cały leciutki filmik każe jednak spojrzeć z trochę innej strony.
również uwielbiam jezyk hiszpański którego sie ucze:)mam pyt.jak skończył sie film bo nie obejrzałam do końca a w zasadzie do momentu jak dzieci były w jakims lesie i była burza....
No wiec w skrócie dzieciaki dojechały w końcu do tego ojca Malu, który - prawdopodbnie, bo nie jest to chyba powiedziane wprost - podpisał tę zgode na wyjazd Malu. Kiedy dojechali do tego ojca-latatnika matki tam na nich już czekał i zaczeła się jedna wielka kłótnia miedzy dorosłymi, dzieci pobiegły nad morze, przytuliły się i koniec.
Ja tylko pozwole sobie zauważyć ze gra aktorska dzieci była własnie bardzo słaba (przynajmniej wg mnie) o to był główny problem tego filmu.