Jest w tym filmie dwóch bohaterów - kanalarz Socha i grupa Żydów, którą ukrywa. I między nimi nie dzieje się nic oprócz nauki przetrwania, dostarczania żywności. Dwoje dzieci bierze na ręce, na barana pod koniec filmu. Żadnej męskiej przyjaźni, żadnego pociągu do ładnej Grochowskiej. Na koniec nieporadne świętowanie ocalenia z ciastem i wódką. A jednak jest tam dla widza okazja do wzruszenia. Film zbudowany na niedopowiedzeniach. To spora odwaga, aby tak napisać scenariusz i tak wyreżyserować film. A mamy do czynienia z dojrzałym reżyserem do którego jakby bardziej pasuje pokaz rzemieślniczej sprawności niż odwaga w eksperymentowaniu.
Dlatego coraz lepiej myślę o tym filmie.