Zaczyna się od zbliżenia na Gary'ego Sinise'a drącego japę po środku zaśnieżonego lasu. II wojna światowa, grupa amerykańskich żołnierzy zostaje wysłana na zwiady - więcej zdradzać nie będę. Powiem tylko, że spotkają grupę Niemców którzy będą chcieli się poddać.
Doprowadzi to do kilku rewelacyjnych scen, jak bitwa na śnieżki oraz wspólne śpiewanie "Stille Nacht" (coś pięknego). Właściwie każda sekwencja ma jakąś scenę którą warto zapamiętać. Ujęła mnie nawet ta pokręcona scena seksu z czterema chłopami oraz mycie ciała martwego kolegi. Cały czas wiedzieli o ryzyku, w jakim się znajdują, więc realizm też jest w sumie zachowany. A oprócz tego postarano się o mnóstwo poezji w taki "mój" sposób.
Cholera, ależ mi się ten film spodobał. Jest nawet leciutko psychodeliczna muzyka oraz John C. McGinley (nareszcie nie w roli epizodycznej).
7+/10.
Nie no, o kosmitach nie zdradziłem jak na koniec przybywają adoptować Hitlera. ~~