Jest historia, jest aktorstwo, jest prawda, są emocje, jest muzyka...
Generalnie nie brak nic z wyjątkiem tanich wzruszeń, sentymentalnych pierdół i sztucznego patosu
Cała ta historia, sceny przesłuchania, pożegnania Giuseppe, relacja ojciec-syn, kreacje
Postlethwaite'a i Day-Lewis'a : po prostu wgniata w fotel.
Wielkie, wielkie kino
Idealnie to przedstawiłeś. Film wzrusza, ale nie nachalnie. Bez wsadzonego na siłę patosu, bez scen rodem z nędznych wyciskaczy łez (typu gówniany Forrest Gump). Film o prawdzie, o prawdziwych emocjach. Film przez duże f.
Muzyka rewelacyjna: Dylan, Bono i Friday, Thin Lizzy, O'Connor, Hendrix... Pierwszy utwór (Bono i Gavina Fridaya) po prostu dał mi po mordzie.
Główne role zagrane na najwyższym poziomie. Czego chcieć więcej?