kiedy na sam koniec filmu wszyscy wyszli z kanałów, pomyślałem sobie: "O żesz, zaraz coś
się stanie, coś na pewno złego". I nic. A ja ciągle czułem jakiś niepokój, jakieś napięcie.
Może dlatego, że przez dwie bite godziny, atmosfera tego filmu była przesycona niepokojem,
niepewnością. Ta niepewność mi się udzieliła. Kiedy sobie to uświadomiłem, to nie
mogłem już powiedzieć, że film jest do d*** bo nudny, bo dłużyzny, bo seks, bo coś tam.
Ten film scena po scenie, coraz bardziej... oddziaływał na mój nastrój. Już dawno nie
czułem czegoś takiego.
Kiedy wyszedłem z kina na jasny pasaż centrum handlowego, pomyślałem: "K***a, ale daje
to światło po oczach".
Bo się już przyzwyczaiłem po ponad 2 godzinach do ciemności w kanałach.