Do filmu podszedłem z wielkim entuzjazmem. Obejrzałem go dopiero dzisiaj w lokalnym
kinie. Emocji i napięcia w filmie - prawie w ogóle. W momencie kiedy oglądasz film, do
którego się przygotowujesz od dłuższego czasu, a co jakiś czas interesuję cię która godzina
(bo coś się dłuży), myślisz, czy jeszcze byś coś zjadł, czy już nie za późno - to wnioski
nasuwają się same. Pani Holland zrobiła film długi, ambitny, ale niekiedy mdły. "Jakieś"
emocje zaczęły się w momencie kiedy córka Sochy powiedziała, "że to jest jedzonko dla
żydów". Później było lepiej, ale tak jakby chciano dozować te emocje. Chyba najbardziej
zainteresowały mnie końcowe napisy - one dały mi najwięcej do myślenia, że z chęcią bym
sięgnął do tych pamiętników.